To już
trzeci dzień odkąd Fenny mi towarzyszy. Widzę że z jednej strony brakuje jej
przyjaciół, a z drugiej nie chce mnie opuszczać. Wilki, które miały za nami
ruszyć, nie dały żadnego znaku swojej obecności.
- Nie ma ich
z nami – powiedziała zawiedziona,
- Dlaczego
nas zostawili? Nie wyszłyśmy jeszcze z lasu,
- Też
chciałabym to wiedzieć… Mam nadzieję że jeśli już wrócę z powrotem oni nadal
będą o mnie pamiętać.
- Kim
jesteś? – zapytałam nie licząc na odpowiedź. Nie wyglądał na kogoś, a raczej
coś co potrafi mówić. Przeszedł do pozycji na czworaka i zaczął obwąchiwać
ziemie przed sobą, tak jak robią to psy. W jednej sekundzie jego głowa się
uniosła i rzucił się na mnie z dzikim rykiem. Nadział się na moją szablę, ale
zachowywał się jakby nie czuł bólu, zero. Silnym kopnięciem odepchnęłam go do
tyłu jednocześnie zdejmując z broni. Nie upadł, lecz kucał. Kiedy już miałam
zadać ostateczny cios nie tylko w celu własnej obrony, ale i w celu zakończenia
jego marnego życia. Fenny mnie uprzedziła. Strzeliła mu w sam środek czaszki.
Runął z hukiem na ziemię.
- Obawiam
się że może być ich więcej – zauważyła, pokazując na ścianę gdzie znajdowały
się malowidła, zrobione krwią. Przedstawiały ludzi, a dokładniej kanibali. Nie
zastanawiając się chwili dłużej opuściłyśmy dane miejsce i zmusiłyśmy się do
dalszej drogi, gdyż Fenny nic nie znalazła. Podążałyśmy dalej kiedy zza drzew wyskoczyło stado jeleni,
kierując się w naszą stronę, czym
prędzej zeszłyśmy im z oczu żeby nas nie
staranowały.
Stwory były coraz bliżej. Nim się obejrzałam
Fenny była już w połowie drogi prowadzącej na szczyt wysokiego drzewa. To chyba
jakiś żart ! Zostawiła mnie, a sama uciekła. Wiedząc że nie dam rady już wejść,
wyjęłam szablę, jeśli mam umrzeć to tylko walcząc. Pierwsza paskuda była już
blisko, zamachnęłam się i wymierzyłam jeden cios w bestie. Trafiłam w sam
środek głowy, upadł, na szabli została jedynie zielona krew.
- UWAŻAJ! –
krzyknęła Fenny strzelając z łuku w kolejne monstrum, którego nie zauważyłam,
gdyż wyskoczył za moich pleców. Udało się, razem możemy dać radę. Ona na górze,
ja na dole. Broniłyśmy się długo bez większych problemów, gdy znienacka zaczęły
obłazić mnie te same bestie rozmiarów jaszczurki, podgryzały mnie, aż do
momentu w którym wyleciał na mnie jeden z większych stworów, miniatury szybko
ze mnie zlazły, a ja czując ukąszenia na całym ciele nie zdążyłam już sięgnąć
po broń, to coś rzuciło się na mnie przewracając jednocześnie i wbijając swój
pazur w mój bok. Ostatnie co usłyszałam to krzyk Fenny …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz