niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 10 - Nie dam się pożreć

Od czasu złożenia przysięgi minęły 4 dni. Dzień w dzień trenujemy od wschodu do zachodu słońca. Jak się okazało Brian posiada kukły przydatne do ćwiczeń, kilka z nich znajdowało się przed budynkiem, a kilka z nich leżało luzem i czekało na specjalne zadanie. Obudziłam się przed wchodem słońca, ubrałam się w swoją zbroje, następnie wyszłam z pokoju, aby zjeść małe śniadanie. Skąd oni biorą jedzenie? Tego nie wiem. Na dole czekał już na mnie Brian.
- Fenny jeszcze śpi? – zapytałam nie widząc jej ani w kuchni, ani w wielki holu.
- Wygląda na to że wczorajszy trening był dla niej za ostry. Rozumiem że musimy ćwiczyć też walkę w ręcz, ale trochę za ostro ją potraktowałaś.
- Jeśli przyjdzie jej walczyć z prawdziwym wrogiem, ten nie będzie się litował, ale masz rację, niech dzisiaj odpocznie sami dziś pójdziemy – postanowiłam stanowczo i po zjedzeniu zabrałam swoją broń, a następnie opuściliśmy kryjówkę.  Zaczęliśmy od przebiegnięcia 15 razy budynku, który do małych nie należał. Przy 4 okrążeniu zauważyłam Fenny, która widać że nie chciała dziś trenować. Przystanęłam przy niej i powiedziałam, aby wracała do pokoju, że musi odpocząć.
- Jak tylko nabierzesz siły, przyjdź, nie chcę byś się na siłę męczyła – poklepałam ją po ramieniu i wróciłam do biegania. Po skończonych okrążeniach, zaczęliśmy rzucać sztyletami w kukły, kilka z nich dla utrudnienia było na sznurku, dzięki czemu na zmianę mogliśmy nimi poruszać. Nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie nam zaatakować z daleka.
- Gotowy na odrobinę zabawy? – zapytałam, uśmiechając się do Briana.
- Sam nie wiem, a co jeśli zrobimy komuś z nas krzywdę.
- Dlatego użyjemy tych drewnianych mieczy, bezpieczeństwo przede wszystkim – puściłam mu oczko i zawołałam dwie osoby z reszty grupy, które miały przywiązane na nadgarstku chustki. Naszym zadaniem było odnaleźć ich w lesie, a następnie odebrać je. Mieli pół godziny na ukrycie się, my natomiast mieliśmy czas do zachodu słońca. Podczas gdy oni się chowali, my  czekaliśmy siedząc pod jednym z drzew, patrząc w chmury. Chciałabym znów zobaczyć rodziców, mimo że były to tylko omamy, cieszyłam się z nich. Chciałabym mieć je częściej. Moje rozmyślenia przerwał chłopak.
- Ile jeszcze zostało im czasu? – zapytał również patrząc w niebo.
- Jakieś 10 minut – strzeliłam
- O czym myślisz?
- O rodzicach… wiesz nie mówiłam wam, ale mam dziwne wrażenie że oni wciąż żyją. Po tej sytuacji, w której Lonan Cię zmanipulował, widziałam ich w pokoju. Rozmawiałam z nimi, czułam ich dotyk na sobie. Tak jakby naprawdę tam byli.
- Masz rację, oni cały czas żyją – powiedział uśmiechając się do mnie, spojrzałam na niego i czekałam aż dokończy – oni żyją w Tobie, o tutaj – wskazał na moją lewą pierś – masz ich głęboko w sercu. To pamięć o nich trzyma Cię przy życiu. Mimo że minęło 10 lat, kochasz ich na tyle mocno, że czasami wydaje Ci się jakby nadal żyli. – spojrzałam mu prosto w oczy, widziałam że mówi szczerze, nie próbował mnie pocieszyć wymyślonymi bajeczkami, lecz mówił to co uważa za prawdzie. – Kiedy Fenny opowiedziała mi co Ci się przytrafiło, ciężko mi było w to uwierzyć. Nie pokazujesz po sobie tego. Jesteś niesamowita.
- Twoje słowa… Brian, dziękuję Ci. – powiedziałam przytulając chłopaka.
- Nie masz za co dziękować, wyraziłem tylko swoje zdanie. A teraz koniec tych czułości, czas szukać naszych kompanów – zaśmiał się wstając i podał mi rękę, pomagając mi wstać.
- Rozdzielamy się czy idziemy razem? – zapytał rozglądając się wokół
- Wydaje mi się że powinniśmy się rozdzielić.
Tak też zrobiliśmy, ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach z drewnianymi mieczami, oczywiście nie byliśmy lekkomyślni i zaopatrzyliśmy się w prawdziwą broń. Skradałam się po lesie i próbowałam dostrzec coś co wskazywało by na to że ktoś tędy przechodził. Fenny dała mi kilka rad jeśli chodzi o tropienie, jednak to nie wystarczy. Łaziłam tak już od dłuższego czasu i nie mogłam znaleźć żadnej wskazówki, kiedy nagle zauważyłam ślady butów. Przykucnęłam przy nich i udało mi się stwierdzić że należą do kobiety. To może być  Katrin, milusia przyjaciółka Briana, ale ta dziewczyna jest irytująca, jednak jeśli faktycznie to byłaby ona mogło by być dość zabawnie. Ruszyłam za śladami, uważnie się rozglądając. Nagle usłyszałam że coś się do mnie zbliża, odwróciłam się gwałtownie i zauważyłam gigantycznego wilka, stojąc na czterech łapach był mojego wzrostu, gdzie  ja mam około 170 cm, wolę by nie stawał na tylnych łapach . Zwierzę zaczęło warczeć w moją stronę, patrząc w jego ślepia dało się dostrzec że jest głodny, a ja byłabym dla niego idealnym kąskiem.

- Przykro mi, ale nie dam się pożreć takiemu pchlarzowi . – wyjęłam swój sztylet i przygotowałam się do zrobienia uniku, nie musiałam długo czekać, aby zwierz ruszył w moją stronę. Kiedy wyciągnął łapę aby wbić we mnie swoje  pazury, odskoczyłam w bok, a następnie okrążyłam bestię, która nie spuszczała ze mnie wzroku. Ciągle próbowała mnie zadrapać, jednak byłam szybsza. Ale co mi po mojej szybkości, jak nie mogę się bezpiecznie zbliżyć. Zaczęłam biec przed siebie unikając pojedynczych ciosów, aż zobaczyłam drzewo na które dostanę się bez żadnego problemu. Aby spowolnić zwierzę, wzięłam zamach i w biegu obracając się do tyłu wycelowałam w nie, i rzuciłam. Udało mi się trafić w łapę, wilk nie spodziewał się tego, co też spowodowało że na moment stracił równowagę. Wykorzystałam ten fakt i zaczęłam wspinać się na drzewo. Cholera! Bestia pozbierała się szybciej niż myślałam i przez swój rozmiar zdołała mnie dosięgnąć i przejechać pazurami po mojej nodze.  Jeden z pazurów wbił się w nogę, krzyknęłam z bólu, lecz się nie poddałam. Mocno trzymając jedną ręką gałęzi, drugą sięgnęłam po szable i przecięłam łapę potworowi. Puścił mnie i upadł, szybko schowałam szablę do pokrowca i wspięłam się wyżej, gdzie usiadłam na grubej gałęzi, spojrzałam na swoją nogę, nie wyglądało to ciekawie, zacisnęłam zęby,  zdjęłam swój pasek z bioder, a następnie odrywając kawałek peleryny, zrobiłam sobie marny opatrunek. Wilk próbował się do mnie dostać, jednak był za ciężki i z ranną łapą na pewno nie da rady. Tylko co ja teraz zrobię? Jeśli się postaram dam radę przejść z tej gałęzi na drugie drzewo. Jednak czy to wystarczy? Nie mam zbyt dużego wyjścia, biorąc pod uwagę to że z ranną nogą nie dam rady biec. Zaczęłam przesuwać się po gałęzi, aż znajdowałam się blisko jej końca. Uniosłam pierw jedną rękę i złapałam się gałęzi drugiego drzewa, która był trochę nade mną, a następnie złapałam ją drugą ręką, zaczęłam podciągać się w górę, pierw zdrową nogą stanęłam na niższej, a potem zranioną, którą jako pierwszą przełożyłam nad wyższą, aby móc na niej usiąść, skupiając siłę w rękach udało mi się to, i tak zaczęłam przechodzić po drzewach, a wilk kroczył za mną. Obeszłam chyba 6 drzew, raz schodziłam niżej raz wyżej. Jednak ból w nodze kazał mi zakończyć tą zabawę. Zeszłam na tyle nisko by sprowokować bestię do wstania na dwie łapy, wyjęłam szablę i otarłam ją o ranę, aby zapachem krwi sprowokować zwierze. Kiedy wysunął wystarczająco wysoko głowę, uniosłam broń w górę i w błyskawicznym tempie opuściłam ją w dół wbijając wilkowi w czaszkę. Szabla weszła tak głęboko, że nie zdołałam jej wyjąć przez co poleciałam na ziemię razem z nim. Jedno dobre, to że miałam miękkie lądowanie upadając na niego. Zeszłam z wilka i stając przed nim wyjęłam broń i wytarłam krew która się na niej znajdowała o jego futro. Znalazłam dość solidny badyl, który użyłam do podpórki i jak gdyby nigdy nic odnalazłam ślady stóp i ruszyłam dalej.

1 komentarz:

  1. Cudowny rozdział. :D
    Zazdroszczę wyobraźni ;p

    OdpowiedzUsuń