niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 8 - Miałaś wybór, mogłaś przeżyć

- Mówiłem byś za mną nie szła… - wypowiedział te słowa głosem, pełnym nienawiści.
- Fenny, zabierz ją stąd – zwróciłam się do dziewczyny popychając delikatnie Sevi w jej stronę. Obie obawiałyśmy się że lada moment może dojść do sytuacji, której wolała bym uniknąć. Kiedy obie zaczęły się wycofywać, kucnęłam przed Brianem, aby móc spojrzeć mu w oczy i dowiedzieć się co jest powodem jego nagłego zniknięcia. Gdy chłopak postanowił na mnie spojrzeć, zatkało mnie. Jego źrenice były bardzo powiększone, a tęczówki przybrały czerwonego koloru.
- Daję Ci ostatnią szansę na odejście – wysyczał przez zęby, kurczowo trzymając swoją lewą rękę.
- Brian, przeszłam ten kawał drogi, aby Ci pomóc, tak jak i Ty pomogłeś mi. Powiedz mi co się stało i w jakim celu tak się oddaliłeś.
Jednak ten nie odpowiedział. Wiedziałam też że dalsza próba dowiedzenia się czegoś nie przyniesie skutku.  Blondyn był tak szybki, że nim się obejrzałam, ten z całej siły odepchnął mnie na bok. Podniosłam się pośpiesznie i przygotowałam broń w razie nagłej potrzeby.
- Nie wiem co się z Tobą dzieje, ale wiedz że możesz to zwalczyć – nic nie opowiedział... Spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem i biegiem ruszył w moją stronę, chcąc zabić mnie swoim mieczem. Zaczęłam się bronić, blokowałam każdy jego cios, starałam się także obmyśleć plan, dzięki któremu obezwładnię go i będę mogła przywrócić mu jego świadomość.  Wtedy usłyszałam krzyk dziewczynki.
- Zostaw ją, nie rób jej krzywdy! – niech to szlag, przecież Fenny miała ją pilnować! Brian bez zastanowienia ruszył w stronę Sevi, mimo faktu że widziałam Indiankę zmierzającą w ich stronę, nie mogłam stać bezczynnie i  się temu przyglądać. Poczułam nagły napływ siły i pewności siebie. Pewna siebie ruszyłam za chłopakiem i w błyskawicznym tempie znalazłam się między blondynem, a dzieckiem blokując jego atak. Uderzenie było tak silne że nie mogąc ustać, klęknęłam na jedno kolano, zdenerwowana na Indiankę.
- Maiłaś ją pilnować!  - wykrzyczałam, starając się nie utrzymać równowagę, gdyż Brian ciągle naciskał swoim mieczem na moją szablę.  Dziewczyna nic nie odpowiedziała, usłyszałam jedynie jak odbiegają. Wtedy z całej siły odepchnęłam jego broń na bok, odskakując w drugą stronę. Z początku walka była wyrównana, jedyną różnicą było to że on chciał mnie zabić, a ja starałam się pozbyć z niego tej nienawiści.
Nagle jednym zwinnym i szybkim ruchem złapał mnie za nadgarstek ręki którą trzymałam broń i pod wpływem jego silnego uścisku puściłam ją.  Zdążyłam tylko spojrzeć w jego przepełnione  bólem i nienawiścią oczy, kiedy to nadal trzymając mój nadgarstek z potworną siłą rzucił mną w olbrzymie drzewo. Teraz miałam pewność że to sprawka jakiegoś czaru, jego siła była nieludzka.  Lekceważąc ból zaczęłam się podnosić uważnie obserwując każdy jego ruch.
- Miałaś wybór, mogłaś przeżyć, jednak byłaś na tyle głupia że wybrałaś śmierć – powiedział z uśmiechem na twarzy zbliżając się w moim kierunku unosząc swój miecz ku górze. W momencie w którym chciał zadać cios, ja zdążyłam zrobić unik. Szybko wstałam i jednym ruchem obiegłam go rzucając mu się na plecy, zamierzałam go poddusić aby stracił przytomność. Nie pomogło… złapał  mnie za rękę, którą go trzymałam i przerzucił przed siebie. Role się odwróciły, pochylając się nade mną złapał mnie za szyję i przyparł do drzewa. Uśmiechnął się, lecz jego spojrzenie było wciąż takie same. Zaczął mnie dusić i wtedy też zauważyłam Fenny, która bezszelestnie chciała zbliżyć się do Briana. Gdy była już wystarczająco blisko rzuciła się na chłopaka przykładając mu sztylet do gardła.
- Puść ją, albo Cię zabije! – zagroziła dziewczyna , po minie chłopaka widać było że nie przejął się tymi słowami. Poczułam że uścisk, którym zamierzał mnie wykończyć rozluźnia się, a ja upadam na ziemię. Starałam się wyrównać oddech, kiedy to chłopak jednym ciosem zadał Fenny taki ból że ta straciła przytomność. Nie mogłam nic zrobić, byłam pozbawiona sił. Brian złapał sztylet, który należał do Indianki i wracając do mnie znów uniósł mnie ku górze.
- Proszę, op… - nie dokończyłam, ponieważ poczułam jak ostrze wbija mi się w brzuch. W momencie wyjęcia ostrza puścił mnie tak że runęłam na ziemię, czując w ustach posmak krwi. Wszystko zaczęłam widzieć jak przez mgłę.  Ostatnie co widziałam to blondyn trzymający się za głowę i nastała ciemność.
Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą rodziców, oboje płakali pochyleni nad czyimś ciałem, zbliżając się do nich, zapytałam co się stało, kto tam leży, lecz Ci nie odpowiedzieli. Wydawało się że mnie nie słyszą, ani nie widzą. Podeszłam bliżej i zesztywniałam. To ja tam leżałam w kałuży krwi. Ojciec trzymał w ręku ostrze, którym prawdopodobnie zostałam dźgnięta. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Starałam się coś do nich powiedzieć, pokazać się, ale byłam dla nich niewidzialna. Z rozpaczy uklęknęłam nad swoim ciałem i zaczęła krzyczeć. Nagle dopadł mnie silny ból w okolicach brzucha, na rękach miałam krew i wokół mnie zaczęła panować ciemność. Zamknęłam z bólu oczy, a gdy je otworzyłam znajdowałam się na łóżku obok którego siedziała Fenny, Sevi spała przytulona do mnie, a Brian stał kawałek dalej i mi się przyglądał.
- Już dobrze, musisz odpocząć. – powiedziała Indianka głaszcząc mnie po głowie.
- C-co się stało ? – wymamrotałam nie mając siły na wypowiedzenie dodatkowych słów.

- To wszystko sprawka Lonana. Zatruł Briana jakimś świństwem, przez co postradał zmysły. Dopiero poważne zranienie Ciebie, sprawiło że się opamiętał. To miała być zemsta. Lonan wmówił mu że jesteś zła i należy Cię zabić. To cud że żyjesz po tym, biorąc pod uwagę upadek z drzewa i fakt że nie do końca zagoiła Ci się rana po spotkaniu z tamtymi stworami. – wypowiedziała się Fenny. Złapałam się za głowę i poprosiłam, aby zostawili mnie samą. Widziałam że dziewczynie nie podobał się ten fakt, ale zgodziła się. Obudziła dziewczynkę i mówiąc jej że później porozmawiamy opuściły pomieszczenie wraz z chłopakiem. 

środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 7 - Mówiłem byś nie szła za mną

Błądzimy już od jakiejś godziny po tym lesie. Wracamy do miejsca w którym znalazłyśmy ciało kobiety i idziemy w następną stronę. Gdzie on mógł pójść i dlaczego nie obudził mnie tylko zostawił pod drzwiami. Mimo że starałam się nie przejmować znakami, które były na kobiecym ciele, ciągle o nich myślałam. Fenny cały czas upewniała się czy współmieszkańcy Briana idą za nami. Kiedy wyszłyśmy zza gęstych krzaków, gdzie droga się zakończyła ujrzałyśmy przed sobą jezioro, którego nie było można obejść przez skały. – Wracamy pod drzewo. Tam odpoczniemy i pomyślimy. – oznajmiłam i tak też zrobiłyśmy. Będąc na miejscu dostrzegłam brak plecaka.  Dziewczyn również to zauważyła,  wyjęła łuk i zaczęła wypatrywać czy w głębi lasu nic się nie ukrywa. Po chwili usłyszałyśmy szelest. Złapałam za rękojeść miecza i skierowałam się w stronę dobiegającego dźwięku, będąc już przy nich usłyszałam głos dziecka – Proszę nie zabijaj mnie – powiedziała mała dziewczynka wychodząc z kryjówki z plecakiem w ręku. Wyglądała na wystraszoną i zaniedbaną. Włosy związane w dwa kucyki, prosiły się o to by je poprawić. Zielona sukienka, którą miała na sobie w niektórych miejscach miała małe dziury oraz była cała brudna.
Fenny zbliżyła się do nas opuszczając łuk i kucając przy dziecku zaczęła pytać ile ma lat i dlaczego jest tu sama. Odpowiedziała że ma 6 lat, następnie spojrzała do góry i powiedziała że jej mama umarła, ktoś ją zabił. Zaczęła płakać mówiąc że wczoraj rano, ktoś porwał jej mamę jak spały pod tym drzewem, a gdy się obudziła mama już nie żyła. Wisiała nad jej głową. Zbliżyłam się do niej i wzięłam ją w ramiona. Zapytałam o tatę, na to dziewczynka powiedziała że też umarł. Kilka dni temu napadli na ich domek jacyś ludzie. Ojciec poświęcił życie by jego rodzina mogła być bezpieczna. Trzymałam dziewczynkę mocno w objęciach, przypominając sobie co czułam kiedy moi rodzice odeszli. – Co z nią zrobimy? – zapytała Indianka rozglądając się. – Boję się, niech mnie Pani nie zostawia – wypłakała. Złapałam dziewczynkę za ramiona i odsunęłam krok do tyłu tak by móc spojrzeć jej w oczy.
– Jak masz na imię?
- Sevi                                                                                                    
- Ładnie, ja jestem Erin, a to jest Fenny. Zabierzemy Cię ze sobą. Nie zostawię Cię samej. Jasne? – oznajmiłam uśmiechając się do dziewczynki by ją uspokoić. Ona jedynie pokiwała głową na zgodę.
- Zamierzasz zaprowadzić ją do reszty? – spytała Fenny.
- Nie mogę. Nie mam do nich przekonania. Pójdzie z nami. Biorę za nią odpowiedzialność. – nie chciałam by to niewinne dziecko przechodziło przez to co ja. Zapewnię jej to czego sama nie miałam. Puściłam dziewczynkę i wstając uświadomiłam sobie że ona mogła coś widzieć na temat Briana. – Sevi, widziałaś może tutaj w okolicy chłopaka trochę wyższego ode mnie,  blond włosy, niebieskie oczy?
- Rozmawiałam z nim. – odpowiedziała – Powiedział że nie mam za nim iść i że jak mnie zobaczy to umrę.  – powiedziała wystraszona.
Co takiego? To mi nie pasowało do niego. Chociaż… Może miał ku temu powód? Ktoś mógł go zmusić.
- Pamiętasz w którą stronę poszedł? – zapytała Indianka widząc moje zamyślenie. Sevi powiedziała że śledziła go jakiś czas, ale zaczęła się bać jego dziwnego zachowania i wróciła. Poprosiłam ją by nas poprowadziła. Z początku nie chciała się zgodzić mówiąc że się boi, ale przekonałam dziewczynkę że obronie ją jak tylko ktoś spróbuje ją skrzwydzić. Złapała mnie za rękę i zaczęła nas prowadzić, po drodze opowiadała nam o swoich rodzicach, ulubionych zabawach i o tym że miała kiedyś kota, ale się zgubił. - Tutaj widziałam go ostatni raz, jak się odwróciłam żeby zobaczyć czy mnie widzi, szedł tam – powiedziała, dalej wskazując drogę. Co on do licha robi tak daleko? Nagle usłyszałyśmy rozmowy dobiegające zza naszych pleców. Idą po nas, pomyślałam. Fenny jako że jest zwinniejsza wzięła małą na plecy i zaczęła się wspinać po drzewie, a ja tuż za nimi. Miałam potworny problem z wejściem, gdyż było mało gałęzi na które mogłam stanąć. Fenny miała w tym wprawę, zdążyła schować się w koronie drzewa, a ja ugrzęzłam. W małej szczelinie zaklinowała mi się noga. Spokojnie Erin, nie mogą Cię usłyszeć powtarzałam sobie w myślach. Spojrzałam w dół i zauważyłam cztery osoby uzbrojone po zęby. Wśród nich znajdował się ich szef. Jak na złość stanęli tuż przy drzewie na którym byłyśmy. Wystarczyło jedno spojrzenie w górę by mnie zobaczyli.      – Wracajmy już. Nie ma żadnego śladu, który wskazywał by na to że tędy idą – powiedziała niska dziewczyna. Szef rozejrzał się w koło i przytaknął na jej słowa. Wycofali się. Jednak gestem ręki kazałam Fenny pozostać jeszcze na górze i na wszelki wypadek odczekać chwilę. Ja w tym czasie zaczęłam wydostawać nogę ze szczeliny. W pewnym momencie pod wpływem frustracji pociągnęłam nogę tak szybko i gwałtownie że co prawda wydostałam ją, ale sama zaczęłam spadać w dół. W połowie lotu udało mi się złapać jedną z gałęzi, która nie była zbyt gruba. Wisiałam teraz w powietrzu, trzymając się jedną ręką i nie wiedząc co dalej. – Trzymaj się idę do Ciebie – zawołała Fenny. Kiedy była już wystarczająco blisko, gałąź pękła  i z około 3 metrów zleciałam do końca na ziemię – Erin! Nie ruszaj się! – krzyknęła przerażona Indianka. Zwinęłam się z bólu i zaciskając mocno oczy czekałam na dziewczyny, które już po chwili przy mnie były. - Powiedz co Cię boli, możesz się ruszać? – spytała Fenny. Ból po chwili leżenia nie był już tak silny, jednak pozostał odczuwalny. Wykrztusiłam z siebie że mogę iść dalej, ból mi przejdzie. Widziałam po jej minie że nie podoba jej się to że tak ryzykuje, jednak nic nie powiedziała. Pomogła mi wstać i ruszyłyśmy dalej. Utykałam trochę na jedną nogę, lecz  zlekceważyłam ten fakt. W pewnym momencie poczułam że dziewczynka puszcza moją rękę i zaczyna się cofać. – Co się stało? – zapytałam, nic nie odpowiedziała więc  spojrzałam w to samo miejsce co ona. Jest. Zauważyłam klęczącego na ziemi Briana z głową opuszczoną w dół, nikogo więcej z nim nie było. – Posłuchaj to nasz przyjaciel, nic Ci nie zrobi obiecuje. – powiedziałam patrząc jej w oczy i łapiąc znów za rękę zbliżyłyśmy się do chłopaka. Z bliska dało się dostrzec że trząsł się. – Brian, wszystko w porządku? Dlaczego tak się oddaliłeś?– zapytałam kładąc rękę na jego ramieniu.

 – Mówiłem byś nie szła za mną…

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 6 - Dokąd to?

- Nic Ci nie jest? – otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą dziewczynę, która wcześniej szeptała coś Brianowi na ucho. Dziewczyna była niższa ode mnie o głowę, długie kruczoczarne włosy idealnie pasowały do jej ciemnych oczu. – Ech… Nawet nie wiem kiedy zasnęłam – odpowiedziałam i przy pomocy dziewczyny wstałam. – Co tu się stało? – zapytała oszołomiona. Cały parter był zniszczony, nie mówiąc już o barierkach przez które przelecieli w nocy. – Siwowłosy znowu próbował mnie zabić, Brian mu nie pozwolił na to i zaczęła się między nimi walka. – Gdzie on jest? – zapytała podejrzliwie.

- Jak to gdzie? Śpi w pokoju. – otworzyłam drzwi i nikogo w środku nie zastałam – Ale… Przy mnie się kładł, był osłabiony. Nie mam pojęcia gdzie mógł się podziać- to jakiś żart? Jeszcze przed moim zaśnięciem był okazem zmarnowanego człowieka. – A co z Lonanem? – spytała wkurzona. – Po pierwsze uspokój się, bo to nie moja wina że gdzieś sobie poszedł, a po drugie kim jest Lonan? – zaczęło mnie irytować jej zachowanie. – Lonan, czyli siwowłosy – i ta jej irytacja. Miałam ochotę ją uderzyć, działała mi już na nerwy. – Nie wiem… Brian wyleciał razem z nim na dwór i wrócił już sam. Powiedział że go nie zabił, ale był przekonany że już nie wróci. – odpowiedziałam zachowując spokój, wstąpiłam na moment do pokoju po swoją broń, a następnie oddaliłam się w stronę schodów prowadzących w dół. – Erin ! – odwróciłam się i ujrzałam Fenny, która rzuciła mi się na szyję. – O co chodzi? – Indianka nie chciała mnie puścić. – Bałam się że coś Ci się stało, miałam potworny sen. – mimo to uśmiech nie schodził jej z twarzy. – Opowiesz mi go później, a teraz chodźmy trzeba rozejrzeć się za Brianem. Dziewczyna chciała o coś zapytać lecz powiedziałam jej że zaraz wszystkiego się dowie. Na szczęście łuk miała już przy sobie. Na dole, reszta mieszkańców zaczęła sprzątać pozostałości po zniszczonych meblach. Dlaczego nikt mnie wcześniej nie obudził? Itak pewnie się nie dowiem. Skierowałyśmy się z Fenny w stronę wyjścia, kiedy stanął przed nami dobrze zbudowany facet. – Dokąd to? Najpierw wasze pojawienie się, zamieszanie na piętrze, a teraz to i zaginięcie Briana – powiedział wskazując na wnętrze budynku. – Idziemy go poszukać, przykro mi że ten zbieg okoliczności zmusza Cię do próby powstrzymania nas. –  zamierzałam go wyminąć, lecz ten zbliżając się bliżej nie pozwolił mi na to. – Zejdź mi z drogi – syknęłam z zaciśniętymi zębami. – Jeśli nie wrócisz do południa, ruszymy za wami i nie będziesz miała się wtedy z czego tłumaczyć, po prostu zginiesz. Ty i Twoja przyjaciółka – powiedział patrząc to na mnie to na nią – Nie rzucaj słów na wiatr – tym zakończyłam rozmowę z jak mi się zdawało szefem tych ludzi i Briana. Najpierw okrążyłyśmy cały budynek, który przypominał w połowie kościół, w połowie zamek. Opowiedziałam dziewczynie sytuacje, która miała miejsce dziś w nocy i o tym że została uśpiona wraz z resztą. Zapytałam ją o sen, śniła jej się sytuacja z Lonanem, kiedy to stanęła w mojej obronie, z taką różnicą że w śnie nikt mi nie pomógł. Uznałam że swój sen zachowam dla siebie. Uznałyśmy że lepiej będzie zacząć dalsze poszukiwania od ścieżki zaczynającej się przy wejściu do budynku. – Jak myślisz dlaczego wyszedł tak bez słowa? – zapytała Indianka. Nic nie odpowiedziałam, miałam przeczucie, że chodzi o Lonana. Czułam że coś mogło się stać i moi obowiązkiem jest teraz spłacić dług. Nie mogę zostawić go samego, on tego nie zrobił. – Erin tutaj! – zawołała Fenny znajdując się trochę dalej ode mnie. Podbiegłam w jej stronę i zauważyłam krew na drzewie, wyglądała na świeżą. Na jednym śladzie się nie skończyło, ruszyłyśmy za nimi zachowując przy tym szczególną ostrożność. – Tutaj ślad się urywa – powiedziała stając w miejscu. Ale jak to? Dookoła nie było nic co wskazywało by na kryjówkę. Spojrzałam na dziewczynę i zauważyłam że z wielkimi oczami i otwartą szeroko buzią przygląda się czemuś w górze. Również podniosłam wzrok i ujrzałam powieszone do góry nogami ludzkie ciało. To była kobieta. – Musimy ją zdjąć. Trzeba ją pochować. – powiedziałam osłupiona tym widokiem.
- A co z Brianem? – zapytała przerażona. – Jest silnym chłopakiem. Zdążymy go odnaleźć  – sama nie widziałam czy zostawić te ciało w górze i wrócić później czy też szukać dalej chłopaka. Chciałam jednak pokazać Fenny że nie panikuje i wiem co robię. Dziewczyna zaczęła się wspinać po drzewie na którym została powieszona kobieta, a ja ruszyłam jej śladem zachowując spory odstęp. Kiedy już była u szczytu, usiadła na grubej gałęzi, po czym jedną ręką złapała linę, a drugą ją przecięła. Z całej siły utrzymała linę i delikatnie opuszczając ją ku dołowi, umożliwiła mi złapanie jej. Nawet nie myślałam by jej się teraz przyglądać, również znajdowałam się na grubszej gałęzi więc umieściłam ciało między mną, a drzewem. Rozwiązałam linę z jej nóg i z jej użyciem przywiązałam ciało do siebie. Zamknęłam na moment oczy, po czym zaczęłam schodzić starając się nie stracić równowagi. Kiedy już zeszłam usiadłam na ziemi, odczepiłam od siebie kobietę i położyłam plecami na ziemi, łapiąc się za ranę, która dała się we znaki przyjrzałam się ciału. Kobieta wyglądała na 40 lat, była blada i zimna jak ściana. Przyczyną śmierci było nic innego jak cios nożem prosto w serce. – Kto mógł jej to zrobić – wybełkotała Fenny stojąc za moimi plecami. – Ktokolwiek to zrobił, na pewno wróci – rozejrzałam się dookoła i mimo faktu że nic nie dostrzegłam, byłam niespokojna. – Patrz co znalazłam za krzakami – dziewczyna podała mi  łopatę i plecak. Teraz mamy pewność że morderca wróci. – Zacznij kopać, ja przejrzę plecak. – Indianka bez sprzeciwu, wzięła się do pracy. Znalazłam jedynie kompas, trochę jedzenia i wody. Brak broni. Dla zachowania czujności stałyśmy na zmianę jedna na czatach, druga kopała. Gdy już skończyłyśmy ostrożnie wsadziłyśmy ciało do wykopanej dziury. Wtedy dostrzegłam coś czarnego na jej skórze. Rozcięłam kawałek rękawa i zauważyłam dziwne symbole na jej ręku. Wszystkie koloru czarnego. Nie wiem czy może mieć to jakieś znaczenie, ale na wszelki wypadek będę brała to pod uwagę. Zakopałyśmy kobietę, pomodliłyśmy się by jej dusza zaznała spokoju oraz aby osoba która za tym stoi szybko zakończyła swój żywot.

- Ruszamy dalej – powiedziałam, kontynuując poszukiwania. Dziewczyna zasypała mnie pytaniami typu: co jeśli Brian już wrócił, zaraz południe i czy nie boje się że reszta faktycznie za nami ruszy. Szczerze nie myślałam o nich w tej chwili. A co do chłopaka… Byłam przekonana że nie wrócił. 

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 5 - To Ty nas uśmierciłaś

Kiedy się obudziłam, Briana nie było przy mnie. Wstałam z łóżka nie czując żadnego bólu i wyszłam z pokoju.  Szłam korytarzem przed siebie, kiedy w dali zauważyłam dwie odwrócone do mnie plecami osoby. Nie miałam przy sobie broni, nie widziałam dlaczego, ale czułam się bardzo bezbronna. Zaczęłam zbliżać się w stronę tajemniczych postaci i kiedy byłam kilka kroków od nich oni się odwrócili. Doznałam szoku. – Mama? Tata? Ale… Jak to możliwe…  . - jąkałam się nie rozumiejąc sytuacji w której się znajduję. Matka miała łzy w oczach, a ojciec patrzył na mnie z nienawiścią, pytając co mnie tak dziwi.
- Przecież wy nie żyjecie, widziałam was martwych… - wyszeptałam bardziej do siebie niż do nich ze łzami w oczach,
- My nie żyjemy? To Ty nas uśmierciłaś, opuściłaś nas i rozpowiedziałaś że jesteśmy martwi – krzyknął ojciec obejmując rozpłakaną matkę.
 - Nas też zamierzasz uśmiercić?– usłyszałam za sobą głos Fenny, odwróciłam się i widziałam ją z Brianem i resztą jego towarzyszy. – Ale … O czym wy mówicie?! Nikogo nie zabiłam! To Derwa odebrała mi was! – krzyknęłam w stronę rodziców. Wtedy ktoś cisnął mną o ścianę, upadłam czując jak łamią mi się kości. Łapiąc się za żebra spojrzałam w górę. Siwowłosy… - Mówiłem że nie można Ci ufać – powiedział uśmiechając się szyderczo. – Dokończ to co zacząłeś – rozkazał Brian, patrząc na mnie z nienawiścią. Nim zdążyłam coś odpowiedzieć, uniósł mnie w górę i unosząc sztylet ku górze…

     - Spokojnie ! Już dobrze, to tylko zły sen – zaczął uspokajać mnie Brian.

- Zostaw mnie ! Nie dotykaj mnie!– zaczęłam krzyczeć, czując pot na całym ciele. Chłopak wstał ostrożnie z łóżka i próbował ze mną porozmawiać. Byłam tak oszołomiona tym snem, że nie chciałam przyjąć do świadomości że on mi w rzeczywistości nic nie zrobił. Nagle usłyszeliśmy zbliżające się kroki za drzwiami, ucichły tuż przy pokoju w których obecnie byliśmy. Blondyn ubrał koszulkę i chciał wyjść, lecz niespodziewany gość uprzedził go, otwierając drzwi z furią. Siwowłosy. – Czego chcesz? – spytał Brian. Ten natomiast wystawił sztylet tak by był na widoku i skierował go w moją stronę. On mi nie odpuści, widziałam to w jego oczach. Nie miałam siły żeby z nim walczyć, ale wiedziałam że muszę się bronić. Blondyn sięgnął czym prędzej po miecz i stając między nami, rozkazał napastnikowi opuścić to miejsce. Ten jednak się uśmiechnął i nawet nie zauważyłam kiedy, ale był już przy Brianie i łapiąc go za ramie rzucił nim w stronę drzwi. Moja broń… Leżała na drugim końcu pokoju. Będąc w pozycji siedzącej, czekałam aż pierwszy zrobi ruch, bym mogła go uniknąć. – Nikt Ci nie pomoże. Uśpiłem pozostałych. Jaka szkoda że Brian nie zjawił się na kolacji – oznajmił udając przejęcie. Robiąc gwałtowny krok do przodu zamachnął się, a ja odskoczyłam w prawo po czym ruszyłam po szable. Mając ją w ręku, ustałam tak by złapać równowagę. Wycelowałam broń w jego stronę, ale między nami stanął blondyn, robiąc tą samą czynność co ja. – Uciekaj – powiedział nie patrząc na mnie, tylko skupiając się na wrogu. Nie mogłam uciec. Jeśli teraz się poddam, nie mam co liczyć na dokonanie zemsty. Zlekceważyłam jego sława i nie ruszyłam się z miejsca. – Doprawdy ? Chcesz ryzykować życie dla tej marnej dziewczyny ? Co w niej jest takiego nadzwyczajnego? – zaczął kpić. Brian zrobił dwa kroki w jego stronę i wtedy się zaczęło. Miecz kontra sztylet. Jak to możliwe że walczyli na równi? Coś mi nie pasowało w tym typie. Skąd posiada tyle siły? Rzucał nami jak marionetkami. Stałam z boku i nie tracąc czujności obserwowałam ich walkę. Wtedy napastnik znów złapał Briana i wyrzucił go za drzwi. Tym razem z grymasem zbliżył się do mnie, a ja nie czekając ani chwili dłużej zamachnęłam się, o dziwo nie zrobił uniku. Czyżby myślał że nic nie zrobię? Końcem ostrza drasnęłam go po twarzy. Ten złapał się za krwawiące miejsce i z morderczym spojrzeniem chciał się na mnie rzucić, ale przeszkodził mu Brian. Widziałam po nim że również dostał szału. Zaczął okładać siwowłosego pięściami, po czym zrobił to co tamten, a mianowicie wyrzucił go z pokoju. Pobiegłam za nimi, krzycząc że zaraz oboje się zabiją. Blondyn wyrzucił wroga za barierki schodów, następnie skoczył za nim i łapiąc go polecieli na parter. Siwowłosy upadł plecami na ziemię, a blondyn znajdował się w pozycji kucającej na nim. To nie możliwe, on nadal żyje… Napastnik zrzucił Briana z siebie i wymachując swoim sztyletem próbował zadać mu cios. Czym prędzej wzięłam jeden z mieczy chłopaka i wołając go zrzuciłam mu go. Bez najmniejszego problemu złapał go. Gdzie on się tego nauczył? W pomieszczeniu dało się dostrzec iskry, które powstawały w skutek uderzającego o siebie ostrza. Po za tym pomieszczenie oświetlały jedynie świeczki. Niech to się już skończy… Kiedy oprzytomniałam z osłupienia, które było spowodowane widokiem tak wyrównanej walki chciałam zbiec na dół i pomóc blondynowi, lecz on miał inne plany. Nie wiem skąd wzięło się w blondynie tyle siły, ale w bardzo szybkim tempie złapał swojego przeciwnika i wyleciał z nim na dwór. Wybiegłam za nimi, lecz nigdzie ich nie widziałam. Stałam tak w miejscu i czekałam na jakiś hałas, który by mnie pokierował. Ale nic takiego nie usłyszałam. Weszłam z powrotem do środka, aby spróbować dobudzić resztę, kiedy usłyszałam dźwięk jakby ktoś po ziemi ciągnął ostrze, z bronią w ręku wyjrzałam z pokoju w którym leżała śpiąca Fenny i dostrzegłam Briana. Ruszyłam w jego kierunku, widząc jak utyka na jedną nogę oraz jego prawe ramie krwawiło.Puścił miecz, pozwalając mu swobodnie upaść na ziemie i stwierdził że nie mamy czego już się obawiać. – Zabiłeś go ? – zapytałam nie widząc czy naprawdę posunął się do tego stopnia. – Nie… Ale na pewno nie wróci. Możesz być spokojna. – odpowiedział zmęczonym głosem. Zamknęłam pozostałości  drzwi, a następnie skierowaliśmy się do jego pokoju. Powiedział mi gdzie znajdę bandaże i lada moment miałam wszystkie potrzebne rzeczy. Chłopak zmęczony siedział na łóżku, a ja zaczęłam kawałkiem szmaty oczyszczać ranę. Przy tym wszystkim, zapomniałam o bólu, który jeszcze przy przebudzeniu się czułam. – Dziękuję za uratowanie mi życia – powiedziałam spoglądając na chłopaka, kontynuując czynność. – Nie mogłem przecież stać i obojętnie przyglądać się jak Cię zabija – odpowiedział ledwo słyszalnie. – Ale mogłeś poddać się wcześniej. Jednak tego nie zrobiłeś. Nie spodziewałam się po Tobie takiej determinacji. – zaczęłam owijać ranę bandażem. Brian spojrzał na mnie i po chwili milczenia odpowiedział że nie wybaczył by sobie, gdybym zginęła. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Jedynie znów podziękowałam. Kiedy skończyłam, powiedziałam mu żeby się przespał, musi odpocząć, on jednak położył się na podłodze. – Co Ty robisz? – nie wiedziałam czy robi sobie żarty czy serio chce spać na ziemi. – Łóżko należy w tej chwili do Ciebie, nie będziemy spać razem, ponieważ to byłoby naruszenie Twojej prywatności. – oznajmił. Pokręciłam z niedowierzeniem głową i zmusiłam go do wejścia na łóżko, mówiąc że teraz ja poczuwam nad nim. Widać było że nie miał siły się przeciwstawiać. Kiedy on w natychmiastowym tempie usnął ja wyszłam z pokoju i siadając na ziemi przy drzwiach pilnowałam by nikt nie próbował go budzić. - Pierwszy raz od 10 lat, poczułam że komuś zależy na moim życiu, dziękuję Brian – powiedziałam pod nosem z uśmiechem na twarzy.

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 4 - Co Ty wyprawiasz?

- Halo! Słyszysz mnie? – usłyszałam nad sobą męski głos. Powoli zaczęłam otwierać oczy, lecz musiałam odczekać aż obraz mi się wyostrzy.
- Gdzie jestem? – wydusiłam czując przeraźliwy ból brzucha.
- Nie bój się, jesteś bezpieczna, znalazłem was w lesie. Straciłaś przytomność, a Twoja przyjaciółka nie była w stanie sama Cię unieść. Z początku próbowała mnie zabić, lecz szybko zrozumiała że bez mojej pomocy nie da sobie rady. Wziąłem Cię na ręce i przyprowadziłem do siebie.
Wtedy zaczął wyostrzać mi się wzrok, przymrużyłam oczy i ujrzałam blond chłopaka, wydawał się być w moim wieku.  Ubrany w czarny strój bez rękawów.  – Gdzie ona jest? – spytałam rozglądając się po pomieszczeniu w którym leżałam. Jedno łóżko na którym się znajdowałam, mała szafka i krzesło. Nic poza tym nie było w owym pomieszczeniu. – Śpi w innym pokoju. Była wycieńczona. Długo nie pociągnęła by bez odpoczynku.
- Kim jesteś? I gdzie moja broń? – spojrzałam prosto w jego niebieskie oczy. Chłopak się uśmiechnął i wyjął z pod łóżka moją szablę. – Oto ona, natomiast ja jestem Brian, Ty jesteś Erin, nie musisz się przedstawiać. – uśmiechnął się, wstając z krzesła. Próbowałam się podnieść lecz rzekomy Brian kazał mi się nie ruszać, twierdząc że rana musi się zagoić. Zażądałam spotkania się z Fenny, ale odmówił tłumacząc że obie musimy odpocząć.  – Jak tylko poczujesz się lepiej, chcielibyśmy poznać cel waszej szaleńczej wędrówki – oznajmił dość poważnie i nie dając mi zapytać o nic więcej wyszedł. 
Leżałam tak dłuższą chwilę, aż postanowiłam dowiedzieć się gdzie jestem. Ignorując potworny ból wstałam, jedną ręką obejmowałam talię, a drugą opierałam się o ściany. Czułam zmęczenie, głód, ból i niepewność do tego miejsca. Otworzyłam drzwi i do moich uszu dotarły rozmowy, nie dwóch lecz znacznie większej ilości osób. Starając się zachować ciszę ruszyłam wzdłuż korytarza i zaglądając do każdego z pomieszczeń miałam nadzieję że ujrzę Fenny. Zamykałam właśnie drzwi od trzeciego z kolei pomieszczenia, gdy ktoś pociągnął mnie za ramię i zostałam przyparta do ściany, krzyknęłam z bólu, gdyby nie to że owy napastnik mnie trzymał, upadła bym. Miał długie siwe włosy, wyglądał na niewiele starszego ode mnie oraz był nagi od pasa w górę, miał na sobie jedynie workowate spodnie.
- Wiedziałem że nie można was tu wpuszczać!!! Za czym tu węszysz?! Złodziejka czy zabójczyni?! – pytał uniesionym głosem mocniej przypierając mnie do ściany. Jego ręka znajdowała się teraz na mojej szyi, a w drugiej trzymał sztylet. Widziałam że był w gotowości, aby mnie zabić. Chciałam coś wykrztusić, lecz czułam jedynie krew w ustach. Nie mogłam się nawet ruszyć, byłam sparaliżowana.
- ZOSTAW JĄ!!! – to Brian krzyknął zbliżając się z mieczem opuszczonym w dół, za nim znajdowało się kilka innych osób kobiet, jak i mężczyzn. – Nie posłuchaliście mnie i teraz mam pozwolić jej okraść nasz dobytek?! – zapytał kpiąco
- Ostrzegam Cię puść ją – tym razem to była Fenny, widziałam furię w jej oczach. W ręku również trzymała sztylet.  – Tak bardzo Ci na niej zależy? – zapytała Briana? Ten natomiast zachowując powagę przyglądał się czujnie, powoli zbliżając. Heh… W takim razie łap ją! Krzyknął, a następnie rzucił mną jak marionetką w kierunku blondyna, skąd on ma tyle siły przeleciało mi krótko przez głowę. Chłopak robiąc szybko dwa kroki do przodu złapał mnie, a następnie wziął na ręce. – Fenny nie rób tego ! – krzyknął nagle. Odwróciłam głowę na tyle szybko, na ile miałam siły i zobaczyłam jak dziewczyna rzuca się na napastnika. Ktoś zza pleców Briana, wybiegł w ich stronę w celu zaprzestania bójki. Jednak Indianka nie dała za wygraną, wpadła w szał o jaki do tej pory bym jej nie podejrzewała. Była bardzo zwinna i udało jej się zadać mu kilka obrażeń, do momentu w którym nie złapali jej pozostali. Odebrali jej broń i powiedzieli że zamkną ją w osobnym pomieszczeniu, aż się nie uspokoi. Nie miałam siły się sprzeciwiać. Czułam jak po całym ciele przechodzą mnie ciarki. Spojrzałam na blondyna,  a on na mnie. Powoli ruszył ze mną w stronę innego pomieszczenia niż to z którego wyszłam. Było tu mnóstwo broni. Położył mnie na łóżku i dotykając mojego zimnego czoła stwierdził że zaraz zamarznę. Okrył mnie futrem i zaczął tłumaczyć że to jego pokój i będę tu bezpieczna. Temperatura nie wracała do normy, było nawet zimniej. Do pokoju weszła jakaś dziewczyna i widząc że cała się trzęsę powiedziała coś na ucho chłopakowi i z głupim uśmiechem wyszła. Chłopak spojrzał na mnie niepewnie, a następnie zapytał czy pozwolę mu sobie pomóc. Kiwnęłam delikatnie głową w celu przytaknięcia. Wtedy on zbliżył się do łóżka i zdejmując koszulkę, próbował położyć się koło mnie. –Co Ty wyprawiasz? – zapytałam osłabionym głosem
- Tylko w ten sposób dam radę Cię ogrzać, zaufaj mi, nie zrobię Ci nic złego – oznajmił głosem pełnym współczucia
- A jeśli jednak okażesz się być taki sam jak tamten – widziałam że nie wiedział czy ma się wycofać czy kontynuować,
- Gdybym zamierzał Cię zabić już bym to zrobił – stwierdził, pewien swoich słów.  Kucając przy moim łóżku powiedział że jeśli tylko chcę zostać sama, wyjdzie, ale muszę to powiedzieć.
Nie przestając się trząść popatrzyłam na niego i cicho wyszeptałam by został, Brian na te słowa wstał i zachowując ostrożność, jakby bał się że zaraz sprawi mi ból, położył się przy mnie pod futrem, przytulając moje ciało do swojego. Złapał moje dłonie i szepnął że mogę spać, że jego zachowanie ma na celu ogrzanie mnie. Obiecał nie opuści mnie, aż się nie obudzę. Od jego ciała biło mnóstwo ciepła, ból i szok, którego doznałam nagłą agresją ze strony siwowłosego mężczyzny nie pozwolił mi nawet na sprzeciw. Ciepło z każdą minutą przechodziło z Briana na mnie, aż poczułam się błogo i odpłynęłam w krainę snów.