piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 13 - Podejdź dziecko



Kiedy otworzyłam oczy zorientowałam się że leżę w dużym namiocie, koło mnie po prawej stronie leżał kosz pełen owoców i mały śpiący lis. Leniwie przeszłam do pozycji siedzącej i przecierając oczy zbliżyłam się do wyjścia z namiotu, chciałam wyjrzeć na zewnątrz, lecz lisia przybłęda zaczął ciągnąć mnie za bluzkę. Odepchnęłam go i będąc poza namiotem moim oczom ukazało się miasteczko. Prócz namiotu z którego wyszłam, były tu drewniane domki oraz rzucająca się w oczy studnia znajdując się na środku miasteczka jeśli można tak nazwać to miejsce. Do moich uszu docierał głos śmiejących się dzieci, rżenie koni oraz nawoływanie kupców, jak to zazwyczaj jest na rynku. Mieszkańcy mieli długie, jasne włosy niezależnie od płci. Kobiety ubrane w długie zielone szaty, na głowie miały srebrny diadem oplatający górną część głowy z opadającym na czoło małym diamentem, natomiast mężczyźni ubrani byli w zielone spodnie i bluzki, skórzane buty sięgające trochę za kostkę, do pasa  przyczepione mieli pochwy ze sztyletami w środku. „ERIN” !!! Usłyszałam damski głos wołający moje imię, odwróciłam się i ujrzałam Fenny biegnącą w moją stronę. Z początku byłam zaskoczona widząc ją, podbiegłam do niej i mocno ją ścisnęłam. Szybko zdałam sobie sprawę z tego że to znów był potworny sen, muszę zacząć je jakoś kontrolować, chyba że ktoś lub coś chciało mi w tym śnie przekazać wiadomość. Tylko jaką? Czyżby dziewczyną groziło niebezpieczeństwo? Ale jeśli to był sen to co ja tu robię? Z rozmyślań wyrwał mnie znów ten rudy lis, gryząc tym razem mojego buta.
- Chodź pokażę Ci coś! – powiedziała podekscytowana dziewczyna wzięła lisa na ręce i ostrzegła że mam uważać na niektórych mieszkańców bo nie są pozytywnie nastawieni na tubylców. Kim są Ci nowi mieszkańcy? Zwróciłam szczególną uwagę na jedynego mężczyznę, który miał tu krótkie włosy. Szczególnie w oczy rzuciły się jego uszy, był Elfem, wszystko jasne. Elfy i ludzie nigdy nie żyli w zgodzie. Elfy jako hobby traktują wdawanie się w kłopoty, uważają się za lepszych oraz są najmniej tolerancyjne jeśli chodzi o inne rasy, gdyby zjawił się tu jakiś krasnolud, pewnie został by wzięty na tortury bez zbędnego przesłuchania. Chłopak również zwrócił na mnie uwagę, owijał rękę bandażem co wskazywało na to że musiał dopiero co wrócić z wyprawy, albo poszedł na skróty i na miejscu wdał się w bójkę. Miał krótkie, czarne włosy w przeciwieństwie do pozostały mieszkańców. Ubrany w brązowe spodnie i niebieski płaszcz zdecydowanie się wyróżniał.
- To tutaj – zatrzymała mnie dziewczyna i pokazała na wybieg dla koni, na każdym z osobna były malowidła w różnych kształtach i kolorach.
- Konie i co z nimi?
- Nie poznajesz?! Tam jest też Twój! – krzyknęła pełna entuzjazmu. Miała rację, poznałam swojego konia i wydawało się że on mnie również. Stanął na tylnych nogach i machając przednimi w górze zaczął szczęśliwy rżeć.
- Fenny co wiesz o tym miejscu? – cieszyłam się że znów widzę swojego rumaka, lecz w tym momencie miałam kilka ważnych spraw do wyjaśnienia. Koń może poczekać.
- Niewiele, jest to wioska leśnych elfów, pomogli nam w czasie pożaru i pozwolili zostać aż nie nabierzemy sił. – pożar? O czym ona mówi? – Przeżyłyśmy tylko my, Brian i Sevi. Pozostali, albo uciekli zostawiając nas samych, albo spłonęli. To było straszne.
- Nic nie pamiętam… Co się ze mną działo? Gdzie pozostała dwójka? I dlaczego tamci nas zostawili?
- Nikt tego nie wie, spałaś jak zabita, szaman powiedział by Cię nie budzić, mówił coś o jakiejś wizji. Siedzieliśmy z Brianem i małą przed budynkiem, nagle nie wiadomo skąd budynek zaczął się palić wszyscy zaczęli z niego wybiegać, ale Ciebie z nimi nie było. Brian kazał mi zostać z Sevi, a sam po Ciebie wrócił i wyniósł na rękach. Nasze bronie, wraz z innymi rzeczami przepadła, w lesie napotkaliśmy na grupę elfów zaniepokojoną pożarem i to by było tyle. Powiedzieli że nie przyjmą obcych do swoich  domów, więc rozłożyli nam tamten namiot.
- Gdzie są teraz Brian i Sevi?
- Sevi bawi się z innymi dziećmi, a Brian od dnia pożaru tylko kilka razy odwiedził Cię w namiocie, resztę czasu spędza w samotności.
- Kilka razy? Który dzień już tu jesteśmy?
- Trzeci.
- Posłuchaj teraz uważnie. Zaprowadź mnie do tego szamana, wydaje mi się że ma rację co do tego że miałam wizję. Śnił mi chyba ten sam pożar, muszę z nim porozmawiać. – nie powiedziałam nic o jej śmierci, aby jej nie straszyć. Najpierw porozmawiam z kimś kto może coś wiedzieć na ten temat, dopiero później będę mogła powiedzieć pozostałym coś więcej.
                Dziewczyna zaprowadziła mnie do lasu, w którym siedział staruszek otoczony leśnymi zwierzętami.
- Podejdź dziecko. – odezwał się nawet nie patrząc w naszą stronę. Fenny wypchnęła mnie do przodu, samej wracając do miasteczka. – Czekałem na Ciebie – kontynuował – a więc miewasz wizje? Proszę usiądź przy mnie i opowiedz mi o nich. – tak też zrobiłam. Podeszłam bliżej i patrząc mu w oczy zorientowałam się że  jest nie widomy.
- Ostatnio miewam  dużo snów, których w ogóle nie rozumiem. Widzę w nich swoich zmarłych rodziców, którzy ostatnio wydawało mi się że naprawdę są przy mnie. To było bardzo realistyczne, czułam ich dotyk, a kiedy pojawiła się inna osoba, zniknęli. Teraz śnił mi się pożar uciekłam, po drodze znajdując swoich przyjaciół martwych, na końcu, sama zostałam zaatakowana i wydaje mi się że zdradzona…  Ale w rzeczywistości był tylko pożar, jak mam to rozumieć? Dlaczego spałam trzy dni?
- Twoje wizje nie zawsze muszą tyczyć się jednego dnia. W czasie jednej wizji mogą pojawić się rzeczy, które będą miały miejsce w różnych terminach. Pragniesz zemsty, zgadza się? – zapytał szaman uśmiechając się i chwycił moją dłoń. – Zwierzęta mi powiedziały gdzie leży. Może i jestem niewidomy, ale nie jestem sam. To są moi przyjaciele, oni są moimi oczami. A Ty? Czym Ty spoglądasz na świat?
- Jak to czym? Przecież moje oczy są zdrowe,  mógłby Pan mówić trochę jaśniej?
- Naucz się spoglądać na otoczenie oczami innych. Mów o wszystkim swoim towarzyszą, oni mogą widzieć rzeczy, których ty nie dostrzegasz. Hmmm… gdzie się podziewa Ochi?
- Kto taki? – dlaczego zaczyna zmieniać temat?
- Ochi, w języku naszych przodków oznaczało oczy. Miał Cię pilnować. Ale to nie jest teraz istotne, mam nadzieję że szybko do Ciebie wróci. Posłuchaj uważnie co mam Ci do powiedzenia.
Nagle wokół nas zaczęła unosić się niebieska chmura, była tak gęsta że nie widziałam nic poza nią. Z gęstej chmury, wydostawały się dymne zwierzęta, które znikały jak tylko próbowałam je dotknąć. Jelenie, dziki, lwy, konie, takie formy przybierał dym, następny był… smok. Jego postać była największa i nie chciała zniknąć.
- To jego szukasz. Teveran, najpotężniejszy ze smoków, który stracił moc, przez ludzi. A to? Pomyślmy… Tak, to na pewno są Twoi rodzice. Cała trójka próbuje nawiązać z Tobą kontakt. Oni na Ciebie czekają. – przyglądałam się trzem kształtom, były to smok i dwie postacie.
- Ale moi rodzice nie żyją już od 10 lat. Nie mogą na mnie czekać, ponieważ to by znaczyło że muszę umrzeć. Czy jest jakiś sposób bym to ja się skontaktowała z nimi?
- Niestety nie, tylko oni to potrafią. Zbierz armię i wyrusz w góry którym ciemność jest obca, światło jest tam wieczne, dostrzec je mogą tylko wybrani. Teveran Cię wybrał, zmierzaj na zachód, zjednocz się z napotkanymi plemionami, gdy już będziecie gotowi Twoi rodzice będą czekać. – poczułam się jakby dymne figury weszły we mnie, mgła zaczęła opadać, a starzec zniknął. Kiedy mgła całkowicie opadła, zauważyłam przed sobą Ochi. Dobra lisie, idziesz ze mną, jakkolwiek masz mi pomóc. Zjednoczyć plemiona? Stworzyć armię? Może uda mi się zawrzeć porozumienie z Elfami, to byłby duży krok do przodu. Lis zaczął znowu ciągnąć mnie za buta, nie wytrzymam z nim długo… Kiedy chciałam wziąć go na ręce zaczął uciekać, pobiegłam za nim i zauważyłam że zatrzymuje się przy samotnie siedzącym Brianie. Podeszłam bliżej i kucnęłam przed chłopakiem, który patrząc na mnie poczuł chyba ulgę. Usiadłam koło chłopaka i siedzieliśmy w ciszy patrząc na motyle latające w parach. Mimo  że nie rozmawialiśmy ze sobą, ta cisza nie była krępująca. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam taki spokój.
- Musimy poprosić ich o pomoc – przerwałam milczenie, chciałam mieć za sobą, rozmowę z Elfami.
- Ciii – odpowiedział chłopak, złapał mnie za rękę i zamykając oczy oparł głowę o drzewo. – Posiedźmy jeszcze chwilę, zaraz to załatwimy.
Zgodziłam się, patrząc na nasze splecione razem palce, oparłam głowę o ramię blondyna i również zamknęłam oczy wsłuchując się w śpiew ptaków.