piątek, 25 marca 2016

Rozdział 19 - Jesteś tchórzem!



Kiedy otworzyłam oczy, znajdowałam się na polu bitwy. Wokół mnie panował chaos, dzikie zwierzęta atakujące ludzi i oni, próbujący się bronić.
- Nie stój tak, tylko uciekaj! –usłyszałam krzyk mężczyzny.
- Co się… - ten mężczyzna… znowu śnie… w momencie w którym spojrzałam na mężczyznę zrozumiałam gdzie się znajduje. To Sebmria, mój dom. Nie tylko znajduję się na polu bitwy, która miała miejsce 10 lat temu, ale stoją twarzą w twarz ze swoim ojcem.
- Szybko schowaj się gdzieś, tutaj jest niebezpiecznie! – znów wydał okrzyk i pobiegł w stronę zamku.
Bez zastanowienia, pobiegłam za nim. Do tej pory, kiedy widziałam rodziców, to właśnie dlatego że chcieli mi coś przekazać. Czyżbym miała teraz dowiedzieć się czegoś istotnego? Mimo że kilka razy się widzieliśmy w wizjach, teraz zachowuje się jakby mnie nie pamiętał. Nagle mnie olśniło. Skoro zostałam tu przeniesiona, najlepiej będzie jeśli się ukryję i będę obserwować wszystko z boku, w ten sposób dowiem się co Derwa powiedziała mojej matce oraz kto zabił mi ojca.
Gdy ojciec dobiegał na szczyt schodów, postanowiłam zostać na dole. Teraz powinien pokazać się morderca, dokładnie w miejscu w którym stoi znalazłam go będąc dzieckiem. Ojciec otworzył bramę i w tym samym momencie wyskoczył na niego mężczyzna z nożem, mój tata okazał się szybszy i unikając ciosu, prześliznął się do środka. Jak to? Przecież tata zginął tamtego dnia, jestem pewna że to był on.
- Ratunku! Tatusiu, mamusiu! Gdzie jesteście?!  Boję się!! Tatusiu!  - mała zapłakana dziewczynka, biegła ile sił w nogach w stronę zamku. To byłam ja, wszystko by się zgadzało gdyby nie to że mój ojciec teraz żyje. Nagle dostrzegłam światło, które poleciało w małą mnie, jednak ona biegła dalej jakby nic się nie stało. Znajdując się na górze, zaczęła wręcz wyć z przerażenia i wołać tatę. Co jest grane? Przecież widziałam że osoba, która tam leży jest mi zupełnie obca. Opanowałam swoją frustrację i czekałam aż wybiegnę z zamku, po tym jak umrze moja mama. Gdy tylko do tego doszło, pozwoliłam małej sobie uciec, a sama poszłam zobaczyć ich ciała. Najpierw mężczyzna. Leżał ten sam napastnik, który zginął, to nie był mój ojciec, więc dlaczego? Skoro mój ojciec tutaj nie zginął, to czy…
- Mamo! – wparowałam do zamku, mając mętlik w głowie. Już sama przestałam rozumieć co jest prawdziwe, a co tylko snem. Na środku głównej Sali leżało ciało kobiety. W rzeczywistości powinna być to moja mama, lecz tylko w rzeczywistości… Na ziemi leżała obca kobieta z poderżniętym gardłem. Nigdzie nie widziałam rodziców. Idąc w głąb zamku, miałam nadzieję odnaleźć jakieś wskazówki.  
- Dobrze Cię widzieć – usłyszałam zza pleców głos wiedźmy.
- Co zrobiłaś moim rodzicom? – zapytałam zaciskając pięści
- Twoi rodzice nie żyją zapomniałaś? – zachichotała, słyszałam że idzie w moją stronę, więc się odwróciłam. Pusto. Nikogo tu nie ma…
- Giń!!!- do moich uszu w kółko docierało to słowo, miałam wrażenie że jestem otoczona przez setki osób, wykrzykujących je. Upadłam na kolana, zasłaniając dłońmi uszy i zacisnęłam oczy, nie mogąc znieść potwornego bólu. Jeśli to się nie skończy pękną mi bębenki. Nie mogąc tego znieść sama zaczęłam krzyczeć, moje ręce zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa i powoli kierowały się po nóż leżący naprzeciwko mnie. Skąd on się tam wziął? Kiedy go złapałam wycelowałam ostrze w stronę brzucha. Pocąc się i drżąc z przerażenia, próbowałam się powstrzymać. Wtedy spojrzałam na swoje dłonie i zobaczyłam coś dziwnego.  Co to jest?! Na moich rękach dostrzegłam coś na kształt dłoni, jednak były prześwitujące nie mogłam stwierdzić czy należą do kobiety, mężczyzny, a może dziecka…
- Giń! – podniosłam wzrok przed siebie i dostrzegłam postać która błyskawicznie przeleciała przez moje ciało niczym duch, wbijając przy tym nóż w moje ciało.
               
- Erin! Obudź się! Nic się nie dzieje! Jesteśmy już na miejscu!
- Brian? – wyszeptałam, otwierając oczy.
- Udało nam się! Dotarliśmy na tą górę!
- Derwa… - mówiłam bardziej do siebie, próbując zrozumieć swój sen.
- Pozwólcie jej odpocząć. – czyj to głos? Bardzo dostojny, a zarazem wzbudzający grozę. Na pewno nie należał do moich towarzyszy.
- Znalazłeś Teverana? – wydusiłam mając przed sobą, szczęśliwą twarz chłopaka.
- Czy znalazłem? Właśnie jesteśmy w jego domu! – próbował swój entuzjazm przerzucić na mnie, ale myśli odnośnie snu, działały jak tarcza odbijając wszystko co do mnie mówił.
                - Brian! Gdzie jesteś?! – nie wiem co się dzieje z moim ciałem ale zaczyna mnie to niepokoić. Kiedy obudziłam się po tym strasznym śnie, byłam ledwo żywa i po chwili znów zasnęłam. A teraz? Wstałam jak gdyby nigdy nic, pełna energii, nie przejmując się snem, szukałam chłopaka.
- Twój przyjaciel trenuje z pozostałymi – usłyszałam głos dobiegający z wejścia do jaskini. To znów był ten obcy głos.
- Możesz mnie zaprowadzić? – zapytałam odwracając się i zaniemówiłam. Teveran. Jest zdecydowanie potężniejszy niż mi się zdawało. Nigdy nie miałam okazji zobaczyć go z takiego bliska, jednym słowem jest niesamowity.
- Niestety muszę Ci odmówić – odrzekł siadając.
- Co? Ale dlaczego?
- Powinnaś odpocząć, ktoś zastosował na Tobie silną technikę iluzji, co powodowało Twoje sny.
Iluzja? Kto mógłby być do tego zdolny? Czyżby światło, które widziałam w ostatnim śnie było odpowiedzią na to pytanie? Nie możliwe.
- Czy mogłaby wasza wysokość powiedzieć coś więcej na temat tej iluzji? – zwróciłam się należycie, może i został wygnany, ale dla mnie to on jest władcą, którego potrzebujemy i przed którym zamierzam składać pokłon.
- Wasza wysokość? Kiedy to ostatni raz mnie tak nazwano? Ech… Proszę zwracaj się do mnie po imieniu. – mimo że jego głos wydał mi się smutny, miałam wrażenie że uśmiecha się na wspomnienie swojej dawnej pozycji w ludzkim społeczeństwie.
- Proszę wybaczyć, ale jestem zmuszona odmówić.  Ta podróż zajęła mi zbyt wiele czasu, nawet nie jestem wstanie określić ile dokładnie. Moim Królem zawsze był i pozostanie wspaniały smok, który troszczył się o swoich poddanych, dzięki któremu magiczne istoty zaczęły jednoczyć się ludźmi.
- Nie zasługuję na to by dłużej nosić to miano. Zostawiłem swoich poddanych w chwili, gdy najbardziej mnie potrzebowali. – przerwał mi próbując stawiać na swoim.
- Byłeś bezsilny! – krzyknęłam, w skutek czego ugryzłam się w język, aby opanować emocje. – Ta wiedźma korzysta z czarnej magii! Wszyscy zostali przez nią omamieni. Sembria nie jest już tym samym miejscem co kiedyś! Rodzice uczą swoje dzieci w domach, żeby tylko wiedźma się o tym nie dowiedziała! Dzieci… nie śmieją się tak jak kiedyś, kiedyś wychodząc na spacery widziałam mnóstwo dzieciaków które krzyczały podczas zabawy, okazując w ten sposób to jak dobrze się bawią. A teraz? Oczywiście nie przestały krzyczeć… Krzyczą nadal… A to dlatego że ich zabawa, przerodziła się w piekło! Derwa zmusza je do ciężkiej pracy! Na każdym kroku są bite przez jej ludzi, albo straszone przez te bestie. Kobiety traktuje jak śmieci, jeśli uzna że któraś wygląda lepiej od niej, oszpeca jej twarz i wtrąca do lochu! Mężczyźni… Są zmuszeni walczyć ze sobą o przetrwanie… Nie ważne czy są to bracia, ojciec z synem, czy też najlepsi przyjaciele. Racje żywnościowe zostały ograniczone co doprowadza do ciągłych zamieszek. Nie rozumiesz? Potrzebujemy Cię! Potrzebujemy wielkiego przywódcy! A jesteś nim Ty! Smok, który zjawił się znikąd i uratował naszego wcześniejszego władcę, który został zaatakowany wracając z jednego z ważnych spotkań. Tata mi opowiedział tą historię… Mimo że smoki były postrzegane jak diabły, Ty go uratowałeś… Mimo że byłeś tylko małym smokiem, zaryzykowałeś dla człowieka… Twoja matka zginęła przez jednego z naszych ludzi, dlatego nas obserwowałeś. Nigdy nie zależało Ci na zemście, chciałeś tylko byśmy za tą wyrządzoną krzywdę zapewnili Ci schronienie… gadający smok… dawało Ci to spore szanse i tak też się stało. Król przyjął Cię do Sembrii i z czasem zostaliście przyjaciółmi. Nie miał dzieci, dlatego też na łożu śmierci mianował Cię nowym przywódcą. Nikt nie dawał Ci szans na pełnienie tej roli, ale Ty pokazałeś że się mylą!
- To było dawno… Jestem już starym smokiem, nie zdziałam zbyt wiele…
- W takim razie, pomyliłam drogę… - opuściłam głowę, do oczu zaczęły napływać mi łzy, a dłonie zacisnęłam mocno, nie mogłam pozwolić by emocje wzięły górę. Czy on naprawdę nie chce mi pomóc? W takim razie po co mnie wzywał? To też była tylko iluzja?
- Nie pomyliłaś się, to mnie szukałaś.
- Nie… Lepiej będzie jeśli ruszę, szukać prawdziwego Władcy Sembrii. Teveran, którego znałam uniósłby dumnie głowę i znów pokazał się na niebie, kierując wzrok tych biednych ludzi ku górze, dając im nadzieję. Właśnie takim smokiem jest ten którego poszukuję…
- Ty nic nie rozumiesz.
- Jesteś tchórzem! – wrzasnęłam nie mogąc słuchać dłużej tych bredni.
- Erin!!! – w odpowiedzi na mój krzyk, ktoś mnie zawołał, odwróciłam się w stronę z której dobiegał krzyk i nie mogłam uwierzyć na własne oczy…

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 18 - "...jej imię to Derwa"



                Gdy odzyskałam przytomność wokół panował mrok. Wygląda na to że moja utrata przytomności była chwilowa. Podnosząc się z ziemi, odnalazłam swoją broń i po stwierdzeniu że nikt mnie nie obserwuje wróciłam do reszty.
                Wychodziłam właśnie z lasu, kiedy wpadłam na znajomą mi sylwetkę.
- Co Ty tu robisz i to sama?  – zapytał zmartwiony Brian.
- Musimy być czujniejsi. Lonan cały czas za nami podążał. – ostrzegłam towarzysza, mocno ściskając rękojeść szabli.
- To gdzie jest teraz? – zapytał zdezorientowany.
- Nie mam pojęcia. Walczyłam z nim, ale w pewnym momencie zostawił mnie i zniknął.
- Najważniejsze że Tobie nic się nie stało. Wracajmy, musisz odpocząć czeka nas najcięższa część drogi.
                Obudził mnie śpiew ptaków, za horyzontu dochodziły pojedyncze promienie wchodzącego słońca, wiał przyjemny, chłodny wiatr, do tej chwili idealnie wpasowały się śpiewane przez Elfy pieśni. Konie stały osiodłane, jeden przy drugim gotowe ruszyć w dalszą drogę, tak samo jak nasi mali towarzysze broni. Wstając z ziemi przeciągnęłam się w celu rozprostowania kości i podeszłam do Fenny rozmawiającej z wilkami.
- Gotowa? – zapytałam widząc zmartwienie na jej twarzy.
- Tak, możemy ruszać – odpowiedziała smutno i wsiadła na swojego konia.
Nie zwlekając dłużej, wydałam rozkaz do zajęcia swoich koni i ruszyliśmy w stronę gór, których szczyty już stawały się dla nas widoczne. Pogoda okazała się utrudnić nam podróż, gdyż zaczęło potwornie padać. Nie zdecydowaliśmy się jednak na postój, jesteśmy zbyt blisko celu. Z jednej strony czułam ekscytację wiedząc że spotkam Teverana i moja zemsta będzie bliska spełnieniu, a z drugiej bałam się że to co powiedział szaman okaże się kpiną. Moje rozmyślenia przerwał gwałtowne zatrzymanie się konia. Wilki dobiegły do mnie wyraźnie zdenerwowane „Coś się zbliża” odrzekł przywódca stada. Nagle zauważyłam biegnącą w naszą stronę bestię przypominała krokodyla, ale był bardziej uczłowieczony jak na gada. Na mój znak Elfy wymierzyły łuki w stronę zbliżającego się stwora, wilki ruszyły przodem, a krasnale stanęły przede mną tworząc barykadę.
- Nie możemy tak stać i patrzeć! – krzyknęła Fenny widząc jak wilki próbują odniągnąć gada. Zeskoczyła z konia i uzbrajając się w łuk pognała do przodu, bez chwili zawachania wraz z Brianem uczyniliśmy dokładnie to samo. Bestia była również uzbrojona w prawej łapie trzymał ogromną maczetę, na którą lepiej żeby żadno z nas się nie nadziało. Łucznicy, atakowali stwora, jednak na marne, jego gruba skóra okazała się panczerzem idealnym. Trzeba znaleźć słaby punkt i wtedy…
- Nie doceniłam was – odezwał się nagle gad. Wszyscy wyraźnie zdziwieni uważnie przyglądali się następnemy posunięciu bestii.
- Wiem jaki jest wasz cel i nie pozwolę wam na to – dokończył, nagle wokół jego ciała uniosła się gęsta mgła. Gdy tylko zaczęła opadać gada już nie było, a na jego miejscu stała czerwono włosa dziewczyna. Uzbrojona po zęby w ręku trzymała białą maskę, wygląda na to że z pomocą czarów potrafi zmienić się w tamto coś.
- Dlaczego stajesz nam na drodze? Jaki masz w tym cel? – zapytałam kierując ostrze w jej stronę.
- Widzisz tą zabawkę? – zapytała podnosząc maskę – dostałam ją od pewnej osoby, która w zamian kazała mi się was pozbyć.
- A tą osobą jest…? – zapytałam udając znudzenie słuchając jej ironicznego głosu.
- Niech pomyślę… O już pamiętam ! – wyszczerzyła zęby na znak rozbawienia – jej imię to Derwa. – dziewczyna ledwo dokończyła, a w mgnieniu oka jedna ze strzał przeleciała mi przed nosem i trafiła w maskę powodójąc że ta roztrzaskała się na małe kawałeczki, odwróciłam się za siebie i zauważyłam jeszcze zdumioną swoim trafem Fenny.
- Porzałujesz tego – zagroziła przez zęby dziewczyna pełna jadu. Ruszjąc w stronę Indianki.
- Jesteś moja – odpowiedziałam z uśmiechem, dorównałam jej tempa i zadając mocny cios w żebra sprawiłam że odleciała w bok, ja natomiast stanęłam spokojnie i idąc powoli w jej stronę, uniosłam zaciśniętą pięść w górę dając znak pozostałym by nie wtrącali się w czasie walki.
- Jak Cię zwą? – zapytałam stając z nią twarzą w twarz gdy tylko się podniosła.
- To nie powinno Cię obchodzić, zaraz … - w tym momcencie jej przerwałam
- Muszę wiedzieć kogo dopisać do listy ofiar – zakpiłam z niej. Nie miałam pojęcia co mną kierwoało w tej chwili, ale po nieudanej walce z Lonanem, czułam ogrmną żądzę krwi, byłam więcej jak pewna że jej koniec jest bliski. Jako odpowiedź uniosła swoją maczetę na wysokość twarzy i językiem przejechała po ostrzu. Obie w tej samej chwili ruszyłyśmy na siebie, nasze ostrza uderzały o siebie raz za razem, wygląda na to że nasze umiejętności są bardzo wyrównane, jednak moją dodatkową siłą jest zemsta, której dokonam za wszelką cenę. Kiedy jej ostrze znów wykonało pierwszy atak, odbiłam go w bok po czym korzystają to że jest odsłonięta, wymierzyłam kopnięcie w klatkę piersiową, cofnęła się dwa kroki, lecz to nie był koniec, następnym ruchem wbiłam swoje ostrze w jej bark, na skutek czego puściła broń. Uśmiech wdarł się na moją twarz. Gdy tylko ponowiłam zbliżanie się, czerwono włosa wyjęła nóż i próbowała mnie zranić, byłam sprytniejsza więc chwiciłam jej nadgarstek, drugą ręką chwiciłam z tyłu głowy i zmuszając do uklęknięca zadałam cios kolanem w szczękę.
- Jakieś ostatnie życzenie ? – zapytałam obojętnie chwytając ją za gardło
- Za..zabije… – nie pozwoliłam jej dokończyć, gdyż jej życzenie było nie do spełnienia, ściskając mocniej jej gardło,drugą ręką podniosłam szablę która upadła w momencie gdy chwiłam jej nadgarstek, po czym przebiłam jej serce. Ciepła krew zaczęła spływać na moje ostrze, nastęnie na ziemię. Stałam przyglądając się cieknącej krwi, do momentu aż poczułam dotyk czyjejś dłoni na ramieniu, gwałtownie odwróciłam głowę na tą osobę. Brian nie odrywając ode mnie oczu, złapał powoli moją dłoń którą ciągle trzymałam wbite ostrze i powoli zaczął je wyjmować.
- Już starczy – szepnął cicho, odebrał szable i obejmując odeszliśmy w stronę naszych koni. Podczas gdy ja nie rozumiałam trosiki Briana, reszta zajęła się zakopywaniem ciała.
- Wiesz dobrze że musiałam to zrobić, gdybym nie dokończyła tego w ten sposób, nie byłabym też w stanie zabić Derwy. – zwróciłam się do chłopaka, który ciągle mi się przyglądał z czułością.
- Rozumiem. Niechciałem żeby Fenny musiała dłużej oglądać Cię w tamtej sytuacji, mimo że z nami jest, nadal nie jest na tyle silna by kogoś zabić.
- W momencie, gdy napotka prawdziwe zagrożenie będzie zmuszona do tego czynu – odrzekłam spokojnie. Raptownie poczułam silne mdłości, odwróciłam się pośpiesznie plecami do blondyna i pochylając do przodu puściłam pawia pod nogi swojego konia. Co za wstyd pomyślałam, klękając  i łapiąc się przy tym za brzuch.
- Co się dzieje? Jak się czujesz- zapytał zdenerwowany Brian, łapiąc moje włosy.
- Nie wiem, to chyba wspomnienie tej krwi, tak na mnie podziałało – wykrztusiłam.
- Nie wysilaj się lepiej, pojedziemy na jednym koniu, nie wyglądasz najlepiej.
„Zachowałaś się nieodpowiedzialnie” usłyszałam w głowie głos, który wprowadził mnie w stan senności, minęła chwila, aż oczy odmówiły poszłuszeństwa.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Zwiastun

Wróciłam, aby kontynuować podróż Erin, na początek krótki zwiastun dla zachęcenia większego grona czytelników.

poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 16 - Przecież oni nie żyją

Odskoczyłam na bok, unikając tym samym ataku bestii. Słup do którego byłam przywiązana, roztrzaskał się na małe kawałeczki. Potwór szybko  wznowił próbę zabicia mnie, więc nie mając ani chwili do stracenia, biegiem ruszyłam po swoją szablę. Byłam tuż przy niej, kiedy ciało Briana poleciało w moją stronę tym samym mnie przewracając. Tym razem obie bestie kierowały się w moim jak i w Briana kierunku. Nie było nawet możliwości obmyślenia jakiegoś planu. Przez  te bestie nie mamy dużego terenu do ucieczki oraz nie pozwalają zbliżyć nam się do broni. Kilka kolejnych ataków udało nam się bezproblemowo uniknąć, na razie było to jedyną rzeczą, którą byliśmy w stanie wykonać. A gdyby tak jednego bardziej rozjuszyć? Jeśli dobrze to rozegram wyjdziemy z tego żywi. Pobiegłam w stronę bestii która była aktualnie zajęta chłopakiem i od tyłu łapiąc za jej futro zaczęłam wspinać się aż do łba. Reakcja była natychmiastowa i przyniosła rezultat na jaki liczyłam. Zwierzę zaczęło się szarpać, próbując zrzucić mnie siłą nie interesowało potwora że jest tu drugi osobnik jego gatunku i był w stanie zaatakować go jeśli napatoczy mu się przed rogi. Całe szczęście Brian zrozumiał cel mojego działania i prześlizgnął się po swój miecz. Podczas, gdy ja zajmowałam się jednym on zaczął walkę z drugim. Krasnoludy czerpały wielką frajdę widząc jak walczymy żeby tylko przeżyć. Rozglądając się po arenie, odnalazłam swoją broń i zeskakując z bestii pobiegłam w jej stronę. Będąc tuż przy niej nachyliłam się, mocno złapałam rękojeść i zostałam zaatakowana szybciej niż mogłam to przewidzieć. Cios łapą sprawił że poleciałam na ścianę oraz zostawił po sobie ślad na mojej ręce. Leżałam chwilę na ziemi obserwując ruchy bestii, znów chwyciłam szable, którą upuściłam przy uderzeniu i równo z bestią ruszyliśmy z głośnym okrzykiem w swoją stronę. Celowo wykonałam poślizg, upadając na plecy, a następnie gdy bestia była nade mną uniosłam ostrze rozpruwając tym samym jej brzuch. Krew jak i część wnętrzności poleciało na mnie, a zwierzę dzięki ostatniemu odepchnięciu się łapami od ziemi poleciało za mnie, lądując tuż za moją głową. Jeden pokonany. Przez smród, który było czuć teraz ode mnie myślałam że zaraz się zwymiotuję, całe szczęście Brian również kończył już zabawę ze swoim przeciwnikiem, znajdując się na jego głowie i wbijając mu ostrze w czaszkę. Krasnoludy, które wcześniej darły się w niebogłosy, szybko ucichli patrząc na nas z niedowierzeniem.
- Jesteś cała? – podbiegł do mnie Brian i skrzywił się czując ten smród.
- Muszę opatrzeć tylko rękę, ale za nim to zrobię jest jeszcze jedna sprawa do załatwienia. – kończąc to zdanie spojrzałam w górę, czekając na dalszy przebieg przedstawienia. Król Krasnali wstał i zaczął bić nam brawa, za nim podążyła cała reszta  dodając do tego wiwaty.
- Co to ma znaczyć?! – krzyknęłam rozjuszona.
- Wasza wola przeżycia jest niesamowita. – odpowiedział krótko.
- Wola przeżycia?! Najpierw wrzucasz nas do klatki i każesz walczyć, a teraz mówisz o jakiejś woli?!
- Zaraz zostaniecie wypuszczeni, moi poddani się wami odpowiednio zajmą.
- Jeśli któryś się do nas zbliży zginie! Rozumiesz?! – gniew który czułam był coraz większy, czułam że tracę nad sobą kontrolę.
- „W życiu spotyka nas wiele zła, które nas niszczy lecz po czasie to zniszczenie jest naszą siłą” – opowiedział, odchodząc. Skąd on? Przecież to słowa należące do mojego taty, ostatni raz powiedział mi to gdy miałam wizję w pokoju Briana. Jedna z bram zza których wyszło zwierzę otworzyła się. Ścisnęłam mocniej rękojeść szykując się do kolejnego ataku i wtedy ujrzałam coś co doprowadziło mnie do łez. Broń wyślizgnęła mi się z dłoni, a w gardle poczułam gulę, która nie pozwoliła mi nic z siebie wydusić. Kolejna wizja, byłam tego pewna. Zza bramy wyszły cztery Krasnoludy, lecz nie o nie chodziło. Tuż za nimi szli moi rodzice i … to byłam ja jako dziecko. Trzymali mnie za rączki, wszyscy byliśmy uśmiechnięci, wyglądaliśmy na bardzo szczęśliwych.
- Erin, dobrze się czujesz? – zapytał Brian
Zlekceważyłam jego słowa i ruszyłam przodem. Mama i tata wyciągnęli do mnie ręce, mówiąc żebym się nie bała. Stanęłam przy nich i patrząc na samą siebie z przeszłości chwyciłam ich dłonie.
- Kim jest ta Pani? – zapytała mała ja.
- To Ty. Tylko trochę starsza i silniejsza. – opowiedziała mama, łagodnie się uśmiechając.
- Stary szaman powiedział mi że na mnie czekacie. Czy wy chcecie, aby zginęła? Dlatego widzę też samą siebie? – starałam się być opanowaną, zdawałam sobie sprawę że pozostali patrzą na mnie jak na wariatkę, ale musiałam w tym momencie o nich zapomnieć.
- Wręcz przeciwnie. Musisz żyć. Nie poddawaj się  i krocz dalej, a na pewno kiedyś się spotkamy.
- A co jeśli zawiodę? Jeśli nie pokonam Derwy i zginę? Wtedy będę z wami?
- Wybacz kochanie, ale nasz czas dobiegł końca, nie poddawaj się i dąż do celu, bez względu na to na jakie trafisz przeszkody. Kochamy Cię
- Zaczek… - zniknęli. Dlaczego wszystko musi się tak bardzo komplikować? Jak mam do nich dotrzeć? Przecież oni nie żyją, to oznaczało by że sama też muszę zginąć. Sama na pewno nie poradzę sobie z tym natłokiem myśli. Odwróciłam się, w stronę chłopaka który stał tuż przy mnie. Chyba zrozumiał że miałam jedną ze swoich wizji i kładąc mi rękę na ramieniu powiedział że pomoże mi jak tylko będę tego chciała.
                Wraz z Brianem zostaliśmy przeniesieni do pokoju w którym stał stół wypełniony po brzegi jedzeniem. Kobieta, która nas tu przyprowadziła, powiedziała że mamy się rozgościć i poczekać na przyjście Króla. Mamy usiąść jakby nic się nie stało i spokojnie jeść? Skąd mamy mieć pewność że jedzenie nie jest zatrute? Zawołałam kobietę, puki była jeszcze w naszym zasięgu. Kiedy znalazła się obok nas, rozkazałam jej udowodnić że jedzenie nie jest zatrute. Z początku nie chciała na to przystać, tłumacząc że jako służąca nie może jadać tych dań, dopiero zagrożenie jej śmiercią wymusiło na niej zmianę podejścia, zaczęła próbować kilka dań, przez jakiś czas ją obserwowałam po czym stwierdziłam że jedzenie nie jest zatrute. Brian przez cały ten czas nie odezwał się ani słowem, tylko obserwował uważnie moje ruchy.
- Chyba nie zamierzacie rozmawiać ze mną o pustych żołądkach? – zapytał Król wchodząc z ochroną.
- Myślisz że udobruchasz nas tym jedzeniem? Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałabym oszczędzić Twoje nędzne życie.
- Znałem Twojego ojca. – zamurowało mnie. Co mój ojciec mógł mieć wspólnego z tym Krasnoludem?
- Jego też najpierw rzuciłeś na pożarcie tym bestią, po czym zaprosiłeś na obiad? – zdenerwowana chwyciłam rękojeść broni, na co ochrona Króla zareagowała natychmiast i stając przed nim wymierzyli w moją stronę swoje topory, Brian również chwycił za broń dając mi tym samym do zrozumienia że mam jego wsparcie.
- Wychowałem Twojego ojca. – odpowiedział, śmiejąc się i gestem uniesionej ręki pokazał swoim ludziom by opuścili broń. Co to ma być za brednia? Ktoś taki i mój ojciec? Lepiej żeby nie kpił ze mnie.
- Twój ojciec nic Ci nie powiedział? – kontynuował – był sierotą, która w wieku 11 lat postanowiła uciec w miasta, nie czuł się tam jak w domu. Przez pół roku żył w dziczy, do dnia w którym został przez nas znaleziony. Nie wiem dlaczego, ale postanowiłem się nim osobiście zająć. Wyszkoliłem go na świetnego wojownika, liczyłem na to że zostanie z nami i będzie służył mi jako kapitan mojej armii. Może gdyby mnie posłuchał nadal by żył, ale nie. On wolał wrócić do miasta, zaczął odczuwać tęsknotę za miejsce w którym nic go nie trzymało. Odwrócił się od nas. Mimo to kazałem go obserwować. Jego życie zaczęło się zmieniać, zapomniał o swoich umiejętnościach, znalazł żonę, urodziła mu się córka i co z tego miał? Śmierć.
- Nie masz prawa tak mówić! – wydarłam się rozzłoszczona.
- Pozwól że dokończę. Po jego śmierci, wiedziałem że będziesz chciała się zemścić. Czekałem aż mnie znajdziesz. Teraz zapytasz po co wrzuciłem was do tej klatki? Musiałem sprawdzić waszą siłę. Twój ojciec męczył się z nimi trochę dłużej i nie dlatego że był sam, lecz nie potrafił zabić niewinnej bestii. To prawda że ona chciała go zabić, ale czemu ona jest winna? Pokonując te bestie udowodniliście, że jesteście godni by zyskać naszą pomoc.
Zaczęłam wszystko analizować, mój ojciec nigdy nie mówił nic o Krasnoludach. Nawet nie wiedziała że tak jak ja teraz był sierotą.
-„W życiu spotyka nas wiele zła, które nas niszczy lecz po czasie to zniszczenie jest naszą siłą” – odezwał się znów, widząc że nie wiem co powinnam na to wszystko odpowiedzieć. – To moje słowa. Wiedziałem że trafią one do jego serca i byłem więcej jak pewien że Tobie również je przekaże.
Nagle poczułam dłoń Briana na swoim ramieniu. Spojrzałam mu w oczy, które chciały chyba powiedzieć, że powinnam mu uwierzyć. Westchnęłam cicho i postanowiłam postawić sprawę jasno.
- Mówisz mi to wszystko dlatego że chce nam pomóc? A może sprawia Ci frajdę obwinianie mnie i mamy o śmierć ojca?
- Źle mnie zrozumiałaś. Próbuję Ci tylko wyjaśnić całe to zajście. Powiedz tylko jak możemy Ci pomóc, a to dostaniesz.
- W takim razie niech Twoi ludzie dołączą do nas. Potrzebuję wojowników, którzy nie boją się zginąć. Każdy z nich niech zaopatrzy się we własne pożywienie. Nie mamy czasu by zajmować się polowaniem dla tak licznej grupy. Ilu wojowników jesteś w stanie mi zaoferować?
- Starczy Ci 300? Wśród nich będzie 100 łuczników. – byłam zaskoczona tak sporą ilością ich. Ilość elfów w porównaniu do nich jest naprawdę śmieszna.
- Niech są gotowi na dziś wieczór. Proszę uświadomić ich że ja wydaję rozkazy oraz że mamy po swojej stronie Elfy. W tym czasie pokaż nam drogę na zewnątrz. Zamierzam wrócić do swoich ludzi. Będziemy czekać po drugiej stronie jeziora.
- Nawet nie skosztujecie obiadu?
- Weźmiemy na wynos. Brian zgadzasz się z moją decyzją? – zapytałam chłopaka by nie mieć wyrzutów sumienia że działam nie pytając go o zdanie.
- Nie mam zastrzeżeń. – odpowiedział krótko.

- W takim razie bierzcie co chcecie. Zapewniam Cię że nie zawiedziesz się na moich ludziach. 

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 15 - To oni znajdą nas.

Co to za przeraźliwy ból? Do tego strasznie mi zimno, gdzie ja jestem? Co to za głos? Ktoś jest przy mnie, słyszę jak szepcze coś pod nosem. Czy ja śnie? A może już się obudziłam? Z pewnością zaczynam się budzić. Otworzyłam oczy, byłam w namiocie, koło mnie leżał Brian, który był… W tym momencie zerwałam się gwałtownie jak nigdy, oboje byliśmy nadzy, chłopak jeszcze spał, chwyciłam szybko swoje ubrania i ubrana wyszłam z namiotu czując że zrobiłam coś nieodpowiedniego. Żeby tego było mało strasznie bolała mnie głowa i potwornie suszyło w gardle. Elfy już wyglądały na bardzo rozbudzone, co się ze mną właściwie działo? Pamiętam że tańczyłam z chłopakiem, kilka pocałunków i dalej nic, muszę znaleźć Fenny.
- Erin, zaczekaj! – usłyszałam wołanie zza pleców, o wilku mowa, Fenny biegła szczęśliwa w moją stronę – Jak się czujesz po przyjęciu?
- Nie najlepiej, jakby to powiedzieć… nic nie pamiętam.
- Naprawdę? Haha nie ma się co dziwić, trochę zaszalałaś, ale nie ma tego złego co by na dobre nie  wyszło. Jeśli faktycznie zapomniałaś to oświecę Cię że zyskaliśmy poparcie elfów.
- Udało się?! Czy jest coś jeszcze co powinnam wiedzieć?! – radość jaką poczułam na wieść, że udało nam się zyskać sojuszników była nie do opisania, lecz męczy mnie jeszcze jedna rzecz…
- Zgaduję że masz na myśli Briana. Jak mogłaś nie powiedzieć mi że jesteście razem?! Wasz związek spodobał się elfom, widziałam tylko że tańczyliście sporo, potem źle się poczułaś, więc powiedział że się Tobą zajmie i poszliście.
- Zabije go… Wybacz Fenny, ale muszę z nim porozmawiać.
Wparowałam do namiotu, chcąc zatłuc go na śmierć, zadałam chłopakowi pierwszy cios z zaskoczenia prosto w twarz, w pierwszym momencie chciał mnie odepchnąć, ale zrezygnował widząc że to ja.
- Jak mogłeś mnie wykorzystać?! Zaufałam Ci! A Ty wykorzystałeś pierwszą lepszą okazję i …
- Uspokój się! Też tego chciałaś! Już zapomniałaś?!
- Poszedłeś ze mną bo źle się czułam, a skończyło się na …
- Zamknij się! To prawda, ciągle powtarzałaś że źle się czujesz, więc poinformowałem Fenny że się Tobą zajmę, na miejscu zaczęłaś mnie podpuszczać, z początku odmawiałem, ale również trochę wypiłem i nie dałem rady dłużej odmawiać, wiem że źle zrobiłem, ale to nie tylko moja wina!
- Czemu mam Ci wierzyć?! – że niby ja go prowokowałam?!
- Bo Cię kocham i nie chcę byś przeze mnie cierpiała! Żałuje że do tego doszło, ale …
- Kochasz? Mnie?
- Myślisz że czemu wtedy pod drzewem Cię pocałowałem? Myślałem że to jasne.
Usiadłam na moment by chwilę pomyśleć, spojrzałam na siniaka, którego zrobiłam chłopakowi na policzku i przeprosiłam za swoją agresje. Obiecaliśmy sobie nie mówić o wydarzeniu z tej nocy, sama również przyznałam że czuję do niego więcej niż mu się zdaję, ale nie wypowiedziałam tych słów co on. Gdy tylko chłopak się ubrał, zabraliśmy Fenny i skierowaliśmy się do Labelasa, aby omówić szczegóły wyprawy. Dowódca widząc nas wyglądał na uradowanego, przysiedliśmy wszyscy do stołu i zaczęliśmy dyskusję.
- Przydzielam do waszej dyspozycji 40 najlepszych wojowników jakich posiadam w wiosce, musicie wybaczyć tak małą ilość, lecz nie mogę ryzykować życia mieszkańców, nasi wrogowie zapewne zaatakują, gdy dowiedzą  się że część naszych żołnierzy wyruszyła z wami. Moi ludzie będą wykonywać wszystkie Twoje rozkazy oraz będą poświęcać dla Ciebie życie. Moją jedyną prośbą jest byś po wszystkim wróciła do mnie i osobiście poinformowała rodziny poległych.
- Rozumiem, obiecuję że wrócę, zrobię wszystko co w mojej mocy, aby zapewnić jak najmniejsze starty w ludziach.
Przed siedzibą Lonana czekali już nowi towarzysze, uzbrojeni po zęby, klęknęli przede mną w celu okazania swojego oddania. Ku mojemu zaskoczeniu, podarowali nam konie, ja oczywiście odzyskałam swojego, który był tak stęskniony że nie mógł usiedzieć w miejscu. Wraz z Fenny i Brianem przygotowaliśmy swoje zbroje i broń. Udało mi się znaleźć także rodzinę, która zajmie się Sevi, zapewniając Lonana że teraz może mieć pewność że wrócę. Jeszcze ten lis… Do konia miałam przymocowaną torbę, więc zapakowałam go do niej tak że wystawała mu tylko głowa.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc – zwróciłam się do całej wioski, przytulając mocno dziewczynkę, po czym wsiadłam na konia, po mojej lewej na koniu siedziała Fenny, a po prawej Brian, reszta szła za nami, podśpiewując jakąś piosenkę.
- Jaki jest nasz następny ruch? – zapytała dziewczyna
- Będzie to dość ryzykowne biorąc pod uwagę stosunki między tymi rasami, ale następnymi na mojej liście są krasnoludy
- Myślisz że są na tyle dobrzy w walce? – Zapytał Brian
- Osobiście nie spotkałam żadnego, lecz ojciec powiadał że nasz król chciał zawrzeć z nimi pokój ze względu na ich umiejętności.
- Jak je znajdziemy? – zapytała dwójka naraz
- To oni znajdą nas. – po tych słowach nie było więcej pytań, maszerowaliśmy na zachód w kierunku góry o której mówił starzec.
Znajdowaliśmy się w pobliżu jeziora, zaczęło się ściemniać więc zarządziłam postój i noc spędzimy tutaj, konie niech odpoczną. Wyznaczyłam kilka osób do warty oraz ich zmienników. Pozostali, albo rozpalili ognisko i zajęli się przygotowaniem jedzenia, albo poszli od razu spać. Fenny wskoczyła do wody, namawiając i mnie, lecz wolałam przygotować się na rozmowę z Krasnoludami. Siedziałam sama oparta o swojego konia i spoglądałam w gwiazdy. Co takiego chcą mi przekazać rodzice? Bardzo za nimi tęsknie, czasem zastanawiam się co bym teraz robiła, gdybym zdarzenie z przeszłości nie nastąpiło. Z takimi właśnie myślami poszłam zmęczona jeszcze po przyjęciu u elfów spać.
- Panno Erin! – zaczęli krzyczeć żołnierze.
- Co się dzieje?
- Krasnoludy! Porwali Pani chłopaka!
- Jak mogliście im na to pozwolić! – najlepsi wojownicy z wioski?! To miał być żart?!
- Nikt nic nie widział, Panna Fenny pierwsza zauważyła jego zniknięcie, udało nam się znaleźć ten list.
„Przyszliście z nami walczyć tak marną grupą?! Mamy chłopaka, jeśli chcecie go odzyskać wyślijcie swojego przywódcę na drugą stronę jeziora i lepiej żeby był sam. ” Przynajmniej nie trzeba ich szukać.
Wstałam chwyciłam broń, wsiadłam na konia i przekazałam dowództwo Fenny na czas mojego powrotu, zakazując wtrącania się. Będąc po drugiej stronie, rozejrzałam się uważnie, usłyszałam czyjś krzyk i zostałam zrzucona z konia.
- Związać ją!
Nadal nikogo nie widziałam, próbowałam uciec, ale sznur zaczął oplatać się wokół mnie, wtedy zza krzaków wyszły uzbrojone Krasnoludy. Jeden z nich podszedł do mnie i zmusił mnie do wypicia czegoś, na skutek wypitego płynu poczułam się senna i straciłam przytomność.
- Erin! Obudź się! Słyszysz mnie!? Nie możesz teraz spać! – poznaje ten głos, Brian, otworzyłam oczy i od razu zrozumiałam co się dzieje, zaczęłam się szarpać, musiałam się uwolnić jak najszybciej. Brian tak samo jak ja był przywiązany do drewnianego słupa, znajdowaliśmy się w jakiejś dziurze, dość sporych rozmiarów, nad nami było coś w rodzaju widowni. Mnóstwo tych karłów siedziało, krzycząc z podekscytowania, machając przy tym rękoma jak dzikusy. Rozejrzałam się po miejscu w którym się znajdujemy
- Za Tobą! – krzyknął zdenerwowany chłopak. Odwróciłam głowę i zauważyłam sztylet, kawałek dalej była moja broń. Co to ma znaczyć, chwileczkę czy te bramy nie są za duże na nas a co dopiero na tych u góry?
- Co tu się dzieje! – krzyknęłam w stronę widowni
- Grzeczniej proszę – opowiedział jeden z nich, pewnie nie posłuchałabym go, gdyby nie fakt że ma koronę – będziecie teraz walczyć na śmierć i życie. Mam dziś dobry dzień, więc oszczędzę wam walki między sobą, wystarczy że wygracie z tym co dla was przygotowałem.

O czym on gada, bramy zaczęły się podnosić, a nad nami wysunęła się drewniana krata która oddzielała nas od tych skrzatów. Zaczęłam dokonywać próby uwolnienia się, ostrze było na tyle blisko że dosięgłam je palcami, widziałam że Brian zajął się już sznurem. Złapałam sztylet i niezdarnie rozcinałam swój, kalecząc przy tym swoje ręce. Bramy się otworzyły, co teraz? Dlaczego nic nie wychodzi. Do środka został wpuszczony prosiak za którym wyleciały dwa potężne stwory. Były chyba większe od wilka z którym przyszło mi walczyć w lesie. Są duże, fioletowa, wyglądają jak połączenie psa z bykiem, oba mają dwa potężne rogi, długie grzywy i ostre pazury. Bestie rozjuszone wyszyły między mnie a Briana, spojrzały na nas i z głośnym rykiem ruszyły w naszą stronę.