piątek, 25 marca 2016

Rozdział 19 - Jesteś tchórzem!



Kiedy otworzyłam oczy, znajdowałam się na polu bitwy. Wokół mnie panował chaos, dzikie zwierzęta atakujące ludzi i oni, próbujący się bronić.
- Nie stój tak, tylko uciekaj! –usłyszałam krzyk mężczyzny.
- Co się… - ten mężczyzna… znowu śnie… w momencie w którym spojrzałam na mężczyznę zrozumiałam gdzie się znajduje. To Sebmria, mój dom. Nie tylko znajduję się na polu bitwy, która miała miejsce 10 lat temu, ale stoją twarzą w twarz ze swoim ojcem.
- Szybko schowaj się gdzieś, tutaj jest niebezpiecznie! – znów wydał okrzyk i pobiegł w stronę zamku.
Bez zastanowienia, pobiegłam za nim. Do tej pory, kiedy widziałam rodziców, to właśnie dlatego że chcieli mi coś przekazać. Czyżbym miała teraz dowiedzieć się czegoś istotnego? Mimo że kilka razy się widzieliśmy w wizjach, teraz zachowuje się jakby mnie nie pamiętał. Nagle mnie olśniło. Skoro zostałam tu przeniesiona, najlepiej będzie jeśli się ukryję i będę obserwować wszystko z boku, w ten sposób dowiem się co Derwa powiedziała mojej matce oraz kto zabił mi ojca.
Gdy ojciec dobiegał na szczyt schodów, postanowiłam zostać na dole. Teraz powinien pokazać się morderca, dokładnie w miejscu w którym stoi znalazłam go będąc dzieckiem. Ojciec otworzył bramę i w tym samym momencie wyskoczył na niego mężczyzna z nożem, mój tata okazał się szybszy i unikając ciosu, prześliznął się do środka. Jak to? Przecież tata zginął tamtego dnia, jestem pewna że to był on.
- Ratunku! Tatusiu, mamusiu! Gdzie jesteście?!  Boję się!! Tatusiu!  - mała zapłakana dziewczynka, biegła ile sił w nogach w stronę zamku. To byłam ja, wszystko by się zgadzało gdyby nie to że mój ojciec teraz żyje. Nagle dostrzegłam światło, które poleciało w małą mnie, jednak ona biegła dalej jakby nic się nie stało. Znajdując się na górze, zaczęła wręcz wyć z przerażenia i wołać tatę. Co jest grane? Przecież widziałam że osoba, która tam leży jest mi zupełnie obca. Opanowałam swoją frustrację i czekałam aż wybiegnę z zamku, po tym jak umrze moja mama. Gdy tylko do tego doszło, pozwoliłam małej sobie uciec, a sama poszłam zobaczyć ich ciała. Najpierw mężczyzna. Leżał ten sam napastnik, który zginął, to nie był mój ojciec, więc dlaczego? Skoro mój ojciec tutaj nie zginął, to czy…
- Mamo! – wparowałam do zamku, mając mętlik w głowie. Już sama przestałam rozumieć co jest prawdziwe, a co tylko snem. Na środku głównej Sali leżało ciało kobiety. W rzeczywistości powinna być to moja mama, lecz tylko w rzeczywistości… Na ziemi leżała obca kobieta z poderżniętym gardłem. Nigdzie nie widziałam rodziców. Idąc w głąb zamku, miałam nadzieję odnaleźć jakieś wskazówki.  
- Dobrze Cię widzieć – usłyszałam zza pleców głos wiedźmy.
- Co zrobiłaś moim rodzicom? – zapytałam zaciskając pięści
- Twoi rodzice nie żyją zapomniałaś? – zachichotała, słyszałam że idzie w moją stronę, więc się odwróciłam. Pusto. Nikogo tu nie ma…
- Giń!!!- do moich uszu w kółko docierało to słowo, miałam wrażenie że jestem otoczona przez setki osób, wykrzykujących je. Upadłam na kolana, zasłaniając dłońmi uszy i zacisnęłam oczy, nie mogąc znieść potwornego bólu. Jeśli to się nie skończy pękną mi bębenki. Nie mogąc tego znieść sama zaczęłam krzyczeć, moje ręce zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa i powoli kierowały się po nóż leżący naprzeciwko mnie. Skąd on się tam wziął? Kiedy go złapałam wycelowałam ostrze w stronę brzucha. Pocąc się i drżąc z przerażenia, próbowałam się powstrzymać. Wtedy spojrzałam na swoje dłonie i zobaczyłam coś dziwnego.  Co to jest?! Na moich rękach dostrzegłam coś na kształt dłoni, jednak były prześwitujące nie mogłam stwierdzić czy należą do kobiety, mężczyzny, a może dziecka…
- Giń! – podniosłam wzrok przed siebie i dostrzegłam postać która błyskawicznie przeleciała przez moje ciało niczym duch, wbijając przy tym nóż w moje ciało.
               
- Erin! Obudź się! Nic się nie dzieje! Jesteśmy już na miejscu!
- Brian? – wyszeptałam, otwierając oczy.
- Udało nam się! Dotarliśmy na tą górę!
- Derwa… - mówiłam bardziej do siebie, próbując zrozumieć swój sen.
- Pozwólcie jej odpocząć. – czyj to głos? Bardzo dostojny, a zarazem wzbudzający grozę. Na pewno nie należał do moich towarzyszy.
- Znalazłeś Teverana? – wydusiłam mając przed sobą, szczęśliwą twarz chłopaka.
- Czy znalazłem? Właśnie jesteśmy w jego domu! – próbował swój entuzjazm przerzucić na mnie, ale myśli odnośnie snu, działały jak tarcza odbijając wszystko co do mnie mówił.
                - Brian! Gdzie jesteś?! – nie wiem co się dzieje z moim ciałem ale zaczyna mnie to niepokoić. Kiedy obudziłam się po tym strasznym śnie, byłam ledwo żywa i po chwili znów zasnęłam. A teraz? Wstałam jak gdyby nigdy nic, pełna energii, nie przejmując się snem, szukałam chłopaka.
- Twój przyjaciel trenuje z pozostałymi – usłyszałam głos dobiegający z wejścia do jaskini. To znów był ten obcy głos.
- Możesz mnie zaprowadzić? – zapytałam odwracając się i zaniemówiłam. Teveran. Jest zdecydowanie potężniejszy niż mi się zdawało. Nigdy nie miałam okazji zobaczyć go z takiego bliska, jednym słowem jest niesamowity.
- Niestety muszę Ci odmówić – odrzekł siadając.
- Co? Ale dlaczego?
- Powinnaś odpocząć, ktoś zastosował na Tobie silną technikę iluzji, co powodowało Twoje sny.
Iluzja? Kto mógłby być do tego zdolny? Czyżby światło, które widziałam w ostatnim śnie było odpowiedzią na to pytanie? Nie możliwe.
- Czy mogłaby wasza wysokość powiedzieć coś więcej na temat tej iluzji? – zwróciłam się należycie, może i został wygnany, ale dla mnie to on jest władcą, którego potrzebujemy i przed którym zamierzam składać pokłon.
- Wasza wysokość? Kiedy to ostatni raz mnie tak nazwano? Ech… Proszę zwracaj się do mnie po imieniu. – mimo że jego głos wydał mi się smutny, miałam wrażenie że uśmiecha się na wspomnienie swojej dawnej pozycji w ludzkim społeczeństwie.
- Proszę wybaczyć, ale jestem zmuszona odmówić.  Ta podróż zajęła mi zbyt wiele czasu, nawet nie jestem wstanie określić ile dokładnie. Moim Królem zawsze był i pozostanie wspaniały smok, który troszczył się o swoich poddanych, dzięki któremu magiczne istoty zaczęły jednoczyć się ludźmi.
- Nie zasługuję na to by dłużej nosić to miano. Zostawiłem swoich poddanych w chwili, gdy najbardziej mnie potrzebowali. – przerwał mi próbując stawiać na swoim.
- Byłeś bezsilny! – krzyknęłam, w skutek czego ugryzłam się w język, aby opanować emocje. – Ta wiedźma korzysta z czarnej magii! Wszyscy zostali przez nią omamieni. Sembria nie jest już tym samym miejscem co kiedyś! Rodzice uczą swoje dzieci w domach, żeby tylko wiedźma się o tym nie dowiedziała! Dzieci… nie śmieją się tak jak kiedyś, kiedyś wychodząc na spacery widziałam mnóstwo dzieciaków które krzyczały podczas zabawy, okazując w ten sposób to jak dobrze się bawią. A teraz? Oczywiście nie przestały krzyczeć… Krzyczą nadal… A to dlatego że ich zabawa, przerodziła się w piekło! Derwa zmusza je do ciężkiej pracy! Na każdym kroku są bite przez jej ludzi, albo straszone przez te bestie. Kobiety traktuje jak śmieci, jeśli uzna że któraś wygląda lepiej od niej, oszpeca jej twarz i wtrąca do lochu! Mężczyźni… Są zmuszeni walczyć ze sobą o przetrwanie… Nie ważne czy są to bracia, ojciec z synem, czy też najlepsi przyjaciele. Racje żywnościowe zostały ograniczone co doprowadza do ciągłych zamieszek. Nie rozumiesz? Potrzebujemy Cię! Potrzebujemy wielkiego przywódcy! A jesteś nim Ty! Smok, który zjawił się znikąd i uratował naszego wcześniejszego władcę, który został zaatakowany wracając z jednego z ważnych spotkań. Tata mi opowiedział tą historię… Mimo że smoki były postrzegane jak diabły, Ty go uratowałeś… Mimo że byłeś tylko małym smokiem, zaryzykowałeś dla człowieka… Twoja matka zginęła przez jednego z naszych ludzi, dlatego nas obserwowałeś. Nigdy nie zależało Ci na zemście, chciałeś tylko byśmy za tą wyrządzoną krzywdę zapewnili Ci schronienie… gadający smok… dawało Ci to spore szanse i tak też się stało. Król przyjął Cię do Sembrii i z czasem zostaliście przyjaciółmi. Nie miał dzieci, dlatego też na łożu śmierci mianował Cię nowym przywódcą. Nikt nie dawał Ci szans na pełnienie tej roli, ale Ty pokazałeś że się mylą!
- To było dawno… Jestem już starym smokiem, nie zdziałam zbyt wiele…
- W takim razie, pomyliłam drogę… - opuściłam głowę, do oczu zaczęły napływać mi łzy, a dłonie zacisnęłam mocno, nie mogłam pozwolić by emocje wzięły górę. Czy on naprawdę nie chce mi pomóc? W takim razie po co mnie wzywał? To też była tylko iluzja?
- Nie pomyliłaś się, to mnie szukałaś.
- Nie… Lepiej będzie jeśli ruszę, szukać prawdziwego Władcy Sembrii. Teveran, którego znałam uniósłby dumnie głowę i znów pokazał się na niebie, kierując wzrok tych biednych ludzi ku górze, dając im nadzieję. Właśnie takim smokiem jest ten którego poszukuję…
- Ty nic nie rozumiesz.
- Jesteś tchórzem! – wrzasnęłam nie mogąc słuchać dłużej tych bredni.
- Erin!!! – w odpowiedzi na mój krzyk, ktoś mnie zawołał, odwróciłam się w stronę z której dobiegał krzyk i nie mogłam uwierzyć na własne oczy…

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 18 - "...jej imię to Derwa"



                Gdy odzyskałam przytomność wokół panował mrok. Wygląda na to że moja utrata przytomności była chwilowa. Podnosząc się z ziemi, odnalazłam swoją broń i po stwierdzeniu że nikt mnie nie obserwuje wróciłam do reszty.
                Wychodziłam właśnie z lasu, kiedy wpadłam na znajomą mi sylwetkę.
- Co Ty tu robisz i to sama?  – zapytał zmartwiony Brian.
- Musimy być czujniejsi. Lonan cały czas za nami podążał. – ostrzegłam towarzysza, mocno ściskając rękojeść szabli.
- To gdzie jest teraz? – zapytał zdezorientowany.
- Nie mam pojęcia. Walczyłam z nim, ale w pewnym momencie zostawił mnie i zniknął.
- Najważniejsze że Tobie nic się nie stało. Wracajmy, musisz odpocząć czeka nas najcięższa część drogi.
                Obudził mnie śpiew ptaków, za horyzontu dochodziły pojedyncze promienie wchodzącego słońca, wiał przyjemny, chłodny wiatr, do tej chwili idealnie wpasowały się śpiewane przez Elfy pieśni. Konie stały osiodłane, jeden przy drugim gotowe ruszyć w dalszą drogę, tak samo jak nasi mali towarzysze broni. Wstając z ziemi przeciągnęłam się w celu rozprostowania kości i podeszłam do Fenny rozmawiającej z wilkami.
- Gotowa? – zapytałam widząc zmartwienie na jej twarzy.
- Tak, możemy ruszać – odpowiedziała smutno i wsiadła na swojego konia.
Nie zwlekając dłużej, wydałam rozkaz do zajęcia swoich koni i ruszyliśmy w stronę gór, których szczyty już stawały się dla nas widoczne. Pogoda okazała się utrudnić nam podróż, gdyż zaczęło potwornie padać. Nie zdecydowaliśmy się jednak na postój, jesteśmy zbyt blisko celu. Z jednej strony czułam ekscytację wiedząc że spotkam Teverana i moja zemsta będzie bliska spełnieniu, a z drugiej bałam się że to co powiedział szaman okaże się kpiną. Moje rozmyślenia przerwał gwałtowne zatrzymanie się konia. Wilki dobiegły do mnie wyraźnie zdenerwowane „Coś się zbliża” odrzekł przywódca stada. Nagle zauważyłam biegnącą w naszą stronę bestię przypominała krokodyla, ale był bardziej uczłowieczony jak na gada. Na mój znak Elfy wymierzyły łuki w stronę zbliżającego się stwora, wilki ruszyły przodem, a krasnale stanęły przede mną tworząc barykadę.
- Nie możemy tak stać i patrzeć! – krzyknęła Fenny widząc jak wilki próbują odniągnąć gada. Zeskoczyła z konia i uzbrajając się w łuk pognała do przodu, bez chwili zawachania wraz z Brianem uczyniliśmy dokładnie to samo. Bestia była również uzbrojona w prawej łapie trzymał ogromną maczetę, na którą lepiej żeby żadno z nas się nie nadziało. Łucznicy, atakowali stwora, jednak na marne, jego gruba skóra okazała się panczerzem idealnym. Trzeba znaleźć słaby punkt i wtedy…
- Nie doceniłam was – odezwał się nagle gad. Wszyscy wyraźnie zdziwieni uważnie przyglądali się następnemy posunięciu bestii.
- Wiem jaki jest wasz cel i nie pozwolę wam na to – dokończył, nagle wokół jego ciała uniosła się gęsta mgła. Gdy tylko zaczęła opadać gada już nie było, a na jego miejscu stała czerwono włosa dziewczyna. Uzbrojona po zęby w ręku trzymała białą maskę, wygląda na to że z pomocą czarów potrafi zmienić się w tamto coś.
- Dlaczego stajesz nam na drodze? Jaki masz w tym cel? – zapytałam kierując ostrze w jej stronę.
- Widzisz tą zabawkę? – zapytała podnosząc maskę – dostałam ją od pewnej osoby, która w zamian kazała mi się was pozbyć.
- A tą osobą jest…? – zapytałam udając znudzenie słuchając jej ironicznego głosu.
- Niech pomyślę… O już pamiętam ! – wyszczerzyła zęby na znak rozbawienia – jej imię to Derwa. – dziewczyna ledwo dokończyła, a w mgnieniu oka jedna ze strzał przeleciała mi przed nosem i trafiła w maskę powodójąc że ta roztrzaskała się na małe kawałeczki, odwróciłam się za siebie i zauważyłam jeszcze zdumioną swoim trafem Fenny.
- Porzałujesz tego – zagroziła przez zęby dziewczyna pełna jadu. Ruszjąc w stronę Indianki.
- Jesteś moja – odpowiedziałam z uśmiechem, dorównałam jej tempa i zadając mocny cios w żebra sprawiłam że odleciała w bok, ja natomiast stanęłam spokojnie i idąc powoli w jej stronę, uniosłam zaciśniętą pięść w górę dając znak pozostałym by nie wtrącali się w czasie walki.
- Jak Cię zwą? – zapytałam stając z nią twarzą w twarz gdy tylko się podniosła.
- To nie powinno Cię obchodzić, zaraz … - w tym momcencie jej przerwałam
- Muszę wiedzieć kogo dopisać do listy ofiar – zakpiłam z niej. Nie miałam pojęcia co mną kierwoało w tej chwili, ale po nieudanej walce z Lonanem, czułam ogrmną żądzę krwi, byłam więcej jak pewna że jej koniec jest bliski. Jako odpowiedź uniosła swoją maczetę na wysokość twarzy i językiem przejechała po ostrzu. Obie w tej samej chwili ruszyłyśmy na siebie, nasze ostrza uderzały o siebie raz za razem, wygląda na to że nasze umiejętności są bardzo wyrównane, jednak moją dodatkową siłą jest zemsta, której dokonam za wszelką cenę. Kiedy jej ostrze znów wykonało pierwszy atak, odbiłam go w bok po czym korzystają to że jest odsłonięta, wymierzyłam kopnięcie w klatkę piersiową, cofnęła się dwa kroki, lecz to nie był koniec, następnym ruchem wbiłam swoje ostrze w jej bark, na skutek czego puściła broń. Uśmiech wdarł się na moją twarz. Gdy tylko ponowiłam zbliżanie się, czerwono włosa wyjęła nóż i próbowała mnie zranić, byłam sprytniejsza więc chwiciłam jej nadgarstek, drugą ręką chwiciłam z tyłu głowy i zmuszając do uklęknięca zadałam cios kolanem w szczękę.
- Jakieś ostatnie życzenie ? – zapytałam obojętnie chwytając ją za gardło
- Za..zabije… – nie pozwoliłam jej dokończyć, gdyż jej życzenie było nie do spełnienia, ściskając mocniej jej gardło,drugą ręką podniosłam szablę która upadła w momencie gdy chwiłam jej nadgarstek, po czym przebiłam jej serce. Ciepła krew zaczęła spływać na moje ostrze, nastęnie na ziemię. Stałam przyglądając się cieknącej krwi, do momentu aż poczułam dotyk czyjejś dłoni na ramieniu, gwałtownie odwróciłam głowę na tą osobę. Brian nie odrywając ode mnie oczu, złapał powoli moją dłoń którą ciągle trzymałam wbite ostrze i powoli zaczął je wyjmować.
- Już starczy – szepnął cicho, odebrał szable i obejmując odeszliśmy w stronę naszych koni. Podczas gdy ja nie rozumiałam trosiki Briana, reszta zajęła się zakopywaniem ciała.
- Wiesz dobrze że musiałam to zrobić, gdybym nie dokończyła tego w ten sposób, nie byłabym też w stanie zabić Derwy. – zwróciłam się do chłopaka, który ciągle mi się przyglądał z czułością.
- Rozumiem. Niechciałem żeby Fenny musiała dłużej oglądać Cię w tamtej sytuacji, mimo że z nami jest, nadal nie jest na tyle silna by kogoś zabić.
- W momencie, gdy napotka prawdziwe zagrożenie będzie zmuszona do tego czynu – odrzekłam spokojnie. Raptownie poczułam silne mdłości, odwróciłam się pośpiesznie plecami do blondyna i pochylając do przodu puściłam pawia pod nogi swojego konia. Co za wstyd pomyślałam, klękając  i łapiąc się przy tym za brzuch.
- Co się dzieje? Jak się czujesz- zapytał zdenerwowany Brian, łapiąc moje włosy.
- Nie wiem, to chyba wspomnienie tej krwi, tak na mnie podziałało – wykrztusiłam.
- Nie wysilaj się lepiej, pojedziemy na jednym koniu, nie wyglądasz najlepiej.
„Zachowałaś się nieodpowiedzialnie” usłyszałam w głowie głos, który wprowadził mnie w stan senności, minęła chwila, aż oczy odmówiły poszłuszeństwa.