Wróciłam, aby kontynuować podróż Erin, na początek krótki zwiastun dla zachęcenia większego grona czytelników.
poniedziałek, 28 grudnia 2015
poniedziałek, 14 września 2015
Rozdział 16 - Przecież oni nie żyją
Odskoczyłam
na bok, unikając tym samym ataku bestii. Słup do którego byłam przywiązana,
roztrzaskał się na małe kawałeczki. Potwór szybko wznowił próbę zabicia mnie, więc nie mając
ani chwili do stracenia, biegiem ruszyłam po swoją szablę. Byłam tuż przy niej,
kiedy ciało Briana poleciało w moją stronę tym samym mnie przewracając. Tym
razem obie bestie kierowały się w moim jak i w Briana kierunku. Nie było nawet
możliwości obmyślenia jakiegoś planu. Przez
te bestie nie mamy dużego terenu do ucieczki oraz nie pozwalają zbliżyć
nam się do broni. Kilka kolejnych ataków udało nam się bezproblemowo uniknąć,
na razie było to jedyną rzeczą, którą byliśmy w stanie wykonać. A gdyby tak
jednego bardziej rozjuszyć? Jeśli dobrze to rozegram wyjdziemy z tego żywi.
Pobiegłam w stronę bestii która była aktualnie zajęta chłopakiem i od tyłu
łapiąc za jej futro zaczęłam wspinać się aż do łba. Reakcja była natychmiastowa
i przyniosła rezultat na jaki liczyłam. Zwierzę zaczęło się szarpać, próbując
zrzucić mnie siłą nie interesowało potwora że jest tu drugi osobnik jego
gatunku i był w stanie zaatakować go jeśli napatoczy mu się przed rogi. Całe
szczęście Brian zrozumiał cel mojego działania i prześlizgnął się po swój
miecz. Podczas, gdy ja zajmowałam się jednym on zaczął walkę z drugim.
Krasnoludy czerpały wielką frajdę widząc jak walczymy żeby tylko przeżyć.
Rozglądając się po arenie, odnalazłam swoją broń i zeskakując z bestii
pobiegłam w jej stronę. Będąc tuż przy niej nachyliłam się, mocno złapałam
rękojeść i zostałam zaatakowana szybciej niż mogłam to przewidzieć. Cios łapą
sprawił że poleciałam na ścianę oraz zostawił po sobie ślad na mojej ręce. Leżałam
chwilę na ziemi obserwując ruchy bestii, znów chwyciłam szable, którą upuściłam
przy uderzeniu i równo z bestią ruszyliśmy z głośnym okrzykiem w swoją stronę.
Celowo wykonałam poślizg, upadając na plecy, a następnie gdy bestia była nade
mną uniosłam ostrze rozpruwając tym samym jej brzuch. Krew jak i część
wnętrzności poleciało na mnie, a zwierzę dzięki ostatniemu odepchnięciu się
łapami od ziemi poleciało za mnie, lądując tuż za moją głową. Jeden pokonany.
Przez smród, który było czuć teraz ode mnie myślałam że zaraz się zwymiotuję,
całe szczęście Brian również kończył już zabawę ze swoim przeciwnikiem,
znajdując się na jego głowie i wbijając mu ostrze w czaszkę. Krasnoludy, które
wcześniej darły się w niebogłosy, szybko ucichli patrząc na nas z
niedowierzeniem.
- Jesteś
cała? – podbiegł do mnie Brian i skrzywił się czując ten smród.
- Muszę
opatrzeć tylko rękę, ale za nim to zrobię jest jeszcze jedna sprawa do
załatwienia. – kończąc to zdanie spojrzałam w górę, czekając na dalszy przebieg
przedstawienia. Król Krasnali wstał i zaczął bić nam brawa, za nim podążyła
cała reszta dodając do tego wiwaty.
- Co to ma
znaczyć?! – krzyknęłam rozjuszona.
- Wasza wola
przeżycia jest niesamowita. – odpowiedział krótko.
- Wola
przeżycia?! Najpierw wrzucasz nas do klatki i każesz walczyć, a teraz mówisz o
jakiejś woli?!
- Zaraz
zostaniecie wypuszczeni, moi poddani się wami odpowiednio zajmą.
- Jeśli
któryś się do nas zbliży zginie! Rozumiesz?! – gniew który czułam był coraz
większy, czułam że tracę nad sobą kontrolę.
- „W
życiu spotyka nas wiele zła, które nas niszczy lecz po czasie to zniszczenie
jest naszą siłą” – opowiedział, odchodząc. Skąd on? Przecież to słowa należące
do mojego taty, ostatni raz powiedział mi to gdy miałam wizję w pokoju Briana.
Jedna z bram zza których wyszło zwierzę otworzyła się. Ścisnęłam mocniej
rękojeść szykując się do kolejnego ataku i wtedy ujrzałam coś co doprowadziło
mnie do łez. Broń wyślizgnęła mi się z dłoni, a w gardle poczułam gulę, która
nie pozwoliła mi nic z siebie wydusić. Kolejna wizja, byłam tego pewna. Zza
bramy wyszły cztery Krasnoludy, lecz nie o nie chodziło. Tuż za nimi szli moi
rodzice i … to byłam ja jako dziecko. Trzymali mnie za rączki, wszyscy byliśmy
uśmiechnięci, wyglądaliśmy na bardzo szczęśliwych.
-
Erin, dobrze się czujesz? – zapytał Brian
Zlekceważyłam
jego słowa i ruszyłam przodem. Mama i tata wyciągnęli do mnie ręce, mówiąc żebym
się nie bała. Stanęłam przy nich i patrząc na samą siebie z przeszłości
chwyciłam ich dłonie.
-
Kim jest ta Pani? – zapytała mała ja.
- To Ty.
Tylko trochę starsza i silniejsza. – opowiedziała mama, łagodnie się
uśmiechając.
- Stary
szaman powiedział mi że na mnie czekacie. Czy wy chcecie, aby zginęła? Dlatego
widzę też samą siebie? – starałam się być opanowaną, zdawałam sobie sprawę że
pozostali patrzą na mnie jak na wariatkę, ale musiałam w tym momencie o nich
zapomnieć.
- Wręcz
przeciwnie. Musisz żyć. Nie poddawaj się
i krocz dalej, a na pewno kiedyś się spotkamy.
- A co jeśli
zawiodę? Jeśli nie pokonam Derwy i zginę? Wtedy będę z wami?
- Wybacz
kochanie, ale nasz czas dobiegł końca, nie poddawaj się i dąż do celu, bez
względu na to na jakie trafisz przeszkody. Kochamy Cię
- Zaczek… -
zniknęli. Dlaczego wszystko musi się tak bardzo komplikować? Jak mam do nich
dotrzeć? Przecież oni nie żyją, to oznaczało by że sama też muszę zginąć. Sama
na pewno nie poradzę sobie z tym natłokiem myśli. Odwróciłam się, w stronę
chłopaka który stał tuż przy mnie. Chyba zrozumiał że miałam jedną ze swoich
wizji i kładąc mi rękę na ramieniu powiedział że pomoże mi jak tylko będę tego
chciała.
Wraz z Brianem zostaliśmy
przeniesieni do pokoju w którym stał stół wypełniony po brzegi jedzeniem.
Kobieta, która nas tu przyprowadziła, powiedziała że mamy się rozgościć i
poczekać na przyjście Króla. Mamy usiąść jakby nic się nie stało i spokojnie
jeść? Skąd mamy mieć pewność że jedzenie nie jest zatrute? Zawołałam kobietę,
puki była jeszcze w naszym zasięgu. Kiedy znalazła się obok nas, rozkazałam jej
udowodnić że jedzenie nie jest zatrute. Z początku nie chciała na to przystać,
tłumacząc że jako służąca nie może jadać tych dań, dopiero zagrożenie jej
śmiercią wymusiło na niej zmianę podejścia, zaczęła próbować kilka dań, przez
jakiś czas ją obserwowałam po czym stwierdziłam że jedzenie nie jest zatrute.
Brian przez cały ten czas nie odezwał się ani słowem, tylko obserwował uważnie
moje ruchy.
- Chyba nie
zamierzacie rozmawiać ze mną o pustych żołądkach? – zapytał Król wchodząc z
ochroną.
- Myślisz że
udobruchasz nas tym jedzeniem? Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałabym
oszczędzić Twoje nędzne życie.
- Znałem
Twojego ojca. – zamurowało mnie. Co mój ojciec mógł mieć wspólnego z tym
Krasnoludem?
- Jego też
najpierw rzuciłeś na pożarcie tym bestią, po czym zaprosiłeś na obiad? –
zdenerwowana chwyciłam rękojeść broni, na co ochrona Króla zareagowała
natychmiast i stając przed nim wymierzyli w moją stronę swoje topory, Brian
również chwycił za broń dając mi tym samym do zrozumienia że mam jego wsparcie.
- Wychowałem
Twojego ojca. – odpowiedział, śmiejąc się i gestem uniesionej ręki pokazał
swoim ludziom by opuścili broń. Co to ma być za brednia? Ktoś taki i mój ojciec?
Lepiej żeby nie kpił ze mnie.
- Twój
ojciec nic Ci nie powiedział? – kontynuował – był sierotą, która w wieku 11 lat
postanowiła uciec w miasta, nie czuł się tam jak w domu. Przez pół roku żył w
dziczy, do dnia w którym został przez nas znaleziony. Nie wiem dlaczego, ale
postanowiłem się nim osobiście zająć. Wyszkoliłem go na świetnego wojownika,
liczyłem na to że zostanie z nami i będzie służył mi jako kapitan mojej armii.
Może gdyby mnie posłuchał nadal by żył, ale nie. On wolał wrócić do miasta, zaczął
odczuwać tęsknotę za miejsce w którym nic go nie trzymało. Odwrócił się od nas.
Mimo to kazałem go obserwować. Jego życie zaczęło się zmieniać, zapomniał o
swoich umiejętnościach, znalazł żonę, urodziła mu się córka i co z tego miał?
Śmierć.
- Nie masz prawa
tak mówić! – wydarłam się rozzłoszczona.
- Pozwól że
dokończę. Po jego śmierci, wiedziałem że będziesz chciała się zemścić. Czekałem
aż mnie znajdziesz. Teraz zapytasz po co wrzuciłem was do tej klatki? Musiałem
sprawdzić waszą siłę. Twój ojciec męczył się z nimi trochę dłużej i nie dlatego
że był sam, lecz nie potrafił zabić niewinnej bestii. To prawda że ona chciała
go zabić, ale czemu ona jest winna? Pokonując te bestie udowodniliście, że
jesteście godni by zyskać naszą pomoc.
Zaczęłam
wszystko analizować, mój ojciec nigdy nie mówił nic o Krasnoludach. Nawet nie
wiedziała że tak jak ja teraz był sierotą.
-„W
życiu spotyka nas wiele zła, które nas niszczy lecz po czasie to zniszczenie
jest naszą siłą” – odezwał się znów, widząc że nie wiem co powinnam na to
wszystko odpowiedzieć. – To moje słowa. Wiedziałem że trafią one do jego serca
i byłem więcej jak pewien że Tobie również je przekaże.
Nagle
poczułam dłoń Briana na swoim ramieniu. Spojrzałam mu w oczy, które chciały
chyba powiedzieć, że powinnam mu uwierzyć. Westchnęłam cicho i postanowiłam
postawić sprawę jasno.
-
Mówisz mi to wszystko dlatego że chce nam pomóc? A może sprawia Ci frajdę
obwinianie mnie i mamy o śmierć ojca?
-
Źle mnie zrozumiałaś. Próbuję Ci tylko wyjaśnić całe to zajście. Powiedz tylko
jak możemy Ci pomóc, a to dostaniesz.
-
W takim razie niech Twoi ludzie dołączą do nas. Potrzebuję wojowników, którzy
nie boją się zginąć. Każdy z nich niech zaopatrzy się we własne pożywienie. Nie
mamy czasu by zajmować się polowaniem dla tak licznej grupy. Ilu wojowników
jesteś w stanie mi zaoferować?
-
Starczy Ci 300? Wśród nich będzie 100 łuczników. – byłam zaskoczona tak sporą
ilością ich. Ilość elfów w porównaniu do nich jest naprawdę śmieszna.
-
Niech są gotowi na dziś wieczór. Proszę uświadomić ich że ja wydaję rozkazy
oraz że mamy po swojej stronie Elfy. W tym czasie pokaż nam drogę na zewnątrz.
Zamierzam wrócić do swoich ludzi. Będziemy czekać po drugiej stronie jeziora.
-
Nawet nie skosztujecie obiadu?
-
Weźmiemy na wynos. Brian zgadzasz się z moją decyzją? – zapytałam chłopaka by
nie mieć wyrzutów sumienia że działam nie pytając go o zdanie.
-
Nie mam zastrzeżeń. – odpowiedział krótko.
-
W takim razie bierzcie co chcecie. Zapewniam Cię że nie zawiedziesz się na
moich ludziach.
środa, 19 sierpnia 2015
Rozdział 15 - To oni znajdą nas.
Co to za
przeraźliwy ból? Do tego strasznie mi zimno, gdzie ja jestem? Co to za głos?
Ktoś jest przy mnie, słyszę jak szepcze coś pod nosem. Czy ja śnie? A może już
się obudziłam? Z pewnością zaczynam się budzić. Otworzyłam oczy, byłam w
namiocie, koło mnie leżał Brian, który był… W tym momencie zerwałam się
gwałtownie jak nigdy, oboje byliśmy nadzy, chłopak jeszcze spał, chwyciłam
szybko swoje ubrania i ubrana wyszłam z namiotu czując że zrobiłam coś
nieodpowiedniego. Żeby tego było mało strasznie bolała mnie głowa i potwornie
suszyło w gardle. Elfy już wyglądały na bardzo rozbudzone, co się ze mną
właściwie działo? Pamiętam że tańczyłam z chłopakiem, kilka pocałunków i dalej
nic, muszę znaleźć Fenny.
- Erin,
zaczekaj! – usłyszałam wołanie zza pleców, o wilku mowa, Fenny biegła
szczęśliwa w moją stronę – Jak się czujesz po przyjęciu?
- Nie
najlepiej, jakby to powiedzieć… nic nie pamiętam.
- Naprawdę?
Haha nie ma się co dziwić, trochę zaszalałaś, ale nie ma tego złego co by na
dobre nie wyszło. Jeśli faktycznie
zapomniałaś to oświecę Cię że zyskaliśmy poparcie elfów.
- Udało się?!
Czy jest coś jeszcze co powinnam wiedzieć?! – radość jaką poczułam na wieść, że
udało nam się zyskać sojuszników była nie do opisania, lecz męczy mnie jeszcze
jedna rzecz…
- Zgaduję że
masz na myśli Briana. Jak mogłaś nie powiedzieć mi że jesteście razem?! Wasz
związek spodobał się elfom, widziałam tylko że tańczyliście sporo, potem źle
się poczułaś, więc powiedział że się Tobą zajmie i poszliście.
- Zabije go…
Wybacz Fenny, ale muszę z nim porozmawiać.
Wparowałam
do namiotu, chcąc zatłuc go na śmierć, zadałam chłopakowi pierwszy cios z
zaskoczenia prosto w twarz, w pierwszym momencie chciał mnie odepchnąć, ale
zrezygnował widząc że to ja.
- Jak mogłeś
mnie wykorzystać?! Zaufałam Ci! A Ty wykorzystałeś pierwszą lepszą okazję i …
- Uspokój
się! Też tego chciałaś! Już zapomniałaś?!
- Poszedłeś
ze mną bo źle się czułam, a skończyło się na …
- Zamknij
się! To prawda, ciągle powtarzałaś że źle się czujesz, więc poinformowałem
Fenny że się Tobą zajmę, na miejscu zaczęłaś mnie podpuszczać, z początku
odmawiałem, ale również trochę wypiłem i nie dałem rady dłużej odmawiać, wiem
że źle zrobiłem, ale to nie tylko moja wina!
- Czemu mam
Ci wierzyć?! – że niby ja go prowokowałam?!
- Bo Cię
kocham i nie chcę byś przeze mnie cierpiała! Żałuje że do tego doszło, ale …
- Kochasz?
Mnie?
- Myślisz że
czemu wtedy pod drzewem Cię pocałowałem? Myślałem że to jasne.
Usiadłam na
moment by chwilę pomyśleć, spojrzałam na siniaka, którego zrobiłam chłopakowi
na policzku i przeprosiłam za swoją agresje. Obiecaliśmy sobie nie mówić o
wydarzeniu z tej nocy, sama również przyznałam że czuję do niego więcej niż mu
się zdaję, ale nie wypowiedziałam tych słów co on. Gdy tylko chłopak się ubrał,
zabraliśmy Fenny i skierowaliśmy się do Labelasa, aby omówić szczegóły wyprawy.
Dowódca widząc nas wyglądał na uradowanego, przysiedliśmy wszyscy do stołu i
zaczęliśmy dyskusję.
-
Przydzielam do waszej dyspozycji 40 najlepszych wojowników jakich posiadam w
wiosce, musicie wybaczyć tak małą ilość, lecz nie mogę ryzykować życia
mieszkańców, nasi wrogowie zapewne zaatakują, gdy dowiedzą się że część naszych żołnierzy wyruszyła z
wami. Moi ludzie będą wykonywać wszystkie Twoje rozkazy oraz będą poświęcać dla
Ciebie życie. Moją jedyną prośbą jest byś po wszystkim wróciła do mnie i
osobiście poinformowała rodziny poległych.
- Rozumiem,
obiecuję że wrócę, zrobię wszystko co w mojej mocy, aby zapewnić jak
najmniejsze starty w ludziach.
Przed
siedzibą Lonana czekali już nowi towarzysze, uzbrojeni po zęby, klęknęli przede
mną w celu okazania swojego oddania. Ku mojemu zaskoczeniu, podarowali nam
konie, ja oczywiście odzyskałam swojego, który był tak stęskniony że nie mógł
usiedzieć w miejscu. Wraz z Fenny i Brianem przygotowaliśmy swoje zbroje i
broń. Udało mi się znaleźć także rodzinę, która zajmie się Sevi, zapewniając
Lonana że teraz może mieć pewność że wrócę. Jeszcze ten lis… Do konia miałam
przymocowaną torbę, więc zapakowałam go do niej tak że wystawała mu tylko
głowa.
- Jeszcze
raz dziękuję za pomoc – zwróciłam się do całej wioski, przytulając mocno
dziewczynkę, po czym wsiadłam na konia, po mojej lewej na koniu siedziała
Fenny, a po prawej Brian, reszta szła za nami, podśpiewując jakąś piosenkę.
- Jaki jest
nasz następny ruch? – zapytała dziewczyna
- Będzie to
dość ryzykowne biorąc pod uwagę stosunki między tymi rasami, ale następnymi na
mojej liście są krasnoludy
- Myślisz że
są na tyle dobrzy w walce? – Zapytał Brian
- Osobiście
nie spotkałam żadnego, lecz ojciec powiadał że nasz król chciał zawrzeć z nimi
pokój ze względu na ich umiejętności.
- Jak je
znajdziemy? – zapytała dwójka naraz
- To oni
znajdą nas. – po tych słowach nie było więcej pytań, maszerowaliśmy na zachód w
kierunku góry o której mówił starzec.
Znajdowaliśmy
się w pobliżu jeziora, zaczęło się ściemniać więc zarządziłam postój i noc
spędzimy tutaj, konie niech odpoczną. Wyznaczyłam kilka osób do warty oraz ich
zmienników. Pozostali, albo rozpalili ognisko i zajęli się przygotowaniem
jedzenia, albo poszli od razu spać. Fenny wskoczyła do wody, namawiając i mnie,
lecz wolałam przygotować się na rozmowę z Krasnoludami. Siedziałam sama oparta
o swojego konia i spoglądałam w gwiazdy. Co takiego chcą mi przekazać rodzice?
Bardzo za nimi tęsknie, czasem zastanawiam się co bym teraz robiła, gdybym
zdarzenie z przeszłości nie nastąpiło. Z takimi właśnie myślami poszłam
zmęczona jeszcze po przyjęciu u elfów spać.
- Panno
Erin! – zaczęli krzyczeć żołnierze.
- Co się
dzieje?
-
Krasnoludy! Porwali Pani chłopaka!
- Jak
mogliście im na to pozwolić! – najlepsi wojownicy z wioski?! To miał być żart?!
- Nikt nic
nie widział, Panna Fenny pierwsza zauważyła jego zniknięcie, udało nam się
znaleźć ten list.
„Przyszliście
z nami walczyć tak marną grupą?! Mamy chłopaka, jeśli chcecie go odzyskać
wyślijcie swojego przywódcę na drugą stronę jeziora i lepiej żeby był sam. ”
Przynajmniej nie trzeba ich szukać.
Wstałam
chwyciłam broń, wsiadłam na konia i przekazałam dowództwo Fenny na czas mojego
powrotu, zakazując wtrącania się. Będąc po drugiej stronie, rozejrzałam się
uważnie, usłyszałam czyjś krzyk i zostałam zrzucona z konia.
- Związać
ją!
Nadal nikogo
nie widziałam, próbowałam uciec, ale sznur zaczął oplatać się wokół mnie, wtedy
zza krzaków wyszły uzbrojone Krasnoludy. Jeden z nich podszedł do mnie i zmusił
mnie do wypicia czegoś, na skutek wypitego płynu poczułam się senna i straciłam
przytomność.
- Erin!
Obudź się! Słyszysz mnie!? Nie możesz teraz spać! – poznaje ten głos, Brian,
otworzyłam oczy i od razu zrozumiałam co się dzieje, zaczęłam się szarpać,
musiałam się uwolnić jak najszybciej. Brian tak samo jak ja był przywiązany do
drewnianego słupa, znajdowaliśmy się w jakiejś dziurze, dość sporych rozmiarów,
nad nami było coś w rodzaju widowni. Mnóstwo tych karłów siedziało, krzycząc z
podekscytowania, machając przy tym rękoma jak dzikusy. Rozejrzałam się po
miejscu w którym się znajdujemy
- Za Tobą! –
krzyknął zdenerwowany chłopak. Odwróciłam głowę i zauważyłam sztylet, kawałek
dalej była moja broń. Co to ma znaczyć, chwileczkę czy te bramy nie są za duże
na nas a co dopiero na tych u góry?
- Co tu się
dzieje! – krzyknęłam w stronę widowni
- Grzeczniej
proszę – opowiedział jeden z nich, pewnie nie posłuchałabym go, gdyby nie fakt
że ma koronę – będziecie teraz walczyć na śmierć i życie. Mam dziś dobry dzień,
więc oszczędzę wam walki między sobą, wystarczy że wygracie z tym co dla was
przygotowałem.
O czym on
gada, bramy zaczęły się podnosić, a nad nami wysunęła się drewniana krata która
oddzielała nas od tych skrzatów. Zaczęłam dokonywać próby uwolnienia się,
ostrze było na tyle blisko że dosięgłam je palcami, widziałam że Brian zajął
się już sznurem. Złapałam sztylet i niezdarnie rozcinałam swój, kalecząc przy
tym swoje ręce. Bramy się otworzyły, co teraz? Dlaczego nic nie wychodzi. Do
środka został wpuszczony prosiak za którym wyleciały dwa potężne stwory. Były
chyba większe od wilka z którym przyszło mi walczyć w lesie. Są duże, fioletowa, wyglądają jak połączenie
psa z bykiem, oba mają dwa potężne rogi, długie grzywy i ostre pazury. Bestie
rozjuszone wyszyły między mnie a Briana, spojrzały na nas i z głośnym rykiem
ruszyły w naszą stronę.
niedziela, 19 lipca 2015
Rozdział 14 - Jeszcze nigdy się tak nie czułem
Ptaki
umilały nam tą chwilę spokoju swoim śpiewem. Mimo że próbowałam się odprężyć po głowie ciągle
chodziły mi słowa starca. Co miał na myśli mówiąc bym zaczęła patrzeć oczami
innych? Przecież to ja jestem przywódcą i ode mnie zależy przebieg misji. Może jednak powinnam zapytać co myśli o tym
reszta? Spojrzałam na chłopaka, który miał już otwarte oczy i wpatrywał się w
niebo.
- Coś Cię
niepokoi, zgadłam? – zachowywał się bardzo dziwnie, był taki cichy, nieobecny i
chyba trochę wystraszony.
- To
wszystko moja wina. Pamiętasz dzień w którym Lonan namieszał mi w głowie?
Chciałem powiedzieć Ci że on może wrócić, Lonan nie jest zwykłym człowiekiem,
jest w nim coś z czemu prędzej czy później będziemy musieli stawić czoła. Do tej pory nie jestem do końca
pewien, ale wydaje mi się że obserwował naszą walkę w lesie. Nie pamiętam nic
od momentu pójścia spać, aż do sytuacji w której prawie Cię zabiłem. Czuję że
zostaliśmy poddani jakiejś próbie. Może
gdybym podzielił się swoimi przypuszczeniami wcześniej, przygotowaliśmy się na
najgorsze, może reszta moich towarzyszy nadal by żyła.
- Brian, nie
obwiniaj się. Nawet jakbyś o tym powiedział to pewnie bylibyśmy przygotowani na
to że znowu się zjawi i będzie chciał walczyć, a nie na to że będzie próbował
nas podpalić. Rozumiem Twój ból, utrata bliskich osób bardzo boli. – na moje
słowa chłopak wstał i nadal wpatrywał się w niebo.
- Oni nie
byli mi bliscy, zawsze trzymałem się na uboczu i ograniczałem kontakty z nimi.
To oni zawsze próbowali zdobyć moje uznanie. Sam nie wiem dlaczego, ale czułem
że jest między nami bariera.
Nie
wiedziałam co mam w tej sytuacji powiedzieć, również wstałam i będąc przed nim
odwróciłam się do niego plecami i spojrzałam w niebo.
- Jeśli
jednak poczujesz że Ci ich brakuje, spójrz w niebo. Na pewno są gdzieś tam i Ci
się przyglądają, ja tak robię myśląc o rodzicach i pomaga. A jeśli to Ci nie
pomoże – odwróciłam się znów twarzą do chłopaka uśmiechając się – spójrz na
mnie, od kąt poznałam Ciebie i Fenny przypomniałam sobie jak to jest być dla
kogoś ważnym. Niech każde spojrzenie na mnie przypomina Ci że nie jesteś sam i
jest osoba dla której jesteś ważny.
Chłopak był
zaskoczony moimi słowami, odwzajemnił mój uśmiech po czym zbliżył się kładąc
jedną dłoń na moich policzku, a drugą delikatnie objął w pasie. Jego twarz
zbliżała się w kierunku mojej, aż nasze usta złączyły się w pocałunku. Nie
protestowałam, chciałam tego równie mocno. Nie mówiłam tego wcześniej, ale
czułam że między nami jest coś więcej. Coś czym kiedyś obdarzali mnie rodzice,
a mianowicie miłość. W tym krótki czasie zdążyłam go pokochać, nawet nie wiem w
którym dokładnie momencie to poczułam, lecz teraz to nie istotnie. Naszą chwilę
namiętności przerwał Ochi gryzący tym razem buta Briana. Oboje spojrzeliśmy
sobie w oczy z uśmiechami na twarzach.
- Jeszcze
nigdy się tak nie czułem – powiedział opierając swoje czoło o moje – Od kąt
zobaczyłem Cię po raz pierwszy czułem że jesteś wyjątkowa.
- Jesteś
uroczy – odpowiedziałam, obdarowując chłopaka jeszcze jednym pocałunkiem,
następnie wzięłam lisa na ręce i z pozytywnym nastawieniem skierowaliśmy się z
powrotem do miasta. Znaleźliśmy Fenny i Sevi, które znudzone siedziały i na nas
czekały. Dziewczynka na widok lisa ucieszyła się i wzięła go ode mnie.
- Musimy
porozmawiać z kimś kto ma tu najwyższą władzę – poinformowałam towarzyszy
- Jaki jest
plan – zapytała Fenny
- Starzec do
którego mnie zaprowadziłaś powiedział że Teveran na mnie czeka, musimy zebrać
tylu sojuszników ilu się da. Wojna jest nieunikniona. – oboje spojrzeli najpierw na siebie,
następnie przytaknęli i zaczęliśmy
wypytywać mieszkańców o ich szefa, ale wszyscy mówili że nie mają czasu. Ich
zachowywanie wskazywało na to że coś się szykuje. Udało nam się podsłuchać
rozmowę dwóch kobiet na temat jakiejś biesiady, która miała rozpocząć się za
około 3 godziny, do tej pory nie pozostaje nam nic innego jak czekać, ich
przywódca na pewno się zjawi.
Minął już czas przeznaczony na
przygotowania, przed jednym z największych budynków rozstawione były stoły, a
na nich mnóstwo jedzenia oraz picia. Najbardziej przykuł moją uwagę tron.
- Będziemy
musieli z daleka obserwować kto zasiądzie na tronie, a następnie nie spuszczać
go z oczu, jasne? – poinformowałam
pozostałych
- T.. – Nie
dokończyła Fenny, ponieważ przeszkodził nam jeden z elfów
- Wy również
dostaliście pozwolenie na uczestniczenie w zabawie, dowódca życzy sobie,
abyście zajęli miejsca koło tronu – ukłonił się wskazując ręką na miejsca,
które mamy zająć. Nie sądziłam że tak łatwo pójdzie. Zajęliśmy wyznaczone
miejsca, od lewej Sevi, Fenny, Brian i ja. Byliśmy plecami do jak było już
wiadomo siedziby dowódcy i wyczekiwaliśmy z niecierpliwością. Nasz stół
ustawiony był poziomo, a pozostałe przed nami pionowo, dzięki temu nikt nie
umknie naszej uwadze. Nagle wszyscy zaczęli wstawać, odwróciliśmy i od razu
poznałam tą osobę, to chłopak którego spotkałam wcześniej, bandaż nadal
znajdował się na jego ręce, uniósł rękę ku górze, na co wszyscy zaczęli
wiwatować, rozbrzmiała muzyka oraz zaczęła się uczta. Chłopak usiadł na swoim
tronie i z uśmiechem na twarzy zwrócił się do mnie.
-
Zaskoczona? – zapytałam z chytrym uśmiechem
- Dlaczego
tak się wyróżniasz na tle innych? – gwałtownie nasunęło mi się to pytanie na
język.
- Proszę mów
mi Labelas. Przywódca powinien wyróżniać się na tle swoich podwładnych, nie
sądzisz?
- Nie mogę
wypowiedzieć się na temat który nie dotyczy mnie.
- Nie
dotyczy? Z tego co wywnioskowałem z obserwacji i po rozmowie z szamane jesteś
przywódcą dla tamtej trójki.
- Może i
tak, ale poznaliśmy się w czasie wędrówki, każdy z nas pochodzi z innego
miejsca, więc normalną rzeczą jest to że jesteśmy różni.
- Dlaczego
nie wyruszyliście w dalszą drogę? Zgaduję że masz do mnie jakąś sprawę.
- Masz rację
Labelasie, pragnę prosić Cię o pomoc. Potrzebujemy sojuszników, którzy pomogą
nam w walce z Derwą. Moim celem jest…
- Zemsta i
uratowanie pozostałych mieszkańców od tej wiedźmy, nie musisz dalej tłumaczyć.
Wszystko zależy od tego jak spiszesz się tej nocy. Moim podwładni nie lubią
obcych, wielu prosiło nas o pomoc, dlatego organizowane są te biesiady. W
czasie ich trwania mieszkańcy oceniają nowych przybyszy. Jeśli wkupicie się w
ich łaski otrzymacie pomoc, jeśli będziecie sztywni tak jak teraz, przykro mi,
ale zostaniecie wygnani. Nie zmuszę ich do walki dla kogoś, kogo nie akceptują.
- Czyli
jeśli tej nocy, będziemy dobrze się bawić, pić, jeść i tańczyć zdobędziemy ich
uznanie i otrzymamy pomoc? – zapytał Brian.
-
Zgadza się, życzę powodzenia, są bardzo
wybredni. – z uśmiechem na twarzy wziął się za jedzenie.
Pomyślmy,
nie mam nastroju na zabawę, co za głupia próba… Sevi niech zbliży się do
dzieci, nie mogę ryzykować, zabierając ją ze sobą na wojnę. Ech… nie wieżę że
to robię… podniosłam kielich z winem i spojrzałam na Fenny i Briana, którzy
uczynili to samo, a następnie spożyliśmy czerwony płyn. Fenny nie potrzebowała
wiele żeby odejść od stołu i dołączyć do tańczących osób, po ich minach dało
się dostrzec zadowolenie.
- Na Twoim
miejscu bym tak nie siedział, to Ty jesteś najważniejsza – wyszeptał mi na ucho
Labelas.
Mam pomysł!
Nic innego nie wpłynie na ich uznanie jak związek, który walczy o
sprawiedliwość, spojrzałam na rozkojarzonego blondyna i łapiąc za rękę
pociągnęłam w stronę dwóch innych par. Zaczęły się pytania jak długo jesteśmy
razem itp, więc improwizowaliśmy, Brian szybko zrozumiał o co chodzi, więc wypadliśmy
wiarygodnie. Z kolejnymi wypitymi ilościami wina było coraz weselej, nie obeszło
się bez tańców na które namówili nas inni, z czasem przez dużą ilość wczuliśmy
się w swoją rolę bardziej niż bym się tego spodziewała na trzeźwo. Nasze usta
co jakiś czas łączyły się w namiętnym pocałunku, do czasu aż nastała ciemność.
piątek, 19 czerwca 2015
Rozdział 13 - Podejdź dziecko
Kiedy
otworzyłam oczy zorientowałam się że leżę w dużym namiocie, koło mnie po prawej
stronie leżał kosz pełen owoców i mały śpiący lis. Leniwie przeszłam do pozycji
siedzącej i przecierając oczy zbliżyłam się do wyjścia z namiotu, chciałam
wyjrzeć na zewnątrz, lecz lisia przybłęda zaczął ciągnąć mnie za bluzkę.
Odepchnęłam go i będąc poza namiotem moim oczom ukazało się miasteczko. Prócz
namiotu z którego wyszłam, były tu drewniane domki oraz rzucająca się w oczy studnia
znajdując się na środku miasteczka jeśli można tak nazwać to miejsce. Do moich
uszu docierał głos śmiejących się dzieci, rżenie koni oraz nawoływanie kupców,
jak to zazwyczaj jest na rynku. Mieszkańcy mieli długie, jasne włosy
niezależnie od płci. Kobiety ubrane w długie zielone szaty, na głowie miały
srebrny diadem oplatający górną część głowy z opadającym na
czoło małym diamentem, natomiast mężczyźni ubrani byli w zielone spodnie i
bluzki, skórzane buty sięgające trochę za kostkę, do pasa przyczepione mieli pochwy ze sztyletami w
środku. „ERIN” !!! Usłyszałam damski głos wołający moje imię, odwróciłam
się i ujrzałam Fenny biegnącą w moją stronę. Z początku byłam zaskoczona widząc
ją, podbiegłam do niej i mocno ją ścisnęłam. Szybko
zdałam sobie sprawę z tego że to znów był potworny sen, muszę zacząć je jakoś
kontrolować, chyba że ktoś lub coś chciało mi w tym śnie przekazać wiadomość.
Tylko jaką? Czyżby dziewczyną groziło niebezpieczeństwo? Ale jeśli to był sen
to co ja tu robię? Z rozmyślań wyrwał mnie znów ten rudy lis, gryząc tym razem
mojego buta.
- Chodź
pokażę Ci coś! – powiedziała podekscytowana dziewczyna wzięła lisa na ręce i
ostrzegła że mam uważać na niektórych mieszkańców bo nie są pozytywnie
nastawieni na tubylców. Kim są Ci nowi mieszkańcy? Zwróciłam szczególną uwagę
na jedynego mężczyznę, który miał tu krótkie włosy. Szczególnie w oczy rzuciły
się jego uszy, był Elfem, wszystko jasne. Elfy i ludzie nigdy nie żyli w
zgodzie. Elfy jako hobby traktują wdawanie się w kłopoty, uważają się za
lepszych oraz są najmniej tolerancyjne jeśli chodzi o inne rasy, gdyby zjawił
się tu jakiś krasnolud, pewnie został by wzięty na tortury bez zbędnego
przesłuchania. Chłopak również zwrócił na mnie uwagę, owijał rękę bandażem co
wskazywało na to że musiał dopiero co wrócić z wyprawy, albo poszedł na skróty
i na miejscu wdał się w bójkę. Miał krótkie, czarne włosy w przeciwieństwie do
pozostały mieszkańców. Ubrany w brązowe spodnie i niebieski płaszcz
zdecydowanie się wyróżniał.
- To tutaj –
zatrzymała mnie dziewczyna i pokazała na wybieg dla koni, na każdym z osobna
były malowidła w różnych kształtach i kolorach.
- Konie i co
z nimi?
- Nie
poznajesz?! Tam jest też Twój! – krzyknęła pełna entuzjazmu. Miała rację,
poznałam swojego konia i wydawało się że on mnie również. Stanął na tylnych
nogach i machając przednimi w górze zaczął szczęśliwy rżeć.
- Fenny co
wiesz o tym miejscu? – cieszyłam się że znów widzę swojego rumaka, lecz w tym
momencie miałam kilka ważnych spraw do wyjaśnienia. Koń może poczekać.
- Niewiele,
jest to wioska leśnych elfów, pomogli nam w czasie pożaru i pozwolili zostać aż
nie nabierzemy sił. – pożar? O czym ona mówi? – Przeżyłyśmy tylko my, Brian i
Sevi. Pozostali, albo uciekli zostawiając nas samych, albo spłonęli. To było
straszne.
- Nic nie
pamiętam… Co się ze mną działo? Gdzie pozostała dwójka? I dlaczego tamci nas
zostawili?
- Nikt tego
nie wie, spałaś jak zabita, szaman powiedział by Cię nie budzić, mówił coś o
jakiejś wizji. Siedzieliśmy z Brianem i małą przed budynkiem, nagle nie wiadomo
skąd budynek zaczął się palić wszyscy zaczęli z niego wybiegać, ale Ciebie z
nimi nie było. Brian kazał mi zostać z Sevi, a sam po Ciebie wrócił i wyniósł
na rękach. Nasze bronie, wraz z innymi rzeczami przepadła, w lesie napotkaliśmy
na grupę elfów zaniepokojoną pożarem i to by było tyle. Powiedzieli że nie
przyjmą obcych do swoich domów, więc
rozłożyli nam tamten namiot.
- Gdzie są
teraz Brian i Sevi?
- Sevi bawi
się z innymi dziećmi, a Brian od dnia pożaru tylko kilka razy odwiedził Cię w
namiocie, resztę czasu spędza w samotności.
- Kilka
razy? Który dzień już tu jesteśmy?
- Trzeci.
- Posłuchaj
teraz uważnie. Zaprowadź mnie do tego szamana, wydaje mi się że ma rację co do
tego że miałam wizję. Śnił mi chyba ten sam pożar, muszę z nim porozmawiać. – nie
powiedziałam nic o jej śmierci, aby jej nie straszyć. Najpierw porozmawiam z
kimś kto może coś wiedzieć na ten temat, dopiero później będę mogła powiedzieć
pozostałym coś więcej.
Dziewczyna zaprowadziła mnie do
lasu, w którym siedział staruszek otoczony leśnymi zwierzętami.
- Podejdź
dziecko. – odezwał się nawet nie patrząc w naszą stronę. Fenny wypchnęła mnie do
przodu, samej wracając do miasteczka. – Czekałem na Ciebie – kontynuował – a
więc miewasz wizje? Proszę usiądź przy mnie i opowiedz mi o nich. – tak też
zrobiłam. Podeszłam bliżej i patrząc mu w oczy zorientowałam się że jest nie widomy.
- Ostatnio miewam
dużo snów, których w ogóle nie rozumiem.
Widzę w nich swoich zmarłych rodziców, którzy ostatnio wydawało mi się że
naprawdę są przy mnie. To było bardzo realistyczne, czułam ich dotyk, a kiedy
pojawiła się inna osoba, zniknęli. Teraz śnił mi się pożar uciekłam, po drodze
znajdując swoich przyjaciół martwych, na końcu, sama zostałam zaatakowana i
wydaje mi się że zdradzona… Ale w
rzeczywistości był tylko pożar, jak mam to rozumieć? Dlaczego spałam trzy dni?
- Twoje
wizje nie zawsze muszą tyczyć się jednego dnia. W czasie jednej wizji mogą
pojawić się rzeczy, które będą miały miejsce w różnych terminach. Pragniesz
zemsty, zgadza się? – zapytał szaman uśmiechając się i chwycił moją dłoń. –
Zwierzęta mi powiedziały gdzie leży. Może i jestem niewidomy, ale nie jestem
sam. To są moi przyjaciele, oni są moimi oczami. A Ty? Czym Ty spoglądasz na
świat?
- Jak to
czym? Przecież moje oczy są zdrowe,
mógłby Pan mówić trochę jaśniej?
- Naucz się
spoglądać na otoczenie oczami innych. Mów o wszystkim swoim towarzyszą, oni
mogą widzieć rzeczy, których ty nie dostrzegasz. Hmmm… gdzie się podziewa Ochi?
- Kto taki? –
dlaczego zaczyna zmieniać temat?
- Ochi, w
języku naszych przodków oznaczało oczy. Miał Cię pilnować. Ale to nie jest
teraz istotne, mam nadzieję że szybko do Ciebie wróci. Posłuchaj uważnie co mam
Ci do powiedzenia.
Nagle wokół
nas zaczęła unosić się niebieska chmura, była tak gęsta że nie widziałam nic
poza nią. Z gęstej chmury, wydostawały się dymne zwierzęta, które znikały jak
tylko próbowałam je dotknąć. Jelenie, dziki, lwy, konie, takie formy przybierał
dym, następny był… smok. Jego postać była największa i nie chciała zniknąć.
- To jego
szukasz. Teveran, najpotężniejszy ze smoków, który stracił moc, przez ludzi. A
to? Pomyślmy… Tak, to na pewno są Twoi rodzice. Cała trójka próbuje nawiązać z
Tobą kontakt. Oni na Ciebie czekają. – przyglądałam się trzem kształtom, były
to smok i dwie postacie.
- Ale moi
rodzice nie żyją już od 10 lat. Nie mogą na mnie czekać, ponieważ to by
znaczyło że muszę umrzeć. Czy jest jakiś sposób bym to ja się skontaktowała z
nimi?
- Niestety
nie, tylko oni to potrafią. Zbierz armię i wyrusz w góry którym ciemność jest
obca, światło jest tam wieczne, dostrzec je mogą tylko wybrani. Teveran Cię
wybrał, zmierzaj na zachód, zjednocz się z napotkanymi plemionami, gdy już
będziecie gotowi Twoi rodzice będą czekać. – poczułam się jakby dymne figury
weszły we mnie, mgła zaczęła opadać, a starzec zniknął. Kiedy mgła całkowicie
opadła, zauważyłam przed sobą Ochi. Dobra lisie, idziesz ze mną, jakkolwiek
masz mi pomóc. Zjednoczyć plemiona? Stworzyć armię? Może uda mi się zawrzeć
porozumienie z Elfami, to byłby duży krok do przodu. Lis zaczął znowu ciągnąć
mnie za buta, nie wytrzymam z nim długo… Kiedy chciałam wziąć go na ręce zaczął
uciekać, pobiegłam za nim i zauważyłam że zatrzymuje się przy samotnie
siedzącym Brianie. Podeszłam bliżej i kucnęłam przed chłopakiem, który patrząc
na mnie poczuł chyba ulgę. Usiadłam koło chłopaka i siedzieliśmy w ciszy
patrząc na motyle latające w parach. Mimo
że nie rozmawialiśmy ze sobą, ta cisza nie była krępująca. Nie pamiętam,
kiedy ostatni raz czułam taki spokój.
- Musimy
poprosić ich o pomoc – przerwałam milczenie, chciałam mieć za sobą, rozmowę z
Elfami.
- Ciii –
odpowiedział chłopak, złapał mnie za rękę i zamykając oczy oparł głowę o
drzewo. – Posiedźmy jeszcze chwilę, zaraz to załatwimy.
Zgodziłam
się, patrząc na nasze splecione razem palce, oparłam głowę o ramię blondyna i
również zamknęłam oczy wsłuchując się w śpiew ptaków.
niedziela, 31 maja 2015
Rozdział 12 - Po co marnować życie na strach przed śmiercią?
Podeszłam
jeszcze kilka kroków, wtedy i oni mnie zauważyli. Widząc że niosę nieprzytomną
Katrin biegiem ruszyli w moją stronę. Brian wziął dziewczynę, a Fenny chciała
pomóc mi widząc krew na mojej nodze, lecz odmówiłam pomocy, miałam wystarczająco
siły by dojść o własnych siłach.
- Co się
stało? – zapytał chłopak
- Czy między
wami jest coś więcej? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie, my
się tylko przyjaźnimy, nawet nie przyjaźnimy… już Ci tłumaczyłem że jest dziwna
i staram się ograniczyć kontakt z nią,
dlaczego pytasz?
- Próbowała
mnie zabić, ponieważ twierdzi że odbieram jej Ciebie. Próbowała wbić mi sztylet
w plecy, a kiedy złapałam jej rękę sama się nadziałam – wyjaśniłam nie do końca
wiedząc co w tym momencie czuję. Z jednej strony czuję się winna, a z drugiej
wiem że się broniłam i ta sytuacja nie musiała mieć miejsca. Weszliśmy do
budynku, gdzie pozostali mieszkańcy zajęli się dziewczyną, ja natomiast poszłam
z Fenny i Brianem do pokoju, gdzie opatrzyli mi nogę.
- Co się
stało? – zapytała wystraszona Sevi wchodząc do pomieszczenia, w którym się
znajdowaliśmy.
- Miałam
małe problemy w lesie, ale nie ma się czym martwić. Poradziłam sobie.
- Co Cię
zaatakowało? – zapytali
- Wilk, był trzy razy większy ode mnie. Trochę zajęło mi
pokonanie go, ale poradziłam sobie mimo że nie było to proste. – już o nic nie pytali.
Kiedy
skończyli zajmować się moją nogą, zostawili mnie samą w pokoju aby mogła odpocząć. Położyłam się i patrząc w sufit
zastanawiałam się czy Katrin z tego wyjdzie. Po chwili przemyśleń pogrążyłam
się w śnie.
Do moich uszu zaczęły dochodzić
dziwne odgłosy. Otworzyłam oczy, ale nie dostrzegłam nic co mogłoby je
spowodować. Dźwięk dobiegał prawdopodobnie zza drzwi. Wstałam z łóżka i wyszłam
i skierowałam się w ich stronę w celu opuszczenia pokoju. C-co tu się stało? Ogień,
był dosłownie wszędzie, podeszłam do barierki i przez chmury dymu widziałam
światło, które prawdopodobnie wskazywało wyjście. Chciałam cofnąć się do
pokoju, aby zabrać chustę i broń, lecz drzwi były zamknięte i nie chciały się
otworzyć. Nie mając wyboru zasłoniłam usta dłonią i skierowałam się do schodów,
na które kiedy byłam naprawdę blisko zleciała belka z sufitu, która w tępię
natychmiastowym została pochłonięta przez ogień i uniemożliwiła mi ucieczkę.
Niech to szlag. Odwróciłam się, aby dostać się na schody z drugiej strony, lecz
one również zostały pochłonięte przez ogień. Miałam jedno wyjście, skoczyć.
Zbliżyłam się do barierki, wychyliłam się, aby sprawdzić czy mogę bezpiecznie
zeskoczyć. Dym był tam zbyt gęsty, musiałam ryzykować. Przeszłam za barierkę i
ostrożnie łapiąc za coraz to niższe jej części zaczęłam się obniżać. Kiedy nie
miałam już czego się złapał, puściłam się całkowicie, lecąc w dół. Wpadłam na
drewniany stół, który pod wpływem mojego ciężaru i siły z jaką uderzyłam złamał
się na pół. Teraz już nic nie widziałam,
poza światłem do którego zmierzałam. Wstałam obolała z ziemi, próbując się jak
najszybciej wydostać. Zaczęłam się krztusić przez dym dostający się do moich
płuc. Byłam coraz bliżej światła, gdy nagle potknęłam się o coś. Dym jakby
celowo odleciał z tego miejsca i wtedy serce stanęło mi w gardle.
- Fenny! –
krzyknęłam widząc jak leży w kałuży krwi, była blada i zimna jak lód, a jej
oczy cały czas były otwarte. W jej piersi znajdowała się strzała. Nie zważając
na ogień, znajdujący się dookoła, wzięłam dziewczynę w ramiona, wtuliłam twarz
w jej szyje zaczęłam płakać i krzyczeć. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z
tego jak się do niej zbliżyłam, czułam
potworny ból w sercu. Na rękach miałam jej krew, przyglądałam się chwilę w
osłupieniu swojej dłoni i dostrzegłam czarne duże pióro, wzięłam je do ręki i
zdałam sobie sprawę że muszę z tą
uciekać, jeśli zamierzam przeżyć. Coraz ciężej mi się oddychało, z każdą minutą
czułam się słabsza, a łzy jeszcze bardziej pogorszyły mi widoczność. Wiedziałam że nie dam rady jej stąd wynieść.
Ostatni raz wtuliłam się w dziewczyny szyję, zamknęłam jej powieki, wstałam i
zastanawiając się gdzie jest reszta dotarłam do wyjścia. Będąc na zewnątrz odeszłam na bezpieczną odległość i odwróciłam
się w stronę budynku. Teraz już cały był w ogniu. Co tu się stało? Gdzie jest
reszta? Kto za tym stoi i dlaczego to zrobił? Dlaczego ja wyszłam cało?
Dlaczego Fenny się nie udało? Skąd się
tam wzięło to pióro? Te pytania nasuwały mi się do głowy z takim tempem że
zaczęłam się w nich gubić. Usiadłam pod drzewem, próbując się uspokoić i
pozbierać myśli. „Powinnaś się pośpieszyć”, usłyszałam nagle, ale nikogo nie widziałam.
- Gdzie
jesteś?! – zapytałam, czując się zagrożona. Zaczęłam wpatrywać się w głąb lasu
i znów usłyszałam te słowa „Powinnaś się pośpieszyć”, głos dobiegał zza moich
pleców, odwróciłam się gwałtownie i zauważyłam Fenny z Sevi na rękach.
- C-co tu
się dzieje! – krzyknęłam. Ostatni raz czułam się tak kiedy zginęli moi rodzice,
w tym momencie bałam się, chciałam aby to okazało się złym snem. – Przecież
leżałaś tam i …
- Musisz ich
powstrzymać . – powiedziała, patrząc na mnie, spojrzeniem tak chłodnym jak jej
skóra, kiedy dotknęłam ją w budynku.
- Ale kogo?!
Jak mam ich powstrzymać?!
- Ile krwi
jesteś w stanie przelać by ratować czyjeś życie? – w tym momencie podała mi
ciało dziewczynki do rąk. Samej zabierając ode mnie pióro. Dziewczynka miała
głęboką ranę w brzuchu, na ten widok zrobiło mi się słabo, czułam jak blednieje
a przez moje ciało przechodzi gęsia skórka.
- Nie
rozumiem… Wiesz dobrze że zrobię wszystko co w mojej mocy żeby chronić osoby na
których mi zależy, tak jak i te bezbronne i niewinne.
- Musisz przyznać, że trzymanie się życia to prawdziwa
męczarnia. Na każdym kroku czai się niebezpieczeństwo, ludzie umierają za czyny
popełnione przez innych, umierają także aby obronić siebie nawzajem. Jest to
bardzo szlachetny i odważny czyn. –
mówiąc to oglądała uważnie pióro.
- Fenny…
- Po
co marnować życie na strach przed śmiercią? Proszę, wstań – nie rozumiała nic z
jej słów. Była tajemnicza, momentami obojętna i jej spojrzenie, które mi
posłała wydawało się że chce mnie obwinić o to co się stało. Na jej prośbę
wstałam, nie puszczając dziewczynki.
-
Nie bój się śmierci – powiedziała zabierając dziewczynkę z moich rąk. Wyminęła
mnie idąc w głąb lasu.
-
Zaczekaj! Dokąd idziesz?! – zapytała czekając aż powie mi z czym mam do
czynienia. – Powiedz czy to sprawka Derwy? – jako odpowiedź usłyszałam tylko
śmiech. Doszłyśmy do wykopanego już dołu w ziemi, do którego włożyła lodowate
ciało Sevi.
-
Twoim wrogiem nie jest w tej chwili Derwa. W tej chwili, aby znaleźć tego,
który za tym stoi podążaj za tym – powiedziała oddając mi pióro i weszła do
dołu, kładąc się obok dziewczynki, karząc mi zajrzeć za drzewo. Tak też
zrobiłam, znajdowała się za nim wbita w ziemie łopata. Wzięłam ją w ręce i
wracając do dziewczyny, zauważyłam że leży z zamkniętymi oczami. Jej klatka
piersiowa przestała się ruszać. Wyciągnęłam rękę w jej stronę, aby ją obudzić i
wtedy zorientowałam się że nie oddycha. W głowie usłyszałam jeszcze cichy szept
„Nie bój się śmierci”. Odczekałam chwilę dla upewnienia się że dziewczyna się
nie obudzi i zaczęłam zasypywać dziurę piachem. Fenny… Obiecałam was chronić, a
zawiodłam Ciebie, Twoich przyjaciół i samą siebie. Stałam nad grobem, jeśli
mogę to tak nazwać w obecnych warunkach i trzymając w ręku pióro uważnie mu się
przyglądałam zastanawiając się jak ma mi ono pomóc. Była na nim krew, żadnej
wskazówki. Nagle przypomniałam sobie o pozostałych. Brian, Katrin co z nimi?
Gdzie się podziali? Obróciłam się, aby wrócić do kryjówki w celu rozejrzenia
się, niespodziewanie zauważyłam postać stojącą tuż przy mnie. Nie widziałam
twarzy, ponieważ postać była zakapturzona, pomimo to wiedziałam że jestem w
niebezpieczeństwie. Z pleców mojego nieprzyjaciele wyrastały ogromne, kruczo
czarne skrzydła. Zrobiłam krok w tył i znów wpadłam na kogoś. Byłam osaczona,
osoba stojąca za mną, załapała mnie w mocnym uścisku, ostatnie co poczułam to
ból i krew na rękach, tym razem moja krew. Zanim ogarnęła mnie całkowita
ciemność usłyszała ostatnie trzy słowa, „Dobra robota Brian”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)