niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 12 - Po co marnować życie na strach przed śmiercią?



Podeszłam jeszcze kilka kroków, wtedy i oni mnie zauważyli. Widząc że niosę nieprzytomną Katrin biegiem ruszyli w moją stronę. Brian wziął dziewczynę, a Fenny chciała pomóc mi widząc krew na mojej nodze, lecz odmówiłam pomocy, miałam wystarczająco siły by dojść o własnych siłach.
- Co się stało? – zapytał chłopak
- Czy między wami jest coś więcej? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie, my się tylko przyjaźnimy, nawet nie przyjaźnimy… już Ci tłumaczyłem że jest dziwna i staram się ograniczyć  kontakt z nią, dlaczego pytasz?
- Próbowała mnie zabić, ponieważ twierdzi że odbieram jej Ciebie. Próbowała wbić mi sztylet w plecy, a kiedy złapałam jej rękę sama się nadziałam – wyjaśniłam nie do końca wiedząc co w tym momencie czuję. Z jednej strony czuję się winna, a z drugiej wiem że się broniłam i ta sytuacja nie musiała mieć miejsca. Weszliśmy do budynku, gdzie pozostali mieszkańcy zajęli się dziewczyną, ja natomiast poszłam z Fenny i Brianem do pokoju, gdzie opatrzyli mi nogę.
- Co się stało? – zapytała wystraszona Sevi wchodząc do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy.
- Miałam małe problemy w lesie, ale nie ma się czym martwić. Poradziłam sobie.
- Co Cię zaatakowało? – zapytali
- Wilk, był  trzy razy większy ode mnie. Trochę zajęło mi pokonanie go, ale poradziłam sobie mimo że nie było to proste.  – już o nic nie pytali.
Kiedy skończyli zajmować się moją nogą, zostawili mnie samą w pokoju aby mogła  odpocząć. Położyłam się i patrząc w sufit zastanawiałam się czy Katrin z tego wyjdzie. Po chwili przemyśleń pogrążyłam się w śnie.
                Do moich uszu zaczęły dochodzić dziwne odgłosy. Otworzyłam oczy, ale nie dostrzegłam nic co mogłoby je spowodować. Dźwięk dobiegał prawdopodobnie zza drzwi. Wstałam z łóżka i wyszłam i skierowałam się w ich stronę w celu opuszczenia pokoju. C-co tu się stało? Ogień, był dosłownie wszędzie, podeszłam do barierki i przez chmury dymu widziałam światło, które prawdopodobnie wskazywało wyjście. Chciałam cofnąć się do pokoju, aby zabrać chustę i broń, lecz drzwi były zamknięte i nie chciały się otworzyć. Nie mając wyboru zasłoniłam usta dłonią i skierowałam się do schodów, na które kiedy byłam naprawdę blisko zleciała belka z sufitu, która w tępię natychmiastowym została pochłonięta przez ogień i uniemożliwiła mi ucieczkę. Niech to szlag. Odwróciłam się, aby dostać się na schody z drugiej strony, lecz one również zostały pochłonięte przez ogień. Miałam jedno wyjście, skoczyć. Zbliżyłam się do barierki, wychyliłam się, aby sprawdzić czy mogę bezpiecznie zeskoczyć. Dym był tam zbyt gęsty, musiałam ryzykować. Przeszłam za barierkę i ostrożnie łapiąc za coraz to niższe jej części zaczęłam się obniżać. Kiedy nie miałam już czego się złapał, puściłam się całkowicie, lecąc w dół. Wpadłam na drewniany stół, który pod wpływem mojego ciężaru i siły z jaką uderzyłam złamał się na pół.  Teraz już nic nie widziałam, poza światłem do którego zmierzałam. Wstałam obolała z ziemi, próbując się jak najszybciej wydostać. Zaczęłam się krztusić przez dym dostający się do moich płuc. Byłam coraz bliżej światła, gdy nagle potknęłam się o coś. Dym jakby celowo odleciał z tego miejsca i wtedy serce stanęło mi w gardle.
- Fenny! – krzyknęłam widząc jak leży w kałuży krwi, była blada i zimna jak lód, a jej oczy cały czas były otwarte. W jej piersi znajdowała się strzała. Nie zważając na ogień, znajdujący się dookoła, wzięłam dziewczynę w ramiona, wtuliłam twarz w jej szyje zaczęłam płakać i krzyczeć. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego jak się do niej zbliżyłam,  czułam potworny ból w sercu. Na rękach miałam jej krew, przyglądałam się chwilę w osłupieniu swojej dłoni i dostrzegłam czarne duże pióro, wzięłam je do ręki i zdałam sobie sprawę  że muszę z tą uciekać, jeśli zamierzam przeżyć. Coraz ciężej mi się oddychało, z każdą minutą czułam się słabsza, a łzy jeszcze bardziej pogorszyły mi widoczność.  Wiedziałam że nie dam rady jej stąd wynieść. Ostatni raz wtuliłam się w dziewczyny szyję, zamknęłam jej powieki, wstałam i zastanawiając się gdzie jest reszta dotarłam do wyjścia. Będąc na zewnątrz  odeszłam na bezpieczną odległość i odwróciłam się w stronę budynku. Teraz już cały był w ogniu. Co tu się stało? Gdzie jest reszta? Kto za tym stoi i dlaczego to zrobił? Dlaczego ja wyszłam cało? Dlaczego Fenny się nie udało?  Skąd się tam wzięło to pióro? Te pytania nasuwały mi się do głowy z takim tempem że zaczęłam się w nich gubić. Usiadłam pod drzewem, próbując się uspokoić i pozbierać myśli. „Powinnaś się pośpieszyć”, usłyszałam nagle,  ale nikogo nie widziałam.
- Gdzie jesteś?! – zapytałam, czując się zagrożona. Zaczęłam wpatrywać się w głąb lasu i znów usłyszałam te słowa „Powinnaś się pośpieszyć”, głos dobiegał zza moich pleców, odwróciłam się gwałtownie i zauważyłam Fenny z Sevi na rękach.
- C-co tu się dzieje! – krzyknęłam. Ostatni raz czułam się tak kiedy zginęli moi rodzice, w tym momencie bałam się, chciałam aby to okazało się złym snem. – Przecież leżałaś tam i …
- Musisz ich powstrzymać . – powiedziała, patrząc na mnie, spojrzeniem tak chłodnym jak jej skóra, kiedy dotknęłam ją w budynku.
- Ale kogo?! Jak mam ich powstrzymać?!
- Ile krwi jesteś w stanie przelać by ratować czyjeś życie? – w tym momencie podała mi ciało dziewczynki do rąk. Samej zabierając ode mnie pióro. Dziewczynka miała głęboką ranę w brzuchu, na ten widok zrobiło mi się słabo, czułam jak blednieje a przez moje ciało przechodzi gęsia skórka.
- Nie rozumiem… Wiesz dobrze że zrobię wszystko co w mojej mocy żeby chronić osoby na których mi zależy, tak jak i te bezbronne i niewinne.
- Musisz przyznać, że trzymanie się życia to prawdziwa męczarnia. Na każdym kroku czai się niebezpieczeństwo, ludzie umierają za czyny popełnione przez innych, umierają także aby obronić siebie nawzajem. Jest to bardzo szlachetny i odważny czyn.  – mówiąc to oglądała uważnie pióro.
- Fenny…
- Po co marnować życie na strach przed śmiercią? Proszę, wstań – nie rozumiała nic z jej słów. Była tajemnicza, momentami obojętna i jej spojrzenie, które mi posłała wydawało się że chce mnie obwinić o to co się stało. Na jej prośbę wstałam, nie puszczając dziewczynki.
- Nie bój się śmierci – powiedziała zabierając dziewczynkę z moich rąk. Wyminęła mnie idąc w głąb lasu.
- Zaczekaj! Dokąd idziesz?! – zapytała czekając aż powie mi z czym mam do czynienia. – Powiedz czy to sprawka Derwy? – jako odpowiedź usłyszałam tylko śmiech. Doszłyśmy do wykopanego już dołu w ziemi, do którego włożyła lodowate ciało Sevi.
- Twoim wrogiem nie jest w tej chwili Derwa. W tej chwili, aby znaleźć tego, który za tym stoi podążaj za tym – powiedziała oddając mi pióro i weszła do dołu, kładąc się obok dziewczynki, karząc mi zajrzeć za drzewo. Tak też zrobiłam, znajdowała się za nim wbita w ziemie łopata. Wzięłam ją w ręce i wracając do dziewczyny, zauważyłam że leży z zamkniętymi oczami. Jej klatka piersiowa przestała się ruszać. Wyciągnęłam rękę w jej stronę, aby ją obudzić i wtedy zorientowałam się że nie oddycha. W głowie usłyszałam jeszcze cichy szept „Nie bój się śmierci”. Odczekałam chwilę dla upewnienia się że dziewczyna się nie obudzi i zaczęłam zasypywać dziurę piachem. Fenny… Obiecałam was chronić, a zawiodłam Ciebie, Twoich przyjaciół i samą siebie. Stałam nad grobem, jeśli mogę to tak nazwać w obecnych warunkach i trzymając w ręku pióro uważnie mu się przyglądałam zastanawiając się jak ma mi ono pomóc. Była na nim krew, żadnej wskazówki. Nagle przypomniałam sobie o pozostałych. Brian, Katrin co z nimi? Gdzie się podziali? Obróciłam się, aby wrócić do kryjówki w celu rozejrzenia się, niespodziewanie zauważyłam postać stojącą tuż przy mnie. Nie widziałam twarzy, ponieważ postać była zakapturzona, pomimo to wiedziałam że jestem w niebezpieczeństwie. Z pleców mojego nieprzyjaciele wyrastały ogromne, kruczo czarne skrzydła. Zrobiłam krok w tył i znów wpadłam na kogoś. Byłam osaczona, osoba stojąca za mną, załapała mnie w mocnym uścisku, ostatnie co poczułam to ból i krew na rękach, tym razem moja krew. Zanim ogarnęła mnie całkowita ciemność usłyszała ostatnie trzy słowa, „Dobra robota Brian”.

środa, 13 maja 2015

Rozdział 11 - Nie boję się śmierci

Kierowałam się w stronę, która wskazywały mi ślady, rozglądałam się uważnie wypatrując zagrożenia, a przede wszystkim Katrin. Miała coraz mniej czasu, całe szczęście ból nogi zmalał, a rana przestała mi już krwawić. W pewnym momencie ślad się urwał, wyglądało to tak jakby ich właściciel nagle zniknął, po mojej prawej stronie stało drzewo, więc spojrzałam na jego szczyt gdzie  zauważyłam dziewczynę siedzącą na jednej z gałęzi, bawiącą się chustką, która była moim celem. Wygląda na to że  nie zauważyła mojego przyjścia.
- Hej, Katrin! – zawołałam, ryzykując że w odpowiedzi ucieknie dalej.
- To Ty… udało Ci się mnie znaleźć i z tego co widzę znowu wpadłaś w kłopoty, co tym razem Ci się przytrafiło ofiaro losu? – zakpiła stając na gałęzi.
- Nie ważne co, ważne że martwe – uśmiechnęłam się drwiąco – jak widzisz jestem ranna, może odpuścisz mi wspinanie się do Ciebie i zejdziesz abym mogła Cię pokonać?
- Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego z kim masz do czynienia – powiedziała i chwilę później stała naprzeciwko mnie zachowując pewną odległość, przywiązała chustkę na nadgarstku i znów się odezwała – pokonam Cię szybko i bezboleśnie, przynajmniej nie będziesz wchodzić między mnie a Briana. – zaśmiałam się na te słowa, nie rozumiałam o co jej chodzi, z tego co mówił mi chłopak Katrin jest nieobliczalna i przez to stara się trzymać ją na dystans. Odłożyłam kij i broń na bok, poinformowałam rywalkę że stoczymy walkę bez użycia broni, oczywiście zaczęła bredzić że nawet jakbym ja miała broń, a ona nie to i tak by wygrała, albo że najzwyczajniej w świecie boję się umrzeć stąd ta decyzja. Jedynym powodem tej zasady było to że nie chciałam, aby żadna z nas zginęłam, nie potrzebuję przelewu krwi, aby sobie coś udowadniać.
- Zaczynajmy – po tych słowach Katrin wykonała ruch, którego każdy się spodziewał, a mianowicie zaciskając pięść wycelowała w moją głowę, mimo zranionej nogi byłam szybsza i wykonałam unik odskakując na bok, nawet nie zauważyła kiedy znalazłam się za nią, kopnięciem powaliłam ją na kolana, chwyciłam jej ręce wyciągnęłam w swoją stronę i trzymając je sztywno jedną nogą przystanęłam jej na plecach. Wystarczył jeden fałszywy ruch z jej strony, aby jej ramiona stały się bezużytecznym ciężarem. Katrin zaczęła prosić, aby przestała, jednak musiałam zabrać jej chustkę, w tym celu puściłam jej ręce i nogą która była na jej plecach pchnęłam ją do  przodu tak że leżała twarzą w ziemi, usiadłam na niej i zabrałam cel swojego zadania. Mając już to co chciałam, wstałam, zabrałam swoje rzeczy jak gdyby nigdy nic i stając przed nią wyciągnęłam do niej rękę chcąc pomóc jej wstać, lecz ona ją odepchnęła.
- Jak sobie chcesz – odparłam i pozostawiając dziewczynę samą ruszyłam w stronę bazy. Przeszłam już spory kawał drogi  i usłyszałam że ktoś biegnie za mną,  to na pewno Katrin, kiedy kroki były bardzo blisko odwróciłam się, aby poczekać na nią i w ostatniej chwili złapałam jej uniesioną rękę w której znajdował się sztylet.
- Atakując mnie w ten sposób pokazujesz że jesteś słaba, a nie silna. – oznajmiłam
- Nie znasz mnie! Mówisz to ponieważ się boisz i myślisz że Ci daruję – odkrzyknęła,  w jej oczach dało się dostrzec obłęd.
- Mówię to ponieważ nie chcę aby ktoś tutaj zginął, jednak jeśli jeszcze raz spróbujesz mnie zabić, będę się bronić i wtedy umrzesz Ty. Działasz w obłędzie, chcesz pokazać swoją siłę, dlatego nie możesz wygrać. Zapominasz o sprycie i taktyce. Czasami jeden dobry plan potrafi zapewnić zwycięstwo, którego nie osiągnęła byś  będąc nie wiadomo jak silną.
- Nie rozbawiaj mnie, zwykły plan nie przyniósł jeszcze nikomu zwycięstwa! Liczy się siła i nic poza nią!
- Przed znalezieniem Ciebie zaatakował mnie wielki wilk. Był naprawdę ogromny, wiedziałam że podejście do niego i próba zabicia go w ten sposób może okazać się samobójstwem, więc obmyśliłam plan. Wspięłam się na drzewo, po drodze spowalniając bestię, rzucając w nią sztyletem. Plan, który ułożymy sobie w głowie nie zawsze przebiega po naszej myśli, stąd ta krew. Wspinając się po drzewie potwór mnie dosięgnął. Udało mi się uwolnić, na czubku drzewa założyłam sobie prowizoryczny opatrunek. Z początku chciałam uciec przechodząc z jednego drzewa na drugie, ale to nie miało sensu, nie licząc krwawiącej nogi to jeszcze bestia szła moim śladem. Uznałam zaryzykować w inny sposób. Zeszłam niżej i obniżając trochę nogę, zapachem krwi zmusiłam bestie, aby wyciągnęła łeb w moją stronę. Wtedy wystarczyło zrobić tylko jedno. Wbiłam jej szablę w głowę. Wilk już nikomu nie przeszkodzi. Gdybym próbowała zrobić to tak jak Ty, czyli rzucając się na nią, całkowicie lekceważąc jego ogromne zębiska i pazury, nie rozmawiałybyśmy teraz, wygrałam bo obmyśliłam szybki plan działania. Nie działałam lekkomyślnie. – miałam  nadzieję że coś dojdzie do dziewczyny, niestety nadzieja prysła równie szybko co się we mnie znalazła.
- Chrzanisz!!! – krzyknęła i zaczęła zbliżać ostrze w moją stronę, jednym ruchem opuściłam jej rękę i obróciłam jej dłoń tak aby ostrze była wycelowane w jej brzuch.

- Nie boję się śmierci – powiedziała, i robiąc krok w moją stronę nadziała się na ostrze. Dlaczego ona to zrobiła?! Ciało dziewczyny zaczęło opadać w dół, więc złapałam ją i nie wyciągając ostrza, aby nie wykrwawiła się szybciej, mocno trzymając przerzuciłam jej rękę sobie za szyją tak by móc ją trzymać w pozycji stojącej. Byłam wściekła, wiedziałam że po tej sytuacji mogę zapomnieć o dalszych treningach i będę musiała ruszyć dalej, aby uniknąć problemów. Dziewczyna mamrotała coś pod nosem ledwo przytomna, wolną ręką trzymała się za brzuch tuż pod raną. Byłyśmy już blisko, wyszłyśmy z lasu, dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, wychodząc z lasu zauważyłam przed kryjówką Briana i Fenny.

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 10 - Nie dam się pożreć

Od czasu złożenia przysięgi minęły 4 dni. Dzień w dzień trenujemy od wschodu do zachodu słońca. Jak się okazało Brian posiada kukły przydatne do ćwiczeń, kilka z nich znajdowało się przed budynkiem, a kilka z nich leżało luzem i czekało na specjalne zadanie. Obudziłam się przed wchodem słońca, ubrałam się w swoją zbroje, następnie wyszłam z pokoju, aby zjeść małe śniadanie. Skąd oni biorą jedzenie? Tego nie wiem. Na dole czekał już na mnie Brian.
- Fenny jeszcze śpi? – zapytałam nie widząc jej ani w kuchni, ani w wielki holu.
- Wygląda na to że wczorajszy trening był dla niej za ostry. Rozumiem że musimy ćwiczyć też walkę w ręcz, ale trochę za ostro ją potraktowałaś.
- Jeśli przyjdzie jej walczyć z prawdziwym wrogiem, ten nie będzie się litował, ale masz rację, niech dzisiaj odpocznie sami dziś pójdziemy – postanowiłam stanowczo i po zjedzeniu zabrałam swoją broń, a następnie opuściliśmy kryjówkę.  Zaczęliśmy od przebiegnięcia 15 razy budynku, który do małych nie należał. Przy 4 okrążeniu zauważyłam Fenny, która widać że nie chciała dziś trenować. Przystanęłam przy niej i powiedziałam, aby wracała do pokoju, że musi odpocząć.
- Jak tylko nabierzesz siły, przyjdź, nie chcę byś się na siłę męczyła – poklepałam ją po ramieniu i wróciłam do biegania. Po skończonych okrążeniach, zaczęliśmy rzucać sztyletami w kukły, kilka z nich dla utrudnienia było na sznurku, dzięki czemu na zmianę mogliśmy nimi poruszać. Nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie nam zaatakować z daleka.
- Gotowy na odrobinę zabawy? – zapytałam, uśmiechając się do Briana.
- Sam nie wiem, a co jeśli zrobimy komuś z nas krzywdę.
- Dlatego użyjemy tych drewnianych mieczy, bezpieczeństwo przede wszystkim – puściłam mu oczko i zawołałam dwie osoby z reszty grupy, które miały przywiązane na nadgarstku chustki. Naszym zadaniem było odnaleźć ich w lesie, a następnie odebrać je. Mieli pół godziny na ukrycie się, my natomiast mieliśmy czas do zachodu słońca. Podczas gdy oni się chowali, my  czekaliśmy siedząc pod jednym z drzew, patrząc w chmury. Chciałabym znów zobaczyć rodziców, mimo że były to tylko omamy, cieszyłam się z nich. Chciałabym mieć je częściej. Moje rozmyślenia przerwał chłopak.
- Ile jeszcze zostało im czasu? – zapytał również patrząc w niebo.
- Jakieś 10 minut – strzeliłam
- O czym myślisz?
- O rodzicach… wiesz nie mówiłam wam, ale mam dziwne wrażenie że oni wciąż żyją. Po tej sytuacji, w której Lonan Cię zmanipulował, widziałam ich w pokoju. Rozmawiałam z nimi, czułam ich dotyk na sobie. Tak jakby naprawdę tam byli.
- Masz rację, oni cały czas żyją – powiedział uśmiechając się do mnie, spojrzałam na niego i czekałam aż dokończy – oni żyją w Tobie, o tutaj – wskazał na moją lewą pierś – masz ich głęboko w sercu. To pamięć o nich trzyma Cię przy życiu. Mimo że minęło 10 lat, kochasz ich na tyle mocno, że czasami wydaje Ci się jakby nadal żyli. – spojrzałam mu prosto w oczy, widziałam że mówi szczerze, nie próbował mnie pocieszyć wymyślonymi bajeczkami, lecz mówił to co uważa za prawdzie. – Kiedy Fenny opowiedziała mi co Ci się przytrafiło, ciężko mi było w to uwierzyć. Nie pokazujesz po sobie tego. Jesteś niesamowita.
- Twoje słowa… Brian, dziękuję Ci. – powiedziałam przytulając chłopaka.
- Nie masz za co dziękować, wyraziłem tylko swoje zdanie. A teraz koniec tych czułości, czas szukać naszych kompanów – zaśmiał się wstając i podał mi rękę, pomagając mi wstać.
- Rozdzielamy się czy idziemy razem? – zapytał rozglądając się wokół
- Wydaje mi się że powinniśmy się rozdzielić.
Tak też zrobiliśmy, ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach z drewnianymi mieczami, oczywiście nie byliśmy lekkomyślni i zaopatrzyliśmy się w prawdziwą broń. Skradałam się po lesie i próbowałam dostrzec coś co wskazywało by na to że ktoś tędy przechodził. Fenny dała mi kilka rad jeśli chodzi o tropienie, jednak to nie wystarczy. Łaziłam tak już od dłuższego czasu i nie mogłam znaleźć żadnej wskazówki, kiedy nagle zauważyłam ślady butów. Przykucnęłam przy nich i udało mi się stwierdzić że należą do kobiety. To może być  Katrin, milusia przyjaciółka Briana, ale ta dziewczyna jest irytująca, jednak jeśli faktycznie to byłaby ona mogło by być dość zabawnie. Ruszyłam za śladami, uważnie się rozglądając. Nagle usłyszałam że coś się do mnie zbliża, odwróciłam się gwałtownie i zauważyłam gigantycznego wilka, stojąc na czterech łapach był mojego wzrostu, gdzie  ja mam około 170 cm, wolę by nie stawał na tylnych łapach . Zwierzę zaczęło warczeć w moją stronę, patrząc w jego ślepia dało się dostrzec że jest głodny, a ja byłabym dla niego idealnym kąskiem.

- Przykro mi, ale nie dam się pożreć takiemu pchlarzowi . – wyjęłam swój sztylet i przygotowałam się do zrobienia uniku, nie musiałam długo czekać, aby zwierz ruszył w moją stronę. Kiedy wyciągnął łapę aby wbić we mnie swoje  pazury, odskoczyłam w bok, a następnie okrążyłam bestię, która nie spuszczała ze mnie wzroku. Ciągle próbowała mnie zadrapać, jednak byłam szybsza. Ale co mi po mojej szybkości, jak nie mogę się bezpiecznie zbliżyć. Zaczęłam biec przed siebie unikając pojedynczych ciosów, aż zobaczyłam drzewo na które dostanę się bez żadnego problemu. Aby spowolnić zwierzę, wzięłam zamach i w biegu obracając się do tyłu wycelowałam w nie, i rzuciłam. Udało mi się trafić w łapę, wilk nie spodziewał się tego, co też spowodowało że na moment stracił równowagę. Wykorzystałam ten fakt i zaczęłam wspinać się na drzewo. Cholera! Bestia pozbierała się szybciej niż myślałam i przez swój rozmiar zdołała mnie dosięgnąć i przejechać pazurami po mojej nodze.  Jeden z pazurów wbił się w nogę, krzyknęłam z bólu, lecz się nie poddałam. Mocno trzymając jedną ręką gałęzi, drugą sięgnęłam po szable i przecięłam łapę potworowi. Puścił mnie i upadł, szybko schowałam szablę do pokrowca i wspięłam się wyżej, gdzie usiadłam na grubej gałęzi, spojrzałam na swoją nogę, nie wyglądało to ciekawie, zacisnęłam zęby,  zdjęłam swój pasek z bioder, a następnie odrywając kawałek peleryny, zrobiłam sobie marny opatrunek. Wilk próbował się do mnie dostać, jednak był za ciężki i z ranną łapą na pewno nie da rady. Tylko co ja teraz zrobię? Jeśli się postaram dam radę przejść z tej gałęzi na drugie drzewo. Jednak czy to wystarczy? Nie mam zbyt dużego wyjścia, biorąc pod uwagę to że z ranną nogą nie dam rady biec. Zaczęłam przesuwać się po gałęzi, aż znajdowałam się blisko jej końca. Uniosłam pierw jedną rękę i złapałam się gałęzi drugiego drzewa, która był trochę nade mną, a następnie złapałam ją drugą ręką, zaczęłam podciągać się w górę, pierw zdrową nogą stanęłam na niższej, a potem zranioną, którą jako pierwszą przełożyłam nad wyższą, aby móc na niej usiąść, skupiając siłę w rękach udało mi się to, i tak zaczęłam przechodzić po drzewach, a wilk kroczył za mną. Obeszłam chyba 6 drzew, raz schodziłam niżej raz wyżej. Jednak ból w nodze kazał mi zakończyć tą zabawę. Zeszłam na tyle nisko by sprowokować bestię do wstania na dwie łapy, wyjęłam szablę i otarłam ją o ranę, aby zapachem krwi sprowokować zwierze. Kiedy wysunął wystarczająco wysoko głowę, uniosłam broń w górę i w błyskawicznym tempie opuściłam ją w dół wbijając wilkowi w czaszkę. Szabla weszła tak głęboko, że nie zdołałam jej wyjąć przez co poleciałam na ziemię razem z nim. Jedno dobre, to że miałam miękkie lądowanie upadając na niego. Zeszłam z wilka i stając przed nim wyjęłam broń i wytarłam krew która się na niej znajdowała o jego futro. Znalazłam dość solidny badyl, który użyłam do podpórki i jak gdyby nigdy nic odnalazłam ślady stóp i ruszyłam dalej.

piątek, 1 maja 2015

Rozdział 9 - W życiu spotyka nas wiele zła

Długo leżałam w samotności zanim zdążyłam sobie przypomnieć  dokładny przebieg wydarzeń z przed utraty przytomności. Czyli siwowłosy nie odpuści mi aż nie zginę, choćby miało ucierpieć na tym o wiele więcej osób on chce z nieznanego mi powodu mnie zabić. Rozmyślałam patrząc w sufit jakie powinno być moje kolejne posunięcie czując że za mało z siebie daję. Erin weź się wreszcie w garść. Jeśli nie dasz sobie rady z kimś takim jak on, nie masz co liczyć na odzyskanie spokoju w Sembrii a co dopiero na dokonanie zemsty. Kiedy obróciłam głowę w kierunku drzwi zauważyłam swoich rodziców. Czy ja znowu śnię? Poczułam jak pot spływa mi po całym ciele. Próbowałam się podnieść, lecz silny ból mi na to nie pozwolił. Oboje zaczęli się zbliżać w moją stronę z uśmiechniętymi twarzami.
- Dlaczego tak szybko się poddajesz skarbie? – zapytała mama, kładąc dłoń na moim policzku. Czy to mi się śni? Czy może ból sprawia że mam przywidzenia? Dlaczego widzę kogoś kto zmarł na moich oczach.
- Nie bój się nas, zapomniałaś już czego Cię kiedyś uczyłem? To było krótkie zdanie, bardzo łatwe do zapamiętania – zapytał ojciec chwytając mą dłoń
- „W życiu spotyka nas wiele zła, które nas niszczy lecz po czasie to zniszczenie jest naszą siłą”, uczyłeś mnie tych słów od 5 roku życia, jak mogła bym o nich zapomnieć. – wymamrotałam, czułam jak pojedyncza łza spływa mi po policzku. Pamiętam te słowa, tak samo jak pamiętam Ciebie w kałuży krwi, pomyślałam nie potrafiąc zrozumieć dlaczego ich widzę.
- Zawsze wiedzieliśmy z matką że wyrośniesz na silną dziewczynę, dlatego jeśli pamiętasz te słowa, podnieś się, chwyć za broń i ruszaj w podróż która przygotowała dla Ciebie wiele prób, dokonaj to co już zaczęłaś. – kończąc  swoje słowa położył obie ręce na moich ranach, co spowodowało tak wielki ból że zaczęłam krzyczeć. W mgnieniu oka do pokoju wbiegła Fenny z Brianem, a rodziców już nie było. Oboje zaczęli pytać co się stało, jednak nie przyznałam się  że widziałam swoich zmarłych od 10 lat rodziców, odpowiedziałam że to wina nagłego bólu. Indianka zbliżyła się aby  zobaczyć rany, podciągnęła górę mojego stroju i zrobiła wielkie oczy, także podparłam się na łokciach i nie dostrzegłam nawet małego draśnięcia.
- C-c-co się stało z tymi ranami? Jeszcze przed  moim wyjściem były tu dwie duże, plus masa siniaków… - wyjąkała dziewczyna, patrząc na mnie jak na ducha. Spojrzałam na zszokowanego chłopaka licząc że coś powie, jednak ten milczał. Czyli oni naprawdę tu byli? Ale jak to możliwe? Kiedyś uczyli mnie że pewnego dnia ich zabraknie i wtedy będę musiała nauczyć się żyć samodzielnie, natomiast oni zostaną moimi stróżami i nie pozwolą mi w siebie zwątpić. Nigdy nie wierzyłam w takie bajki, jednak teraz dochodzę do wniosku że mówili wtedy prawdę. Są moimi stróżami, jeśli spotkam ich następnym razem, będę na to przygotowana.
- W życiu spotyka nas wiele zła, które nas niszczy lecz po czasie to zniszczenie jest nasza siłą – powiedziałam na głos bardziej do siebie, niż do moich towarzyszy.
- Wiedziałem – odezwał się Brian z uśmiechem i dumą wymalowaną na twarzy.
- Wiedziałeś? Ale o czym? – zapytała Fenny
- Wiedziałem że to co się wydarzyło nie złamie jej ducha walki. – odpowiedział na zadane pytanie, następnie zwrócił się do mnie – Jesteś mścicielem, każda porażka pobudza  w Tobie ogrom siły. – przyglądałam się chwilę chłopakowi myśląc nad jego słowami po czym  bez żadnego bólu, ani innych dolegliwości wstałam z łózka. Czułam się bardzo wypoczęta, nie odczuwałam żadnego bólu oraz czułam w sobie mnóstwo energii. To musi być sprawka moich stróżów. Zaczęłam się rozglądać po pokoju w celu poszukania swoich rzeczy, ponieważ na sobie miałam chyba ubranie blondyna. Chłopak zorientował się co szukam i podał mi zupełnie inny strój, tłumacząc że jego już były przywódca kazał przygotować go specjalnie dla mnie. Dlaczego były? Brian ogłosił każdemu że wyrusza ze mną i to dla mnie zamierza walczyć. Ubranie z wyglądu  przypominało zbroję, ale było zbyt lekkie jak na nią. Zabrałam je ze sobą i skierowałam się do toalety w celu przebrania się. Nawet nie zwróciłam wcześniej uwagi na krótką pelerynę zwisającą od ramion do bioder . Wracając do pokoju wzięłam swoją szablę i wyciągając ją przed siebie, spojrzałam na Briana i Fenny, którzy wiedzieli że chcę coś powiedzieć.
- Przysięgam na wodę i ogień, ziemię i wiatr, że pomszczę swoich rodziców, wszystkich poległych mieszkańców oraz przywrócę spokój w  Sembrii. Odwaga i męstwo naszym sprzymierzeńcem, a strach wrogiem. Honoru dotrzymam i walczyć do końca będę w obronie naszej wolności. Gdy jednak zawiodę i splamię honor - na wieki na wygnanie się udam. – po wysłuchaniu przysięgi oboje zbliżyli się do mnie i przecinając sztyletem wewnętrzną część dłoni złożyli przysięgę krwi, w której zapewnili być ze mną aż wojna się skończy, bronić mnie oraz dokończyć to co zaczęłam jeśli polegnę.
      Nadszedł czas byśmy zatrzymali się na parę dni w celu poznania swoich umiejętności i wyuczenia się współpracy.  Brak zgrania w trakcie walki może nas nawet zabić. Wychodząc z pokoju zauważyłam Sevi siedzącą pod drzwiami ze łzami w oczach. Musiała wszystko słyszeć. Przykucnęłam przy niej i kładąc dłoń na jej policzku kazałam spojrzeć jej w moje oczy. Kiedy to zrobiła zbliżyłam ją do siebie w celu przytulenia, jednak ona się odsunęła.
- Powiedziałaś że nie zostawisz mnie samej!! – uniosła się na mnie zalewając się łzami.
- Posłuchaj mnie uważnie. Powiedziałam że się Tobą zajmę  i tak też będzie. Jednak będę musiała zostawić Cię na jakiś czas tutaj. Wszystko dla Twojego bezpieczeństwa, tutaj nic Ci się nie stanie.
- Jeśli mnie tu zostawisz ucieknę od nich!

- Nie możesz tego zrobić, wiedząc że czekasz tu na mnie będę silniejsza. Ponieważ walcząc o wolność dla naszej krainy, będę pamiętać że jest mała dziewczynka, która tak jak ja kiedyś została bez rodziców. Mała dziewczynka, która nie zważała na to że może stać się jej krzywda i próbowała mi pomóc kiedy byłam w niebezpieczeństwie. Kiedy już będzie po wszystkim, nie będziemy musiały się ukrywać, zapanuje porządek, a las nie będzie pełen sług Derwy. Rozumiesz? Ty musisz być tutaj, żebym wiedziała że mam do kogo wrócić. – po tych  słowach dziewczynka wpadła mi w ramiona i mocno ściskając przeprosiła za to że mnie odepchnęła i obiecała nie ruszając się z tego miejsca puki po nią nie wrócę.