środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 7 - Mówiłem byś nie szła za mną

Błądzimy już od jakiejś godziny po tym lesie. Wracamy do miejsca w którym znalazłyśmy ciało kobiety i idziemy w następną stronę. Gdzie on mógł pójść i dlaczego nie obudził mnie tylko zostawił pod drzwiami. Mimo że starałam się nie przejmować znakami, które były na kobiecym ciele, ciągle o nich myślałam. Fenny cały czas upewniała się czy współmieszkańcy Briana idą za nami. Kiedy wyszłyśmy zza gęstych krzaków, gdzie droga się zakończyła ujrzałyśmy przed sobą jezioro, którego nie było można obejść przez skały. – Wracamy pod drzewo. Tam odpoczniemy i pomyślimy. – oznajmiłam i tak też zrobiłyśmy. Będąc na miejscu dostrzegłam brak plecaka.  Dziewczyn również to zauważyła,  wyjęła łuk i zaczęła wypatrywać czy w głębi lasu nic się nie ukrywa. Po chwili usłyszałyśmy szelest. Złapałam za rękojeść miecza i skierowałam się w stronę dobiegającego dźwięku, będąc już przy nich usłyszałam głos dziecka – Proszę nie zabijaj mnie – powiedziała mała dziewczynka wychodząc z kryjówki z plecakiem w ręku. Wyglądała na wystraszoną i zaniedbaną. Włosy związane w dwa kucyki, prosiły się o to by je poprawić. Zielona sukienka, którą miała na sobie w niektórych miejscach miała małe dziury oraz była cała brudna.
Fenny zbliżyła się do nas opuszczając łuk i kucając przy dziecku zaczęła pytać ile ma lat i dlaczego jest tu sama. Odpowiedziała że ma 6 lat, następnie spojrzała do góry i powiedziała że jej mama umarła, ktoś ją zabił. Zaczęła płakać mówiąc że wczoraj rano, ktoś porwał jej mamę jak spały pod tym drzewem, a gdy się obudziła mama już nie żyła. Wisiała nad jej głową. Zbliżyłam się do niej i wzięłam ją w ramiona. Zapytałam o tatę, na to dziewczynka powiedziała że też umarł. Kilka dni temu napadli na ich domek jacyś ludzie. Ojciec poświęcił życie by jego rodzina mogła być bezpieczna. Trzymałam dziewczynkę mocno w objęciach, przypominając sobie co czułam kiedy moi rodzice odeszli. – Co z nią zrobimy? – zapytała Indianka rozglądając się. – Boję się, niech mnie Pani nie zostawia – wypłakała. Złapałam dziewczynkę za ramiona i odsunęłam krok do tyłu tak by móc spojrzeć jej w oczy.
– Jak masz na imię?
- Sevi                                                                                                    
- Ładnie, ja jestem Erin, a to jest Fenny. Zabierzemy Cię ze sobą. Nie zostawię Cię samej. Jasne? – oznajmiłam uśmiechając się do dziewczynki by ją uspokoić. Ona jedynie pokiwała głową na zgodę.
- Zamierzasz zaprowadzić ją do reszty? – spytała Fenny.
- Nie mogę. Nie mam do nich przekonania. Pójdzie z nami. Biorę za nią odpowiedzialność. – nie chciałam by to niewinne dziecko przechodziło przez to co ja. Zapewnię jej to czego sama nie miałam. Puściłam dziewczynkę i wstając uświadomiłam sobie że ona mogła coś widzieć na temat Briana. – Sevi, widziałaś może tutaj w okolicy chłopaka trochę wyższego ode mnie,  blond włosy, niebieskie oczy?
- Rozmawiałam z nim. – odpowiedziała – Powiedział że nie mam za nim iść i że jak mnie zobaczy to umrę.  – powiedziała wystraszona.
Co takiego? To mi nie pasowało do niego. Chociaż… Może miał ku temu powód? Ktoś mógł go zmusić.
- Pamiętasz w którą stronę poszedł? – zapytała Indianka widząc moje zamyślenie. Sevi powiedziała że śledziła go jakiś czas, ale zaczęła się bać jego dziwnego zachowania i wróciła. Poprosiłam ją by nas poprowadziła. Z początku nie chciała się zgodzić mówiąc że się boi, ale przekonałam dziewczynkę że obronie ją jak tylko ktoś spróbuje ją skrzwydzić. Złapała mnie za rękę i zaczęła nas prowadzić, po drodze opowiadała nam o swoich rodzicach, ulubionych zabawach i o tym że miała kiedyś kota, ale się zgubił. - Tutaj widziałam go ostatni raz, jak się odwróciłam żeby zobaczyć czy mnie widzi, szedł tam – powiedziała, dalej wskazując drogę. Co on do licha robi tak daleko? Nagle usłyszałyśmy rozmowy dobiegające zza naszych pleców. Idą po nas, pomyślałam. Fenny jako że jest zwinniejsza wzięła małą na plecy i zaczęła się wspinać po drzewie, a ja tuż za nimi. Miałam potworny problem z wejściem, gdyż było mało gałęzi na które mogłam stanąć. Fenny miała w tym wprawę, zdążyła schować się w koronie drzewa, a ja ugrzęzłam. W małej szczelinie zaklinowała mi się noga. Spokojnie Erin, nie mogą Cię usłyszeć powtarzałam sobie w myślach. Spojrzałam w dół i zauważyłam cztery osoby uzbrojone po zęby. Wśród nich znajdował się ich szef. Jak na złość stanęli tuż przy drzewie na którym byłyśmy. Wystarczyło jedno spojrzenie w górę by mnie zobaczyli.      – Wracajmy już. Nie ma żadnego śladu, który wskazywał by na to że tędy idą – powiedziała niska dziewczyna. Szef rozejrzał się w koło i przytaknął na jej słowa. Wycofali się. Jednak gestem ręki kazałam Fenny pozostać jeszcze na górze i na wszelki wypadek odczekać chwilę. Ja w tym czasie zaczęłam wydostawać nogę ze szczeliny. W pewnym momencie pod wpływem frustracji pociągnęłam nogę tak szybko i gwałtownie że co prawda wydostałam ją, ale sama zaczęłam spadać w dół. W połowie lotu udało mi się złapać jedną z gałęzi, która nie była zbyt gruba. Wisiałam teraz w powietrzu, trzymając się jedną ręką i nie wiedząc co dalej. – Trzymaj się idę do Ciebie – zawołała Fenny. Kiedy była już wystarczająco blisko, gałąź pękła  i z około 3 metrów zleciałam do końca na ziemię – Erin! Nie ruszaj się! – krzyknęła przerażona Indianka. Zwinęłam się z bólu i zaciskając mocno oczy czekałam na dziewczyny, które już po chwili przy mnie były. - Powiedz co Cię boli, możesz się ruszać? – spytała Fenny. Ból po chwili leżenia nie był już tak silny, jednak pozostał odczuwalny. Wykrztusiłam z siebie że mogę iść dalej, ból mi przejdzie. Widziałam po jej minie że nie podoba jej się to że tak ryzykuje, jednak nic nie powiedziała. Pomogła mi wstać i ruszyłyśmy dalej. Utykałam trochę na jedną nogę, lecz  zlekceważyłam ten fakt. W pewnym momencie poczułam że dziewczynka puszcza moją rękę i zaczyna się cofać. – Co się stało? – zapytałam, nic nie odpowiedziała więc  spojrzałam w to samo miejsce co ona. Jest. Zauważyłam klęczącego na ziemi Briana z głową opuszczoną w dół, nikogo więcej z nim nie było. – Posłuchaj to nasz przyjaciel, nic Ci nie zrobi obiecuje. – powiedziałam patrząc jej w oczy i łapiąc znów za rękę zbliżyłyśmy się do chłopaka. Z bliska dało się dostrzec że trząsł się. – Brian, wszystko w porządku? Dlaczego tak się oddaliłeś?– zapytałam kładąc rękę na jego ramieniu.

 – Mówiłem byś nie szła za mną…

5 komentarzy:

  1. Oooo... żal mi tej dziewczynki... Nie spodziewałam się takiej akcji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na dalszy ciąg ;P Dodatkowo zapraszam na mojego bloga.
    http://another-world-in-my-crazy-imagination.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę ciekawa historia, ale muszę
    spytać ta czcionka to tak specjalnie? nie to że coś ale nieczęsto spotykana.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, czcionka jest specjalnie dopasowana :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Co prawda nie czytałam od początku, ale ten rozdział był dość ciekawy. Szkoda mi tej dziewczynki. Kim ona jest i dlaczego ten chłopak groził, że ją zabije?
    Pozdrawiam :**
    Juliet

    OdpowiedzUsuń