Od czasu
złożenia przysięgi minęły 4 dni. Dzień w dzień trenujemy od wschodu do zachodu
słońca. Jak się okazało Brian posiada kukły przydatne do ćwiczeń, kilka z nich
znajdowało się przed budynkiem, a kilka z nich leżało luzem i czekało na
specjalne zadanie. Obudziłam się przed wchodem słońca, ubrałam się w swoją
zbroje, następnie wyszłam z pokoju, aby zjeść małe śniadanie. Skąd oni biorą
jedzenie? Tego nie wiem. Na dole czekał już na mnie Brian.
- Fenny
jeszcze śpi? – zapytałam nie widząc jej ani w kuchni, ani w wielki holu.
- Wygląda na
to że wczorajszy trening był dla niej za ostry. Rozumiem że musimy ćwiczyć też
walkę w ręcz, ale trochę za ostro ją potraktowałaś.
- Jeśli
przyjdzie jej walczyć z prawdziwym wrogiem, ten nie będzie się litował, ale masz
rację, niech dzisiaj odpocznie sami dziś pójdziemy – postanowiłam stanowczo i
po zjedzeniu zabrałam swoją broń, a następnie opuściliśmy kryjówkę. Zaczęliśmy od przebiegnięcia 15 razy budynku,
który do małych nie należał. Przy 4 okrążeniu zauważyłam Fenny, która widać że
nie chciała dziś trenować. Przystanęłam przy niej i powiedziałam, aby wracała
do pokoju, że musi odpocząć.
- Jak tylko
nabierzesz siły, przyjdź, nie chcę byś się na siłę męczyła – poklepałam ją po
ramieniu i wróciłam do biegania. Po skończonych okrążeniach, zaczęliśmy rzucać
sztyletami w kukły, kilka z nich dla utrudnienia było na sznurku, dzięki czemu
na zmianę mogliśmy nimi poruszać. Nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie nam
zaatakować z daleka.
- Gotowy na
odrobinę zabawy? – zapytałam, uśmiechając się do Briana.
- Sam nie
wiem, a co jeśli zrobimy komuś z nas krzywdę.
- Dlatego
użyjemy tych drewnianych mieczy, bezpieczeństwo przede wszystkim – puściłam mu
oczko i zawołałam dwie osoby z reszty grupy, które miały przywiązane na
nadgarstku chustki. Naszym zadaniem było odnaleźć ich w lesie, a następnie
odebrać je. Mieli pół godziny na ukrycie się, my natomiast mieliśmy czas do
zachodu słońca. Podczas gdy oni się chowali, my czekaliśmy siedząc pod jednym z drzew, patrząc
w chmury. Chciałabym znów zobaczyć rodziców, mimo że były to tylko omamy,
cieszyłam się z nich. Chciałabym mieć je częściej. Moje rozmyślenia przerwał
chłopak.
- Ile
jeszcze zostało im czasu? – zapytał również patrząc w niebo.
- Jakieś 10
minut – strzeliłam
- O czym
myślisz?
- O
rodzicach… wiesz nie mówiłam wam, ale mam dziwne wrażenie że oni wciąż żyją. Po
tej sytuacji, w której Lonan Cię zmanipulował, widziałam ich w pokoju.
Rozmawiałam z nimi, czułam ich dotyk na sobie. Tak jakby naprawdę tam byli.
- Masz
rację, oni cały czas żyją – powiedział uśmiechając się do mnie, spojrzałam na
niego i czekałam aż dokończy – oni żyją w Tobie, o tutaj – wskazał na moją lewą
pierś – masz ich głęboko w sercu. To pamięć o nich trzyma Cię przy życiu. Mimo
że minęło 10 lat, kochasz ich na tyle mocno, że czasami wydaje Ci się jakby
nadal żyli. – spojrzałam mu prosto w oczy, widziałam że mówi szczerze, nie
próbował mnie pocieszyć wymyślonymi bajeczkami, lecz mówił to co uważa za
prawdzie. – Kiedy Fenny opowiedziała mi co Ci się przytrafiło, ciężko mi było w
to uwierzyć. Nie pokazujesz po sobie tego. Jesteś niesamowita.
- Twoje
słowa… Brian, dziękuję Ci. – powiedziałam przytulając chłopaka.
- Nie masz
za co dziękować, wyraziłem tylko swoje zdanie. A teraz koniec tych czułości,
czas szukać naszych kompanów – zaśmiał się wstając i podał mi rękę, pomagając
mi wstać.
-
Rozdzielamy się czy idziemy razem? – zapytał rozglądając się wokół
- Wydaje mi
się że powinniśmy się rozdzielić.
Tak też
zrobiliśmy, ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach z drewnianymi mieczami,
oczywiście nie byliśmy lekkomyślni i zaopatrzyliśmy się w prawdziwą broń.
Skradałam się po lesie i próbowałam dostrzec coś co wskazywało by na to że ktoś
tędy przechodził. Fenny dała mi kilka rad jeśli chodzi o tropienie, jednak to
nie wystarczy. Łaziłam tak już od dłuższego czasu i nie mogłam znaleźć żadnej
wskazówki, kiedy nagle zauważyłam ślady butów. Przykucnęłam przy nich i udało
mi się stwierdzić że należą do kobiety. To może być Katrin, milusia przyjaciółka Briana, ale ta
dziewczyna jest irytująca, jednak jeśli faktycznie to byłaby ona mogło by być dość
zabawnie. Ruszyłam za śladami, uważnie się rozglądając. Nagle usłyszałam że coś
się do mnie zbliża, odwróciłam się gwałtownie i zauważyłam gigantycznego wilka,
stojąc na czterech łapach był mojego wzrostu, gdzie ja mam około 170 cm, wolę by nie stawał na
tylnych łapach . Zwierzę zaczęło warczeć w moją stronę, patrząc w jego ślepia
dało się dostrzec że jest głodny, a ja byłabym dla niego idealnym kąskiem.
- Przykro
mi, ale nie dam się pożreć takiemu pchlarzowi . – wyjęłam swój sztylet i
przygotowałam się do zrobienia uniku, nie musiałam długo czekać, aby zwierz
ruszył w moją stronę. Kiedy wyciągnął łapę aby wbić we mnie swoje pazury, odskoczyłam w bok, a następnie
okrążyłam bestię, która nie spuszczała ze mnie wzroku. Ciągle próbowała mnie
zadrapać, jednak byłam szybsza. Ale co mi po mojej szybkości, jak nie mogę się
bezpiecznie zbliżyć. Zaczęłam biec przed siebie unikając pojedynczych ciosów,
aż zobaczyłam drzewo na które dostanę się bez żadnego problemu. Aby spowolnić
zwierzę, wzięłam zamach i w biegu obracając się do tyłu wycelowałam w nie, i
rzuciłam. Udało mi się trafić w łapę, wilk nie spodziewał się tego, co też spowodowało
że na moment stracił równowagę. Wykorzystałam ten fakt i zaczęłam wspinać się
na drzewo. Cholera! Bestia pozbierała się szybciej niż myślałam i przez swój
rozmiar zdołała mnie dosięgnąć i przejechać pazurami po mojej nodze. Jeden z pazurów wbił się w nogę, krzyknęłam z
bólu, lecz się nie poddałam. Mocno trzymając jedną ręką gałęzi, drugą sięgnęłam
po szable i przecięłam łapę potworowi. Puścił mnie i upadł, szybko schowałam
szablę do pokrowca i wspięłam się wyżej, gdzie usiadłam na grubej gałęzi, spojrzałam
na swoją nogę, nie wyglądało to ciekawie, zacisnęłam zęby, zdjęłam swój pasek z bioder, a następnie
odrywając kawałek peleryny, zrobiłam sobie marny opatrunek. Wilk próbował się
do mnie dostać, jednak był za ciężki i z ranną łapą na pewno nie da rady. Tylko
co ja teraz zrobię? Jeśli się postaram dam radę przejść z tej gałęzi na drugie
drzewo. Jednak czy to wystarczy? Nie mam zbyt dużego wyjścia, biorąc pod uwagę
to że z ranną nogą nie dam rady biec. Zaczęłam przesuwać się po gałęzi, aż
znajdowałam się blisko jej końca. Uniosłam pierw jedną rękę i złapałam się
gałęzi drugiego drzewa, która był trochę nade mną, a następnie złapałam ją
drugą ręką, zaczęłam podciągać się w górę, pierw zdrową nogą stanęłam na
niższej, a potem zranioną, którą jako pierwszą przełożyłam nad wyższą, aby móc
na niej usiąść, skupiając siłę w rękach udało mi się to, i tak zaczęłam
przechodzić po drzewach, a wilk kroczył za mną. Obeszłam chyba 6 drzew, raz
schodziłam niżej raz wyżej. Jednak ból w nodze kazał mi zakończyć tą zabawę. Zeszłam
na tyle nisko by sprowokować bestię do wstania na dwie łapy, wyjęłam szablę i
otarłam ją o ranę, aby zapachem krwi sprowokować zwierze. Kiedy wysunął
wystarczająco wysoko głowę, uniosłam broń w górę i w błyskawicznym tempie
opuściłam ją w dół wbijając wilkowi w czaszkę. Szabla weszła tak głęboko, że
nie zdołałam jej wyjąć przez co poleciałam na ziemię razem z nim. Jedno dobre,
to że miałam miękkie lądowanie upadając na niego. Zeszłam z wilka i stając
przed nim wyjęłam broń i wytarłam krew która się na niej znajdowała o jego
futro. Znalazłam dość solidny badyl, który użyłam do podpórki i jak gdyby nigdy
nic odnalazłam ślady stóp i ruszyłam dalej.
Cudowny rozdział. :D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wyobraźni ;p