niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 14 - Jeszcze nigdy się tak nie czułem



Ptaki umilały nam tą chwilę spokoju swoim śpiewem. Mimo że  próbowałam się odprężyć po głowie ciągle chodziły mi słowa starca. Co miał na myśli mówiąc bym zaczęła patrzeć oczami innych? Przecież to ja jestem przywódcą i ode mnie zależy przebieg misji.  Może jednak powinnam zapytać co myśli o tym reszta? Spojrzałam na chłopaka, który miał już otwarte oczy i wpatrywał się w niebo.
- Coś Cię niepokoi, zgadłam? – zachowywał się bardzo dziwnie, był taki cichy, nieobecny i chyba trochę wystraszony.
- To wszystko moja wina. Pamiętasz dzień w którym Lonan namieszał mi w głowie? Chciałem powiedzieć Ci że on może wrócić, Lonan nie jest zwykłym człowiekiem, jest w nim coś z czemu prędzej czy później będziemy musieli  stawić czoła. Do tej pory nie jestem do końca pewien, ale wydaje mi się że obserwował naszą walkę w lesie. Nie pamiętam nic od momentu pójścia spać, aż do sytuacji w której prawie Cię zabiłem. Czuję że zostaliśmy poddani jakiejś próbie.  Może gdybym podzielił się swoimi przypuszczeniami wcześniej, przygotowaliśmy się na najgorsze, może reszta moich towarzyszy nadal by żyła.
- Brian, nie obwiniaj się. Nawet jakbyś o tym powiedział to pewnie bylibyśmy przygotowani na to że znowu się zjawi i będzie chciał walczyć, a nie na to że będzie próbował nas podpalić. Rozumiem Twój ból, utrata bliskich osób bardzo boli. – na moje słowa chłopak wstał i nadal wpatrywał się w niebo.
- Oni nie byli mi bliscy, zawsze trzymałem się na uboczu i ograniczałem kontakty z nimi. To oni zawsze próbowali zdobyć moje uznanie. Sam nie wiem dlaczego, ale czułem że jest między nami bariera.
Nie wiedziałam co mam w tej sytuacji powiedzieć, również wstałam i będąc przed nim odwróciłam się do niego plecami i spojrzałam w niebo.
- Jeśli jednak poczujesz że Ci ich brakuje, spójrz w niebo. Na pewno są gdzieś tam i Ci się przyglądają, ja tak robię myśląc o rodzicach i pomaga. A jeśli to Ci nie pomoże – odwróciłam się znów twarzą do chłopaka uśmiechając się – spójrz na mnie, od kąt poznałam Ciebie i Fenny przypomniałam sobie jak to jest być dla kogoś ważnym. Niech każde spojrzenie na mnie przypomina Ci że nie jesteś sam i jest osoba dla której jesteś ważny.
Chłopak był zaskoczony moimi słowami, odwzajemnił mój uśmiech po czym zbliżył się kładąc jedną dłoń na moich policzku, a drugą delikatnie objął w pasie. Jego twarz zbliżała się w kierunku mojej, aż nasze usta złączyły się w pocałunku. Nie protestowałam, chciałam tego równie mocno. Nie mówiłam tego wcześniej, ale czułam że między nami jest coś więcej. Coś czym kiedyś obdarzali mnie rodzice, a mianowicie miłość. W tym krótki czasie zdążyłam go pokochać, nawet nie wiem w którym dokładnie momencie to poczułam, lecz teraz to nie istotnie. Naszą chwilę namiętności przerwał Ochi gryzący tym razem buta Briana. Oboje spojrzeliśmy sobie w oczy z uśmiechami na twarzach.
- Jeszcze nigdy się tak nie czułem – powiedział opierając swoje czoło o moje – Od kąt zobaczyłem Cię po raz pierwszy czułem że jesteś wyjątkowa.
- Jesteś uroczy – odpowiedziałam, obdarowując chłopaka jeszcze jednym pocałunkiem, następnie wzięłam lisa na ręce i z pozytywnym nastawieniem skierowaliśmy się z powrotem do miasta. Znaleźliśmy Fenny i Sevi, które znudzone siedziały i na nas czekały. Dziewczynka na widok lisa ucieszyła się i wzięła go ode mnie.
- Musimy porozmawiać z kimś kto ma tu najwyższą władzę – poinformowałam towarzyszy
- Jaki jest plan – zapytała Fenny
- Starzec do którego mnie zaprowadziłaś powiedział że Teveran na mnie czeka, musimy zebrać tylu sojuszników ilu się da. Wojna jest nieunikniona.  – oboje spojrzeli najpierw na siebie, następnie  przytaknęli i zaczęliśmy wypytywać mieszkańców o ich szefa, ale wszyscy mówili że nie mają czasu. Ich zachowywanie wskazywało na to że coś się szykuje. Udało nam się podsłuchać rozmowę dwóch kobiet na temat jakiejś biesiady, która miała rozpocząć się za około 3 godziny, do tej pory nie pozostaje nam nic innego jak czekać, ich przywódca na pewno się zjawi.
                Minął już czas przeznaczony na przygotowania, przed jednym z największych budynków rozstawione były stoły, a na nich mnóstwo jedzenia oraz picia. Najbardziej przykuł moją uwagę tron.
- Będziemy musieli z daleka obserwować kto zasiądzie na tronie, a następnie nie spuszczać go z oczu, jasne?  – poinformowałam pozostałych
- T.. – Nie dokończyła Fenny, ponieważ przeszkodził nam jeden z elfów
- Wy również dostaliście pozwolenie na uczestniczenie w zabawie, dowódca życzy sobie, abyście zajęli miejsca koło tronu – ukłonił się wskazując ręką na miejsca, które mamy zająć. Nie sądziłam że tak łatwo pójdzie. Zajęliśmy wyznaczone miejsca, od lewej Sevi, Fenny, Brian i ja. Byliśmy plecami do jak było już wiadomo siedziby dowódcy i wyczekiwaliśmy z niecierpliwością. Nasz stół ustawiony był poziomo, a pozostałe przed nami pionowo, dzięki temu nikt nie umknie naszej uwadze. Nagle wszyscy zaczęli wstawać, odwróciliśmy i od razu poznałam tą osobę, to chłopak którego spotkałam wcześniej, bandaż nadal znajdował się na jego ręce, uniósł rękę ku górze, na co wszyscy zaczęli wiwatować, rozbrzmiała muzyka oraz zaczęła się uczta. Chłopak usiadł na swoim tronie i z uśmiechem na twarzy zwrócił się do mnie.
- Zaskoczona? – zapytałam z chytrym uśmiechem
- Dlaczego tak się wyróżniasz na tle innych? – gwałtownie nasunęło mi się to pytanie na język.
- Proszę mów mi Labelas. Przywódca powinien wyróżniać się na tle swoich podwładnych, nie sądzisz?
- Nie mogę wypowiedzieć się na temat który nie dotyczy mnie.
- Nie dotyczy? Z tego co wywnioskowałem z obserwacji i po rozmowie z szamane jesteś przywódcą dla tamtej trójki.
- Może i tak, ale poznaliśmy się w czasie wędrówki, każdy z nas pochodzi z innego miejsca, więc normalną rzeczą jest to że jesteśmy różni.
- Dlaczego nie wyruszyliście w dalszą drogę? Zgaduję że masz do mnie jakąś sprawę.
- Masz rację Labelasie, pragnę prosić Cię o pomoc. Potrzebujemy sojuszników, którzy pomogą nam w walce z Derwą. Moim celem jest…
- Zemsta i uratowanie pozostałych mieszkańców od tej wiedźmy, nie musisz dalej tłumaczyć. Wszystko zależy od tego jak spiszesz się tej nocy. Moim podwładni nie lubią obcych, wielu prosiło nas o pomoc, dlatego organizowane są te biesiady. W czasie ich trwania mieszkańcy oceniają nowych przybyszy. Jeśli wkupicie się w ich łaski otrzymacie pomoc, jeśli będziecie sztywni tak jak teraz, przykro mi, ale zostaniecie wygnani. Nie zmuszę ich do walki dla kogoś, kogo nie akceptują.
- Czyli jeśli tej nocy, będziemy dobrze się bawić, pić, jeść i tańczyć zdobędziemy ich uznanie i otrzymamy pomoc? – zapytał Brian.
- Zgadza  się, życzę powodzenia, są bardzo wybredni. – z uśmiechem na twarzy wziął się za jedzenie.
Pomyślmy, nie mam nastroju na zabawę, co za głupia próba… Sevi niech zbliży się do dzieci, nie mogę ryzykować, zabierając ją ze sobą na wojnę. Ech… nie wieżę że to robię… podniosłam kielich z winem i spojrzałam na Fenny i Briana, którzy uczynili to samo, a następnie spożyliśmy czerwony płyn. Fenny nie potrzebowała wiele żeby odejść od stołu i dołączyć do tańczących osób, po ich minach dało się dostrzec zadowolenie.
- Na Twoim miejscu bym tak nie siedział, to Ty jesteś najważniejsza – wyszeptał mi na ucho Labelas.
Mam pomysł! Nic innego nie wpłynie na ich uznanie jak związek, który walczy o sprawiedliwość, spojrzałam na rozkojarzonego blondyna i łapiąc za rękę pociągnęłam w stronę dwóch innych par. Zaczęły się pytania jak długo jesteśmy razem itp, więc improwizowaliśmy, Brian szybko  zrozumiał o co chodzi, więc wypadliśmy wiarygodnie. Z kolejnymi wypitymi ilościami wina było coraz weselej, nie obeszło się bez tańców na które namówili nas inni, z czasem przez dużą ilość wczuliśmy się w swoją rolę bardziej niż bym się tego spodziewała na trzeźwo. Nasze usta co jakiś czas łączyły się w namiętnym pocałunku, do czasu aż nastała ciemność.