czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 5 - To Ty nas uśmierciłaś

Kiedy się obudziłam, Briana nie było przy mnie. Wstałam z łóżka nie czując żadnego bólu i wyszłam z pokoju.  Szłam korytarzem przed siebie, kiedy w dali zauważyłam dwie odwrócone do mnie plecami osoby. Nie miałam przy sobie broni, nie widziałam dlaczego, ale czułam się bardzo bezbronna. Zaczęłam zbliżać się w stronę tajemniczych postaci i kiedy byłam kilka kroków od nich oni się odwrócili. Doznałam szoku. – Mama? Tata? Ale… Jak to możliwe…  . - jąkałam się nie rozumiejąc sytuacji w której się znajduję. Matka miała łzy w oczach, a ojciec patrzył na mnie z nienawiścią, pytając co mnie tak dziwi.
- Przecież wy nie żyjecie, widziałam was martwych… - wyszeptałam bardziej do siebie niż do nich ze łzami w oczach,
- My nie żyjemy? To Ty nas uśmierciłaś, opuściłaś nas i rozpowiedziałaś że jesteśmy martwi – krzyknął ojciec obejmując rozpłakaną matkę.
 - Nas też zamierzasz uśmiercić?– usłyszałam za sobą głos Fenny, odwróciłam się i widziałam ją z Brianem i resztą jego towarzyszy. – Ale … O czym wy mówicie?! Nikogo nie zabiłam! To Derwa odebrała mi was! – krzyknęłam w stronę rodziców. Wtedy ktoś cisnął mną o ścianę, upadłam czując jak łamią mi się kości. Łapiąc się za żebra spojrzałam w górę. Siwowłosy… - Mówiłem że nie można Ci ufać – powiedział uśmiechając się szyderczo. – Dokończ to co zacząłeś – rozkazał Brian, patrząc na mnie z nienawiścią. Nim zdążyłam coś odpowiedzieć, uniósł mnie w górę i unosząc sztylet ku górze…

     - Spokojnie ! Już dobrze, to tylko zły sen – zaczął uspokajać mnie Brian.

- Zostaw mnie ! Nie dotykaj mnie!– zaczęłam krzyczeć, czując pot na całym ciele. Chłopak wstał ostrożnie z łóżka i próbował ze mną porozmawiać. Byłam tak oszołomiona tym snem, że nie chciałam przyjąć do świadomości że on mi w rzeczywistości nic nie zrobił. Nagle usłyszeliśmy zbliżające się kroki za drzwiami, ucichły tuż przy pokoju w których obecnie byliśmy. Blondyn ubrał koszulkę i chciał wyjść, lecz niespodziewany gość uprzedził go, otwierając drzwi z furią. Siwowłosy. – Czego chcesz? – spytał Brian. Ten natomiast wystawił sztylet tak by był na widoku i skierował go w moją stronę. On mi nie odpuści, widziałam to w jego oczach. Nie miałam siły żeby z nim walczyć, ale wiedziałam że muszę się bronić. Blondyn sięgnął czym prędzej po miecz i stając między nami, rozkazał napastnikowi opuścić to miejsce. Ten jednak się uśmiechnął i nawet nie zauważyłam kiedy, ale był już przy Brianie i łapiąc go za ramie rzucił nim w stronę drzwi. Moja broń… Leżała na drugim końcu pokoju. Będąc w pozycji siedzącej, czekałam aż pierwszy zrobi ruch, bym mogła go uniknąć. – Nikt Ci nie pomoże. Uśpiłem pozostałych. Jaka szkoda że Brian nie zjawił się na kolacji – oznajmił udając przejęcie. Robiąc gwałtowny krok do przodu zamachnął się, a ja odskoczyłam w prawo po czym ruszyłam po szable. Mając ją w ręku, ustałam tak by złapać równowagę. Wycelowałam broń w jego stronę, ale między nami stanął blondyn, robiąc tą samą czynność co ja. – Uciekaj – powiedział nie patrząc na mnie, tylko skupiając się na wrogu. Nie mogłam uciec. Jeśli teraz się poddam, nie mam co liczyć na dokonanie zemsty. Zlekceważyłam jego sława i nie ruszyłam się z miejsca. – Doprawdy ? Chcesz ryzykować życie dla tej marnej dziewczyny ? Co w niej jest takiego nadzwyczajnego? – zaczął kpić. Brian zrobił dwa kroki w jego stronę i wtedy się zaczęło. Miecz kontra sztylet. Jak to możliwe że walczyli na równi? Coś mi nie pasowało w tym typie. Skąd posiada tyle siły? Rzucał nami jak marionetkami. Stałam z boku i nie tracąc czujności obserwowałam ich walkę. Wtedy napastnik znów złapał Briana i wyrzucił go za drzwi. Tym razem z grymasem zbliżył się do mnie, a ja nie czekając ani chwili dłużej zamachnęłam się, o dziwo nie zrobił uniku. Czyżby myślał że nic nie zrobię? Końcem ostrza drasnęłam go po twarzy. Ten złapał się za krwawiące miejsce i z morderczym spojrzeniem chciał się na mnie rzucić, ale przeszkodził mu Brian. Widziałam po nim że również dostał szału. Zaczął okładać siwowłosego pięściami, po czym zrobił to co tamten, a mianowicie wyrzucił go z pokoju. Pobiegłam za nimi, krzycząc że zaraz oboje się zabiją. Blondyn wyrzucił wroga za barierki schodów, następnie skoczył za nim i łapiąc go polecieli na parter. Siwowłosy upadł plecami na ziemię, a blondyn znajdował się w pozycji kucającej na nim. To nie możliwe, on nadal żyje… Napastnik zrzucił Briana z siebie i wymachując swoim sztyletem próbował zadać mu cios. Czym prędzej wzięłam jeden z mieczy chłopaka i wołając go zrzuciłam mu go. Bez najmniejszego problemu złapał go. Gdzie on się tego nauczył? W pomieszczeniu dało się dostrzec iskry, które powstawały w skutek uderzającego o siebie ostrza. Po za tym pomieszczenie oświetlały jedynie świeczki. Niech to się już skończy… Kiedy oprzytomniałam z osłupienia, które było spowodowane widokiem tak wyrównanej walki chciałam zbiec na dół i pomóc blondynowi, lecz on miał inne plany. Nie wiem skąd wzięło się w blondynie tyle siły, ale w bardzo szybkim tempie złapał swojego przeciwnika i wyleciał z nim na dwór. Wybiegłam za nimi, lecz nigdzie ich nie widziałam. Stałam tak w miejscu i czekałam na jakiś hałas, który by mnie pokierował. Ale nic takiego nie usłyszałam. Weszłam z powrotem do środka, aby spróbować dobudzić resztę, kiedy usłyszałam dźwięk jakby ktoś po ziemi ciągnął ostrze, z bronią w ręku wyjrzałam z pokoju w którym leżała śpiąca Fenny i dostrzegłam Briana. Ruszyłam w jego kierunku, widząc jak utyka na jedną nogę oraz jego prawe ramie krwawiło.Puścił miecz, pozwalając mu swobodnie upaść na ziemie i stwierdził że nie mamy czego już się obawiać. – Zabiłeś go ? – zapytałam nie widząc czy naprawdę posunął się do tego stopnia. – Nie… Ale na pewno nie wróci. Możesz być spokojna. – odpowiedział zmęczonym głosem. Zamknęłam pozostałości  drzwi, a następnie skierowaliśmy się do jego pokoju. Powiedział mi gdzie znajdę bandaże i lada moment miałam wszystkie potrzebne rzeczy. Chłopak zmęczony siedział na łóżku, a ja zaczęłam kawałkiem szmaty oczyszczać ranę. Przy tym wszystkim, zapomniałam o bólu, który jeszcze przy przebudzeniu się czułam. – Dziękuję za uratowanie mi życia – powiedziałam spoglądając na chłopaka, kontynuując czynność. – Nie mogłem przecież stać i obojętnie przyglądać się jak Cię zabija – odpowiedział ledwo słyszalnie. – Ale mogłeś poddać się wcześniej. Jednak tego nie zrobiłeś. Nie spodziewałam się po Tobie takiej determinacji. – zaczęłam owijać ranę bandażem. Brian spojrzał na mnie i po chwili milczenia odpowiedział że nie wybaczył by sobie, gdybym zginęła. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Jedynie znów podziękowałam. Kiedy skończyłam, powiedziałam mu żeby się przespał, musi odpocząć, on jednak położył się na podłodze. – Co Ty robisz? – nie wiedziałam czy robi sobie żarty czy serio chce spać na ziemi. – Łóżko należy w tej chwili do Ciebie, nie będziemy spać razem, ponieważ to byłoby naruszenie Twojej prywatności. – oznajmił. Pokręciłam z niedowierzeniem głową i zmusiłam go do wejścia na łóżko, mówiąc że teraz ja poczuwam nad nim. Widać było że nie miał siły się przeciwstawiać. Kiedy on w natychmiastowym tempie usnął ja wyszłam z pokoju i siadając na ziemi przy drzwiach pilnowałam by nikt nie próbował go budzić. - Pierwszy raz od 10 lat, poczułam że komuś zależy na moim życiu, dziękuję Brian – powiedziałam pod nosem z uśmiechem na twarzy.

2 komentarze:

  1. Nie spodziewałem się tego ! Brian jest super, mam nadzieję że do końca będzie bronił Erin!

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko super się zachował... Naprawdę zachował się... aż brak słów.

    OdpowiedzUsuń