Kiedy
otworzyłam oczy zorientowałam się że leżę w dużym namiocie, koło mnie po prawej
stronie leżał kosz pełen owoców i mały śpiący lis. Leniwie przeszłam do pozycji
siedzącej i przecierając oczy zbliżyłam się do wyjścia z namiotu, chciałam
wyjrzeć na zewnątrz, lecz lisia przybłęda zaczął ciągnąć mnie za bluzkę.
Odepchnęłam go i będąc poza namiotem moim oczom ukazało się miasteczko. Prócz
namiotu z którego wyszłam, były tu drewniane domki oraz rzucająca się w oczy studnia
znajdując się na środku miasteczka jeśli można tak nazwać to miejsce. Do moich
uszu docierał głos śmiejących się dzieci, rżenie koni oraz nawoływanie kupców,
jak to zazwyczaj jest na rynku. Mieszkańcy mieli długie, jasne włosy
niezależnie od płci. Kobiety ubrane w długie zielone szaty, na głowie miały
srebrny diadem oplatający górną część głowy z opadającym na
czoło małym diamentem, natomiast mężczyźni ubrani byli w zielone spodnie i
bluzki, skórzane buty sięgające trochę za kostkę, do pasa przyczepione mieli pochwy ze sztyletami w
środku. „ERIN” !!! Usłyszałam damski głos wołający moje imię, odwróciłam
się i ujrzałam Fenny biegnącą w moją stronę. Z początku byłam zaskoczona widząc
ją, podbiegłam do niej i mocno ją ścisnęłam. Szybko
zdałam sobie sprawę z tego że to znów był potworny sen, muszę zacząć je jakoś
kontrolować, chyba że ktoś lub coś chciało mi w tym śnie przekazać wiadomość.
Tylko jaką? Czyżby dziewczyną groziło niebezpieczeństwo? Ale jeśli to był sen
to co ja tu robię? Z rozmyślań wyrwał mnie znów ten rudy lis, gryząc tym razem
mojego buta.
- Chodź
pokażę Ci coś! – powiedziała podekscytowana dziewczyna wzięła lisa na ręce i
ostrzegła że mam uważać na niektórych mieszkańców bo nie są pozytywnie
nastawieni na tubylców. Kim są Ci nowi mieszkańcy? Zwróciłam szczególną uwagę
na jedynego mężczyznę, który miał tu krótkie włosy. Szczególnie w oczy rzuciły
się jego uszy, był Elfem, wszystko jasne. Elfy i ludzie nigdy nie żyli w
zgodzie. Elfy jako hobby traktują wdawanie się w kłopoty, uważają się za
lepszych oraz są najmniej tolerancyjne jeśli chodzi o inne rasy, gdyby zjawił
się tu jakiś krasnolud, pewnie został by wzięty na tortury bez zbędnego
przesłuchania. Chłopak również zwrócił na mnie uwagę, owijał rękę bandażem co
wskazywało na to że musiał dopiero co wrócić z wyprawy, albo poszedł na skróty
i na miejscu wdał się w bójkę. Miał krótkie, czarne włosy w przeciwieństwie do
pozostały mieszkańców. Ubrany w brązowe spodnie i niebieski płaszcz
zdecydowanie się wyróżniał.
- To tutaj –
zatrzymała mnie dziewczyna i pokazała na wybieg dla koni, na każdym z osobna
były malowidła w różnych kształtach i kolorach.
- Konie i co
z nimi?
- Nie
poznajesz?! Tam jest też Twój! – krzyknęła pełna entuzjazmu. Miała rację,
poznałam swojego konia i wydawało się że on mnie również. Stanął na tylnych
nogach i machając przednimi w górze zaczął szczęśliwy rżeć.
- Fenny co
wiesz o tym miejscu? – cieszyłam się że znów widzę swojego rumaka, lecz w tym
momencie miałam kilka ważnych spraw do wyjaśnienia. Koń może poczekać.
- Niewiele,
jest to wioska leśnych elfów, pomogli nam w czasie pożaru i pozwolili zostać aż
nie nabierzemy sił. – pożar? O czym ona mówi? – Przeżyłyśmy tylko my, Brian i
Sevi. Pozostali, albo uciekli zostawiając nas samych, albo spłonęli. To było
straszne.
- Nic nie
pamiętam… Co się ze mną działo? Gdzie pozostała dwójka? I dlaczego tamci nas
zostawili?
- Nikt tego
nie wie, spałaś jak zabita, szaman powiedział by Cię nie budzić, mówił coś o
jakiejś wizji. Siedzieliśmy z Brianem i małą przed budynkiem, nagle nie wiadomo
skąd budynek zaczął się palić wszyscy zaczęli z niego wybiegać, ale Ciebie z
nimi nie było. Brian kazał mi zostać z Sevi, a sam po Ciebie wrócił i wyniósł
na rękach. Nasze bronie, wraz z innymi rzeczami przepadła, w lesie napotkaliśmy
na grupę elfów zaniepokojoną pożarem i to by było tyle. Powiedzieli że nie
przyjmą obcych do swoich domów, więc
rozłożyli nam tamten namiot.
- Gdzie są
teraz Brian i Sevi?
- Sevi bawi
się z innymi dziećmi, a Brian od dnia pożaru tylko kilka razy odwiedził Cię w
namiocie, resztę czasu spędza w samotności.
- Kilka
razy? Który dzień już tu jesteśmy?
- Trzeci.
- Posłuchaj
teraz uważnie. Zaprowadź mnie do tego szamana, wydaje mi się że ma rację co do
tego że miałam wizję. Śnił mi chyba ten sam pożar, muszę z nim porozmawiać. – nie
powiedziałam nic o jej śmierci, aby jej nie straszyć. Najpierw porozmawiam z
kimś kto może coś wiedzieć na ten temat, dopiero później będę mogła powiedzieć
pozostałym coś więcej.
Dziewczyna zaprowadziła mnie do
lasu, w którym siedział staruszek otoczony leśnymi zwierzętami.
- Podejdź
dziecko. – odezwał się nawet nie patrząc w naszą stronę. Fenny wypchnęła mnie do
przodu, samej wracając do miasteczka. – Czekałem na Ciebie – kontynuował – a
więc miewasz wizje? Proszę usiądź przy mnie i opowiedz mi o nich. – tak też
zrobiłam. Podeszłam bliżej i patrząc mu w oczy zorientowałam się że jest nie widomy.
- Ostatnio miewam
dużo snów, których w ogóle nie rozumiem.
Widzę w nich swoich zmarłych rodziców, którzy ostatnio wydawało mi się że
naprawdę są przy mnie. To było bardzo realistyczne, czułam ich dotyk, a kiedy
pojawiła się inna osoba, zniknęli. Teraz śnił mi się pożar uciekłam, po drodze
znajdując swoich przyjaciół martwych, na końcu, sama zostałam zaatakowana i
wydaje mi się że zdradzona… Ale w
rzeczywistości był tylko pożar, jak mam to rozumieć? Dlaczego spałam trzy dni?
- Twoje
wizje nie zawsze muszą tyczyć się jednego dnia. W czasie jednej wizji mogą
pojawić się rzeczy, które będą miały miejsce w różnych terminach. Pragniesz
zemsty, zgadza się? – zapytał szaman uśmiechając się i chwycił moją dłoń. –
Zwierzęta mi powiedziały gdzie leży. Może i jestem niewidomy, ale nie jestem
sam. To są moi przyjaciele, oni są moimi oczami. A Ty? Czym Ty spoglądasz na
świat?
- Jak to
czym? Przecież moje oczy są zdrowe,
mógłby Pan mówić trochę jaśniej?
- Naucz się
spoglądać na otoczenie oczami innych. Mów o wszystkim swoim towarzyszą, oni
mogą widzieć rzeczy, których ty nie dostrzegasz. Hmmm… gdzie się podziewa Ochi?
- Kto taki? –
dlaczego zaczyna zmieniać temat?
- Ochi, w
języku naszych przodków oznaczało oczy. Miał Cię pilnować. Ale to nie jest
teraz istotne, mam nadzieję że szybko do Ciebie wróci. Posłuchaj uważnie co mam
Ci do powiedzenia.
Nagle wokół
nas zaczęła unosić się niebieska chmura, była tak gęsta że nie widziałam nic
poza nią. Z gęstej chmury, wydostawały się dymne zwierzęta, które znikały jak
tylko próbowałam je dotknąć. Jelenie, dziki, lwy, konie, takie formy przybierał
dym, następny był… smok. Jego postać była największa i nie chciała zniknąć.
- To jego
szukasz. Teveran, najpotężniejszy ze smoków, który stracił moc, przez ludzi. A
to? Pomyślmy… Tak, to na pewno są Twoi rodzice. Cała trójka próbuje nawiązać z
Tobą kontakt. Oni na Ciebie czekają. – przyglądałam się trzem kształtom, były
to smok i dwie postacie.
- Ale moi
rodzice nie żyją już od 10 lat. Nie mogą na mnie czekać, ponieważ to by
znaczyło że muszę umrzeć. Czy jest jakiś sposób bym to ja się skontaktowała z
nimi?
- Niestety
nie, tylko oni to potrafią. Zbierz armię i wyrusz w góry którym ciemność jest
obca, światło jest tam wieczne, dostrzec je mogą tylko wybrani. Teveran Cię
wybrał, zmierzaj na zachód, zjednocz się z napotkanymi plemionami, gdy już
będziecie gotowi Twoi rodzice będą czekać. – poczułam się jakby dymne figury
weszły we mnie, mgła zaczęła opadać, a starzec zniknął. Kiedy mgła całkowicie
opadła, zauważyłam przed sobą Ochi. Dobra lisie, idziesz ze mną, jakkolwiek
masz mi pomóc. Zjednoczyć plemiona? Stworzyć armię? Może uda mi się zawrzeć
porozumienie z Elfami, to byłby duży krok do przodu. Lis zaczął znowu ciągnąć
mnie za buta, nie wytrzymam z nim długo… Kiedy chciałam wziąć go na ręce zaczął
uciekać, pobiegłam za nim i zauważyłam że zatrzymuje się przy samotnie
siedzącym Brianie. Podeszłam bliżej i kucnęłam przed chłopakiem, który patrząc
na mnie poczuł chyba ulgę. Usiadłam koło chłopaka i siedzieliśmy w ciszy
patrząc na motyle latające w parach. Mimo
że nie rozmawialiśmy ze sobą, ta cisza nie była krępująca. Nie pamiętam,
kiedy ostatni raz czułam taki spokój.
- Musimy
poprosić ich o pomoc – przerwałam milczenie, chciałam mieć za sobą, rozmowę z
Elfami.
- Ciii –
odpowiedział chłopak, złapał mnie za rękę i zamykając oczy oparł głowę o
drzewo. – Posiedźmy jeszcze chwilę, zaraz to załatwimy.
Zgodziłam
się, patrząc na nasze splecione razem palce, oparłam głowę o ramię blondyna i
również zamknęłam oczy wsłuchując się w śpiew ptaków.
Wow ! Tego się nie spodziewałam. Mam nadzieję,że jej się uda :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Ciekawe co dalej się stanie. :)
OdpowiedzUsuń