niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 18 - "...jej imię to Derwa"



                Gdy odzyskałam przytomność wokół panował mrok. Wygląda na to że moja utrata przytomności była chwilowa. Podnosząc się z ziemi, odnalazłam swoją broń i po stwierdzeniu że nikt mnie nie obserwuje wróciłam do reszty.
                Wychodziłam właśnie z lasu, kiedy wpadłam na znajomą mi sylwetkę.
- Co Ty tu robisz i to sama?  – zapytał zmartwiony Brian.
- Musimy być czujniejsi. Lonan cały czas za nami podążał. – ostrzegłam towarzysza, mocno ściskając rękojeść szabli.
- To gdzie jest teraz? – zapytał zdezorientowany.
- Nie mam pojęcia. Walczyłam z nim, ale w pewnym momencie zostawił mnie i zniknął.
- Najważniejsze że Tobie nic się nie stało. Wracajmy, musisz odpocząć czeka nas najcięższa część drogi.
                Obudził mnie śpiew ptaków, za horyzontu dochodziły pojedyncze promienie wchodzącego słońca, wiał przyjemny, chłodny wiatr, do tej chwili idealnie wpasowały się śpiewane przez Elfy pieśni. Konie stały osiodłane, jeden przy drugim gotowe ruszyć w dalszą drogę, tak samo jak nasi mali towarzysze broni. Wstając z ziemi przeciągnęłam się w celu rozprostowania kości i podeszłam do Fenny rozmawiającej z wilkami.
- Gotowa? – zapytałam widząc zmartwienie na jej twarzy.
- Tak, możemy ruszać – odpowiedziała smutno i wsiadła na swojego konia.
Nie zwlekając dłużej, wydałam rozkaz do zajęcia swoich koni i ruszyliśmy w stronę gór, których szczyty już stawały się dla nas widoczne. Pogoda okazała się utrudnić nam podróż, gdyż zaczęło potwornie padać. Nie zdecydowaliśmy się jednak na postój, jesteśmy zbyt blisko celu. Z jednej strony czułam ekscytację wiedząc że spotkam Teverana i moja zemsta będzie bliska spełnieniu, a z drugiej bałam się że to co powiedział szaman okaże się kpiną. Moje rozmyślenia przerwał gwałtowne zatrzymanie się konia. Wilki dobiegły do mnie wyraźnie zdenerwowane „Coś się zbliża” odrzekł przywódca stada. Nagle zauważyłam biegnącą w naszą stronę bestię przypominała krokodyla, ale był bardziej uczłowieczony jak na gada. Na mój znak Elfy wymierzyły łuki w stronę zbliżającego się stwora, wilki ruszyły przodem, a krasnale stanęły przede mną tworząc barykadę.
- Nie możemy tak stać i patrzeć! – krzyknęła Fenny widząc jak wilki próbują odniągnąć gada. Zeskoczyła z konia i uzbrajając się w łuk pognała do przodu, bez chwili zawachania wraz z Brianem uczyniliśmy dokładnie to samo. Bestia była również uzbrojona w prawej łapie trzymał ogromną maczetę, na którą lepiej żeby żadno z nas się nie nadziało. Łucznicy, atakowali stwora, jednak na marne, jego gruba skóra okazała się panczerzem idealnym. Trzeba znaleźć słaby punkt i wtedy…
- Nie doceniłam was – odezwał się nagle gad. Wszyscy wyraźnie zdziwieni uważnie przyglądali się następnemy posunięciu bestii.
- Wiem jaki jest wasz cel i nie pozwolę wam na to – dokończył, nagle wokół jego ciała uniosła się gęsta mgła. Gdy tylko zaczęła opadać gada już nie było, a na jego miejscu stała czerwono włosa dziewczyna. Uzbrojona po zęby w ręku trzymała białą maskę, wygląda na to że z pomocą czarów potrafi zmienić się w tamto coś.
- Dlaczego stajesz nam na drodze? Jaki masz w tym cel? – zapytałam kierując ostrze w jej stronę.
- Widzisz tą zabawkę? – zapytała podnosząc maskę – dostałam ją od pewnej osoby, która w zamian kazała mi się was pozbyć.
- A tą osobą jest…? – zapytałam udając znudzenie słuchając jej ironicznego głosu.
- Niech pomyślę… O już pamiętam ! – wyszczerzyła zęby na znak rozbawienia – jej imię to Derwa. – dziewczyna ledwo dokończyła, a w mgnieniu oka jedna ze strzał przeleciała mi przed nosem i trafiła w maskę powodójąc że ta roztrzaskała się na małe kawałeczki, odwróciłam się za siebie i zauważyłam jeszcze zdumioną swoim trafem Fenny.
- Porzałujesz tego – zagroziła przez zęby dziewczyna pełna jadu. Ruszjąc w stronę Indianki.
- Jesteś moja – odpowiedziałam z uśmiechem, dorównałam jej tempa i zadając mocny cios w żebra sprawiłam że odleciała w bok, ja natomiast stanęłam spokojnie i idąc powoli w jej stronę, uniosłam zaciśniętą pięść w górę dając znak pozostałym by nie wtrącali się w czasie walki.
- Jak Cię zwą? – zapytałam stając z nią twarzą w twarz gdy tylko się podniosła.
- To nie powinno Cię obchodzić, zaraz … - w tym momcencie jej przerwałam
- Muszę wiedzieć kogo dopisać do listy ofiar – zakpiłam z niej. Nie miałam pojęcia co mną kierwoało w tej chwili, ale po nieudanej walce z Lonanem, czułam ogrmną żądzę krwi, byłam więcej jak pewna że jej koniec jest bliski. Jako odpowiedź uniosła swoją maczetę na wysokość twarzy i językiem przejechała po ostrzu. Obie w tej samej chwili ruszyłyśmy na siebie, nasze ostrza uderzały o siebie raz za razem, wygląda na to że nasze umiejętności są bardzo wyrównane, jednak moją dodatkową siłą jest zemsta, której dokonam za wszelką cenę. Kiedy jej ostrze znów wykonało pierwszy atak, odbiłam go w bok po czym korzystają to że jest odsłonięta, wymierzyłam kopnięcie w klatkę piersiową, cofnęła się dwa kroki, lecz to nie był koniec, następnym ruchem wbiłam swoje ostrze w jej bark, na skutek czego puściła broń. Uśmiech wdarł się na moją twarz. Gdy tylko ponowiłam zbliżanie się, czerwono włosa wyjęła nóż i próbowała mnie zranić, byłam sprytniejsza więc chwiciłam jej nadgarstek, drugą ręką chwiciłam z tyłu głowy i zmuszając do uklęknięca zadałam cios kolanem w szczękę.
- Jakieś ostatnie życzenie ? – zapytałam obojętnie chwytając ją za gardło
- Za..zabije… – nie pozwoliłam jej dokończyć, gdyż jej życzenie było nie do spełnienia, ściskając mocniej jej gardło,drugą ręką podniosłam szablę która upadła w momencie gdy chwiłam jej nadgarstek, po czym przebiłam jej serce. Ciepła krew zaczęła spływać na moje ostrze, nastęnie na ziemię. Stałam przyglądając się cieknącej krwi, do momentu aż poczułam dotyk czyjejś dłoni na ramieniu, gwałtownie odwróciłam głowę na tą osobę. Brian nie odrywając ode mnie oczu, złapał powoli moją dłoń którą ciągle trzymałam wbite ostrze i powoli zaczął je wyjmować.
- Już starczy – szepnął cicho, odebrał szable i obejmując odeszliśmy w stronę naszych koni. Podczas gdy ja nie rozumiałam trosiki Briana, reszta zajęła się zakopywaniem ciała.
- Wiesz dobrze że musiałam to zrobić, gdybym nie dokończyła tego w ten sposób, nie byłabym też w stanie zabić Derwy. – zwróciłam się do chłopaka, który ciągle mi się przyglądał z czułością.
- Rozumiem. Niechciałem żeby Fenny musiała dłużej oglądać Cię w tamtej sytuacji, mimo że z nami jest, nadal nie jest na tyle silna by kogoś zabić.
- W momencie, gdy napotka prawdziwe zagrożenie będzie zmuszona do tego czynu – odrzekłam spokojnie. Raptownie poczułam silne mdłości, odwróciłam się pośpiesznie plecami do blondyna i pochylając do przodu puściłam pawia pod nogi swojego konia. Co za wstyd pomyślałam, klękając  i łapiąc się przy tym za brzuch.
- Co się dzieje? Jak się czujesz- zapytał zdenerwowany Brian, łapiąc moje włosy.
- Nie wiem, to chyba wspomnienie tej krwi, tak na mnie podziałało – wykrztusiłam.
- Nie wysilaj się lepiej, pojedziemy na jednym koniu, nie wyglądasz najlepiej.
„Zachowałaś się nieodpowiedzialnie” usłyszałam w głowie głos, który wprowadził mnie w stan senności, minęła chwila, aż oczy odmówiły poszłuszeństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz