Ptaki
umilały nam tą chwilę spokoju swoim śpiewem. Mimo że próbowałam się odprężyć po głowie ciągle
chodziły mi słowa starca. Co miał na myśli mówiąc bym zaczęła patrzeć oczami
innych? Przecież to ja jestem przywódcą i ode mnie zależy przebieg misji. Może jednak powinnam zapytać co myśli o tym
reszta? Spojrzałam na chłopaka, który miał już otwarte oczy i wpatrywał się w
niebo.
- Coś Cię
niepokoi, zgadłam? – zachowywał się bardzo dziwnie, był taki cichy, nieobecny i
chyba trochę wystraszony.
- To
wszystko moja wina. Pamiętasz dzień w którym Lonan namieszał mi w głowie?
Chciałem powiedzieć Ci że on może wrócić, Lonan nie jest zwykłym człowiekiem,
jest w nim coś z czemu prędzej czy później będziemy musieli stawić czoła. Do tej pory nie jestem do końca
pewien, ale wydaje mi się że obserwował naszą walkę w lesie. Nie pamiętam nic
od momentu pójścia spać, aż do sytuacji w której prawie Cię zabiłem. Czuję że
zostaliśmy poddani jakiejś próbie. Może
gdybym podzielił się swoimi przypuszczeniami wcześniej, przygotowaliśmy się na
najgorsze, może reszta moich towarzyszy nadal by żyła.
- Brian, nie
obwiniaj się. Nawet jakbyś o tym powiedział to pewnie bylibyśmy przygotowani na
to że znowu się zjawi i będzie chciał walczyć, a nie na to że będzie próbował
nas podpalić. Rozumiem Twój ból, utrata bliskich osób bardzo boli. – na moje
słowa chłopak wstał i nadal wpatrywał się w niebo.
- Oni nie
byli mi bliscy, zawsze trzymałem się na uboczu i ograniczałem kontakty z nimi.
To oni zawsze próbowali zdobyć moje uznanie. Sam nie wiem dlaczego, ale czułem
że jest między nami bariera.
Nie
wiedziałam co mam w tej sytuacji powiedzieć, również wstałam i będąc przed nim
odwróciłam się do niego plecami i spojrzałam w niebo.
- Jeśli
jednak poczujesz że Ci ich brakuje, spójrz w niebo. Na pewno są gdzieś tam i Ci
się przyglądają, ja tak robię myśląc o rodzicach i pomaga. A jeśli to Ci nie
pomoże – odwróciłam się znów twarzą do chłopaka uśmiechając się – spójrz na
mnie, od kąt poznałam Ciebie i Fenny przypomniałam sobie jak to jest być dla
kogoś ważnym. Niech każde spojrzenie na mnie przypomina Ci że nie jesteś sam i
jest osoba dla której jesteś ważny.
Chłopak był
zaskoczony moimi słowami, odwzajemnił mój uśmiech po czym zbliżył się kładąc
jedną dłoń na moich policzku, a drugą delikatnie objął w pasie. Jego twarz
zbliżała się w kierunku mojej, aż nasze usta złączyły się w pocałunku. Nie
protestowałam, chciałam tego równie mocno. Nie mówiłam tego wcześniej, ale
czułam że między nami jest coś więcej. Coś czym kiedyś obdarzali mnie rodzice,
a mianowicie miłość. W tym krótki czasie zdążyłam go pokochać, nawet nie wiem w
którym dokładnie momencie to poczułam, lecz teraz to nie istotnie. Naszą chwilę
namiętności przerwał Ochi gryzący tym razem buta Briana. Oboje spojrzeliśmy
sobie w oczy z uśmiechami na twarzach.
- Jeszcze
nigdy się tak nie czułem – powiedział opierając swoje czoło o moje – Od kąt
zobaczyłem Cię po raz pierwszy czułem że jesteś wyjątkowa.
- Jesteś
uroczy – odpowiedziałam, obdarowując chłopaka jeszcze jednym pocałunkiem,
następnie wzięłam lisa na ręce i z pozytywnym nastawieniem skierowaliśmy się z
powrotem do miasta. Znaleźliśmy Fenny i Sevi, które znudzone siedziały i na nas
czekały. Dziewczynka na widok lisa ucieszyła się i wzięła go ode mnie.
- Musimy
porozmawiać z kimś kto ma tu najwyższą władzę – poinformowałam towarzyszy
- Jaki jest
plan – zapytała Fenny
- Starzec do
którego mnie zaprowadziłaś powiedział że Teveran na mnie czeka, musimy zebrać
tylu sojuszników ilu się da. Wojna jest nieunikniona. – oboje spojrzeli najpierw na siebie,
następnie przytaknęli i zaczęliśmy
wypytywać mieszkańców o ich szefa, ale wszyscy mówili że nie mają czasu. Ich
zachowywanie wskazywało na to że coś się szykuje. Udało nam się podsłuchać
rozmowę dwóch kobiet na temat jakiejś biesiady, która miała rozpocząć się za
około 3 godziny, do tej pory nie pozostaje nam nic innego jak czekać, ich
przywódca na pewno się zjawi.
Minął już czas przeznaczony na
przygotowania, przed jednym z największych budynków rozstawione były stoły, a
na nich mnóstwo jedzenia oraz picia. Najbardziej przykuł moją uwagę tron.
- Będziemy
musieli z daleka obserwować kto zasiądzie na tronie, a następnie nie spuszczać
go z oczu, jasne? – poinformowałam
pozostałych
- T.. – Nie
dokończyła Fenny, ponieważ przeszkodził nam jeden z elfów
- Wy również
dostaliście pozwolenie na uczestniczenie w zabawie, dowódca życzy sobie,
abyście zajęli miejsca koło tronu – ukłonił się wskazując ręką na miejsca,
które mamy zająć. Nie sądziłam że tak łatwo pójdzie. Zajęliśmy wyznaczone
miejsca, od lewej Sevi, Fenny, Brian i ja. Byliśmy plecami do jak było już
wiadomo siedziby dowódcy i wyczekiwaliśmy z niecierpliwością. Nasz stół
ustawiony był poziomo, a pozostałe przed nami pionowo, dzięki temu nikt nie
umknie naszej uwadze. Nagle wszyscy zaczęli wstawać, odwróciliśmy i od razu
poznałam tą osobę, to chłopak którego spotkałam wcześniej, bandaż nadal
znajdował się na jego ręce, uniósł rękę ku górze, na co wszyscy zaczęli
wiwatować, rozbrzmiała muzyka oraz zaczęła się uczta. Chłopak usiadł na swoim
tronie i z uśmiechem na twarzy zwrócił się do mnie.
-
Zaskoczona? – zapytałam z chytrym uśmiechem
- Dlaczego
tak się wyróżniasz na tle innych? – gwałtownie nasunęło mi się to pytanie na
język.
- Proszę mów
mi Labelas. Przywódca powinien wyróżniać się na tle swoich podwładnych, nie
sądzisz?
- Nie mogę
wypowiedzieć się na temat który nie dotyczy mnie.
- Nie
dotyczy? Z tego co wywnioskowałem z obserwacji i po rozmowie z szamane jesteś
przywódcą dla tamtej trójki.
- Może i
tak, ale poznaliśmy się w czasie wędrówki, każdy z nas pochodzi z innego
miejsca, więc normalną rzeczą jest to że jesteśmy różni.
- Dlaczego
nie wyruszyliście w dalszą drogę? Zgaduję że masz do mnie jakąś sprawę.
- Masz rację
Labelasie, pragnę prosić Cię o pomoc. Potrzebujemy sojuszników, którzy pomogą
nam w walce z Derwą. Moim celem jest…
- Zemsta i
uratowanie pozostałych mieszkańców od tej wiedźmy, nie musisz dalej tłumaczyć.
Wszystko zależy od tego jak spiszesz się tej nocy. Moim podwładni nie lubią
obcych, wielu prosiło nas o pomoc, dlatego organizowane są te biesiady. W
czasie ich trwania mieszkańcy oceniają nowych przybyszy. Jeśli wkupicie się w
ich łaski otrzymacie pomoc, jeśli będziecie sztywni tak jak teraz, przykro mi,
ale zostaniecie wygnani. Nie zmuszę ich do walki dla kogoś, kogo nie akceptują.
- Czyli
jeśli tej nocy, będziemy dobrze się bawić, pić, jeść i tańczyć zdobędziemy ich
uznanie i otrzymamy pomoc? – zapytał Brian.
-
Zgadza się, życzę powodzenia, są bardzo
wybredni. – z uśmiechem na twarzy wziął się za jedzenie.
Pomyślmy,
nie mam nastroju na zabawę, co za głupia próba… Sevi niech zbliży się do
dzieci, nie mogę ryzykować, zabierając ją ze sobą na wojnę. Ech… nie wieżę że
to robię… podniosłam kielich z winem i spojrzałam na Fenny i Briana, którzy
uczynili to samo, a następnie spożyliśmy czerwony płyn. Fenny nie potrzebowała
wiele żeby odejść od stołu i dołączyć do tańczących osób, po ich minach dało
się dostrzec zadowolenie.
- Na Twoim
miejscu bym tak nie siedział, to Ty jesteś najważniejsza – wyszeptał mi na ucho
Labelas.
Mam pomysł!
Nic innego nie wpłynie na ich uznanie jak związek, który walczy o
sprawiedliwość, spojrzałam na rozkojarzonego blondyna i łapiąc za rękę
pociągnęłam w stronę dwóch innych par. Zaczęły się pytania jak długo jesteśmy
razem itp, więc improwizowaliśmy, Brian szybko zrozumiał o co chodzi, więc wypadliśmy
wiarygodnie. Z kolejnymi wypitymi ilościami wina było coraz weselej, nie obeszło
się bez tańców na które namówili nas inni, z czasem przez dużą ilość wczuliśmy
się w swoją rolę bardziej niż bym się tego spodziewała na trzeźwo. Nasze usta
co jakiś czas łączyły się w namiętnym pocałunku, do czasu aż nastała ciemność.
Magiczny trunek jest taki przydatny :p super rozdział
OdpowiedzUsuń